Jacek Krzynówek: Jestem, to niespodzianka. Tym bardziej że wiele osób mnie skreśliło po pamiętnym, drugim w życiu, występie w kadrze przeciwko Hiszpanii. Popełniłem błąd, po którym Raul strzelił nam gola [Krzynówek debiutował na Słowacji, za kadencji Janusza Wójcika, Polska wygrała wtedy 3:1, a kadrę rywali prowadził, jeden raz w życiu, Dusan Radolsky, obecny szkoleniowiec Groclinu - rb]. Mecz z Hiszpanami to był debiut trenera Jerzego Engela. Po takim błędzie na starcie kariery reprezentacyjnej można było się załamać i dać sobie spokój, powiedzieć: "Ja się nie nadaję, niech grają lepsi". Jednak zacisnąłem zęby i powiedziałem sobie, że to jeszcze nie jest mój koniec... I teraz, po dwóch latach, opinia, że jestem najlepszym polskim piłkarzem, musi mnie dowartościowywać.
- Oczywiście, że czuję wielki niedosyt. Nie awansowaliśmy nawet do baraży. Poza tym spadłem z Norymbergą do II ligi - kolejny powód do rozczarowania. Tak się jednak w życiu układa - raz na wozie, raz pod.
- Na pewno nie była to mocna grupa... Ciężko mi o tym mówić. To nasza wina - piłkarzy, trenerów. Normalnie powinniśmy być przynajmniej w barażach. To wielka porażka. Większa niż spadek z Norymbergą.
- Nie wiem, czy wybrano mnie, bo nie było kogo. Cieszę się, że wreszcie ktoś dostrzegł, że potrafię grać, że i pomocnik może być kimś ważnym w drużynie.
- Miłe słowa. Nie zawodzę trenera i kibiców, stąd pewnie i taka opinia. Mnie to motywuje do tego, by formę ustabilizować na jeszcze wyższym poziomie.
- Tych zarzutów, sprzed lat, nie brałem do serca. Wiadomo, że każdy piłkarz ma swoich zwolenników i przeciwników. Pierwszych będzie zachwycał zawsze, drugich nie przekona nigdy. Ja kocham piłkę, gram i to dla mnie najważniejsze. Prawa do oceny nikomu nie odbieram. Starałem się i staram żyć z krytyką.
- Z Włochami, wygrany 3:1. Wszyscy zagraliśmy bardzo dobrze. Nasza współpraca na boisku już jakoś wyglądała, efektem tego był wynik. Dochodziły do mnie głosy po tym spotkaniu, że zainteresowały się mną jakieś kluby, ale ja jestem zadowolony, że mam kontrakt z Leverkusen. Nie brałem tamtych wiadomości na poważnie...
- Ja bym chciał. Jednak to działacze Bayeru muszą dojść do porozumienia z FC Nuernberg.
- Czuję się tam bardzo dobrze i wciąż mam swoje plany. Choć jestem w Niemczech od pięciu lat, to jednak tylko przez dwa sezony występowałem w I Bundeslidze. Chciałbym wreszcie pograć w niej dłużej. Jednak wyjazdu z Niemiec nie wykluczam.
- W klubie gramy bardzo ofensywnie, ustawieniem 4-3-3, kiedy atakujemy i 4-5-1, gdy się bronimy. Ja mam typowo ofensywne zadania, znajduję się w sytuacjach strzeleckich i, co ważniejsze, potrafię gole zdobywać.
- Niezręczne pytanie. Jednak pojawiły się już głosy - i w Niemczech, i w Polsce - że po prostu marnuję się w tej II lidze. Ja też uważam, że... to tylko II liga. I tam się nie gra w piłkę. Tam się ją tylko kopie i biegnie. Różnica, między I a II ligą niemiecką, jest ogromna.
- Dokładnie, takie są wymogi tej II Bundesligi. Ostatnio doznałem kontuzji kostki. Ból był taki, że pomyślałem: "wszystko mam pozrywane". Na szczęście kostka była tylko mocno stłuczona i od stycznia powinienem normalnie trenować.
- To nie w moim stylu. Nie będę symulował kontuzji. Wypełnię kontrakt z Norymbergą, jeśli nie dogada się z Bayerem już teraz. I dam z siebie wszystko.
- Nie, bo w I już grałem i jakoś sobie radziłem.
- I ma rację. Jednak, niestety, zdarzyły się nam mecze w Sztokholmie i Chorzowie. Na szczęście pojawił się promyk nadziei, że potrafimy grać i wygrywać. Choć to były tylko mecze towarzyskie, ale z najlepszymi.
- Może coś w naszej psychice siedziało? Ze Szwecją walczyliśmy o wszystko, nie udźwignęliśmy presji. A z Włochami graliśmy tylko o prestiż, aby się pokazać... Ja mam nadzieję, że z Anglią w eliminacjach MŚ w Niemczech będziemy grać jak z Włochami, a nie jak ze Szwecją.
- Tak. Z Anglikami nigdy nie grałem, mam nadzieję, że to będzie dobry debiut. Czas chyba zdjąć kolejną klątwę. Dwa lata temu, po 16 latach, awansowaliśmy do finałów mistrzostw świata, teraz pora znowu wyeliminować Anglików.
- Najważniejsze, abyśmy wszyscy byli zdrowi. Jeśli tak, to i forma przyjdzie. A gdy będzie zdrowie i forma, to nie boję się tych eliminacji. Mogliśmy trafić na lepsze zespoły. Każdy jest w tej grupie w naszym zasięgu.
- Piłka to gra błędów. Kto ich popełni więcej, przegrywa. Dlatego na boisku musi być 11 liderów - 11 osób biorących na siebie odpowiedzialność za wynik.
- Nie. Kaset nie zbieram, zacznę, jak będę kończył grać w piłkę. Jeśli już do jakiegoś meczu wracam, to do tego przeciwko USA na mundialu, gdzie zagraliśmy bardzo dobrze. No i ten z Włochami... Z Mariuszem Kukiełką [inny polski piłkarz Norymbergi, zagrał w Warszawie - rb] często sobie wspominamy, jak to świetnie zagraliśmy przeciwko Włochom (śmiech).
- No właśnie. Czekam i czekam (śmiech). Słucham, więc...
- Ja mam nadzieję, że znalazło się wreszcie rozwiązanie dla nas obu. Bo ciągle mówiliście, że "szkoda, by jeden z dwóch tak dobrych i pożytecznych piłkarzy siedział na ławce rezerwowych".
- Nie. Wszystko dzieje się automatycznie, zależy od sytuacji na boisku. Idziemy w ciemno.
- Boże Narodzenie spędzę w domu, z rodziną. Pół roku poza domem to wystarczająco dużo. Nadrabiam zaległości. Sylwester? Nie mam planów, bo 1 stycznia prawdopodobnie wyjeżdżam do Niemiec. Następnego dnia jest pierwszy trening. I mam nadzieję, że już będę zdrowy i też będę ćwiczył. Nie myślałem, by po sylwestrze zrobić sobie wolne, powiedzieć, że mnie wciąż boli. Kto się spóźni na rozpoczęcie sezonu, płaci karę.
- Bo tak jest. Jeśli w domu jest wszystko w porządku, poukładane, najbliżsi są zdrowi, to można skoncentrować się na grze w piłkę.