Bohater meczu z Norwegią: Emmanuel Olisadebe

Kiedy wyjeżdżał z Polski zastanawiano się, czy będzie jeszcze chciał grać dla kraju, którego obywatelem jest od pół roku. W meczu z Norwegią Emmanuel Olisadebe dał odpowiedź

Bohater meczu z Norwegią: Emmanuel Olisadebe

Kiedy wyjeżdżał z Polski zastanawiano się, czy będzie jeszcze chciał grać dla kraju, którego obywatelem jest od pół roku. W meczu z Norwegią Emmanuel Olisadebe dał odpowiedź

Przyspieszenie i szybkość - te właśnie cechy trzy i pół roku temu uratowały Nigeryjczyka przed powrotem do domu. Ryszard Szuster przywiózł do Polski nastoletniego piłkarza z Afryki. Wisła Kraków nie miała jednak pieniędzy, a w Ruchu Chorzów go nie chcieli. I gdy miał pakować rzeczy, zobaczył go menedżer Polonii Jerzy Engel. Sponsor stołecznego klubu Janusz Romanowski zdecydował się wydać 165 tys dol. Czy miał przeczucie, że nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto?

Olisadebe nie od razu umiał znaleźć się w Polsce. Gdy kiedyś Engel nie pozwolił mu wyjechać do domu, na znak protestu ufarbował włosy. Ale posłuchał, gdy kazano mu zmyć farbę i wziąć się do pracy. Na boisku też nie był orłem od razu. Kiedy w maju 1998 nie wykorzystał karnego w półfinale Pucharu Polski z Aluminium Konin, długo nie mógł się z tym pogodzić. Płakał w szatni jak dzieciak za mamą, a koledzy długo tłumaczyli mu, że to jeszcze nie koniec świata.

Szybko przekonał się, że mieli rację. 10 miesięcy temu Polonia zdobyła tytuł mistrzowski, a Olisadebe stał się gwiazdą ligi. Wtedy zrodził się pomysł, by dać mu obywatelstwo. Prezydent Aleksander Kwaśniewski to przecież kibic sportowy, więc w lipcu w drodze wyjątku Emmanuel został Polakiem. Dostał paszport i mógł swobodnie poruszać się po Europie.

Już w pierwszym meczu w Bukareszcie zdobył gola, wpychając piłkę do siatki z linii bramkowej. Imponujące było nie to, że strzelił, ale że tak szybko znalazł się w odpowiednim miejscu. Przed spotkaniem z Ukrainą, pierwszym o punkty eliminacji do MŚ, optymiści nieśmiało zastanawiali się, jak wypadnie rywalizacja Olisadebe z królem strzelców Serie A Andrijem Szewczenką. To, co stało się w Kijowie, przypominało sen. Emmanuel zagrał mecz życia. Pierwszy kontakt z piłką i 1:0 dla Polski. A potem wiele wygranych pojedynków, druga bramka, wywalczony rzut karny. Skończyło się na tym, że ukraińscy obrońcy w pojedynkę nie próbowali go nawet atakować. Obawiali się Nigeryjczyka znacznie bardziej niż Polacy Szewczenki. Olisadebe został w Polsce bohaterem, ale rozgłos i poklask nie bardzo mu pomogły. Szczególnie gdy przekonał się, że sława ma złe strony - w Lubinie kibice "przywitali" go bananami.

Olisadebe grał coraz gorzej i gorzej, jakby chciał, żeby wyśrubowana po meczu w Kijowie cena spadła na łeb na szyję. Myślami wyraźnie był gdzie indziej. Stało się oczywiste, że czeka na transfer. Wreszcie znalazł się w Panathinaikosie obok Krzysztofa Warzychy. Ale nie tylko nie przestał uczyć się polskiego, nie przestał także chcieć grać w reprezentacji. To dla niego jedyna droga, by znaleźć się na mundialu, i wydaje się, że chimeryczny Nigeryjczyk podąża nią z niebywałą konsekwencją. Przed meczem w Oslo porównywano go z gwiazdą Valencii, ciemnoskórym Norwegiem Johnem Carewem. I z tej konfrontacji wyszedł zwycięsko. Zwolennicy lipcowej decyzji Kwaśniewskiego mogli jeszcze raz uścisnąć sobie ręce.

Fenomen Olisadebe ma wiele wspólnego z Jerzym Engelem. Trener kadry traktuje go jak największy skarb, zwraca się do niego "mój chłopcze". A chłopiec? Płaci dług wdzięczności na bieżąco.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.