Jacek B±k dla Gazety: Mieli¶my swój dzień

- Dzwonili już do mnie dziennikarze z Francji, pytaj±c: "Jak to się stało, że wygrali¶cie z Włochami?". Francuzi mog± nie zwracać uwagi na zwycięstwa Polaków, ale porażka Italii zawsze robi na nich wrażenie - mówi Jacek B±k.

Dariusz Wołowski: Po meczu ze Szwecją w eliminacjach Euro 2004 kilku z was przyznało, że z czołowymi zespołami Europy reprezentacja Polski walczyć nie jest w stanie. I co Pan powie kibicom po zwycięstwie nad Włochami?

Jacek Bąk: Dobre pytanie (śmiech). Ale piłka taka jest. W jednym meczu nic się nie da zrobić, a za chwilę wygrywa się, i to nawet z silniejszym rywalem. Strzeli się bramkę, potem drugą i jest entuzjazm, wszyscy walczą, harują, mają swój dzień. W meczu w Chorzowie mieli go Szwedzi, w meczu w Warszawie - my. Tyle że ta wygrana z Włochami problemów nie rozwiązuje. Brak nam stabilizacji. Nie można grać raz dobrze, raz źle. Trzeba utrzymywać poziom, dlatego tak ważny będzie mecz z Serbami. Musimy zrobić kolejny krok w przód, a nie w tył. Wtedy będzie nadzieja na to, że ta reprezentacja idzie właściwą drogą. Ważne jest, że gramy z silnymi rywalami, tak zdobywa się pewność siebie, która powoduje, że potem w meczach o punkty trema nie jest paraliżująca.

Gdy kiedyś wnuk zapyta Pana o pięć najważniejszych meczów w karierze, wymieni Pan wśród nich mecz Polska - Włochy? W końcu to był tylko mecz towarzyski...

- Ale to był mój 50. występ w reprezentacji i drugi gol. Wygraliśmy 3:1 z jedną z najlepszych drużyn na świecie. Na takie mecze się czeka, okazja gry przeciw takim gwiazdorom zdarza się nie za często, a zwycięstwa nad nimi jeszcze rzadziej. Byłem ciekaw Włochów i nas, jak zareagujemy, jak zagramy przeciw takim gwiazdorom. I byłem mile zaskoczony. To oni zawiedli, a nie my. Tak, środowy mecz był dla mnie jednym z najbardziej niezwykłych w karierze. I choć to mecz towarzyski, to tuż po nim dzwonili do mnie dziennikarze z Francji, pytając: "Jak to się stało, że wygraliście z Włochami?". Francuzi mogą nie zwracać uwagi na zwycięstwa Polaków, ale porażka Italii zawsze robi na nich wrażenie.

W 5. min strzelił Pan tam, gdzie chciał, czy było przy tym golu trochę przypadku?

- Gdybym nie przymierzył, to pewnie zabiłbym piłką kogoś siedzącego na trybunach. Zwłaszcza uderzając na tak nierównym boisku. Ja nigdy nie miałem atomowego strzału, częściej zdobywam gole głową. Ale nogą też się zdarza.

Kluczem do zwycięstwa z Włochami była chyba gra na skrzydłach Krzynówka i Kosowskiego?

- Rzeczywiście, skrzydłowi zagrali wczoraj fantastycznie. Kręcili Włochami jak chłopakami z podwórka. Sam byłem w szoku.

Grał Pan przeciw Christianowi Vieriemu. Jakie wrażenia?

- Gdybym nie wiedział, że jest wart 50 mln euro, nigdy bym się nie domyślił. Żartowaliśmy nawet, że gdyby go przebrać i rzucić do Groclinu, to nie wiadomo, czy by wygryzł ze składu Rasiaka i Niedzielana. Oczywiście mówię to na podstawie środowego meczu. Ale dla mnie między Vierim a na przykład Ronaldinho jest przepaść. Pamiętam, kiedy grałem w Lens przeciwko Brazylijczykowi, to schodziłem z boiska, mając przed oczami gwiazdy. A w środę po meczu z Włochami tylko kolano mnie bolało. Grałem przeciw Vieriemu, a jeszcze mogłem pójść do przodu i strzelić bramkę. Od gwiazdy Interu znacznie bardziej podobał mi się Cassano.

Wspomniał Pan o Niedzielanie i Rasiaku. A jest jeszcze Mila, Burkhard. Młodzi naciskają?

- I bardzo dobrze. Mogą tej kadrze tylko pomóc. Potrzeba im jeszcze trochę czasu, a potem niech grają nawet główne role. Nikomu to przeszkadzać nie będzie, a nawet wręcz przeciwnie. Im więcej dobrych piłkarzy w reprezentacji, tym lepiej dla wszystkich, zwłaszcza dla trenera, który nie musi drżeć, że ktoś dozna kontuzji.

Zszedł Pan z boiska z powodu bólu kolana. Zagra Pan z Serbią i Czarnogórą?

- Zszedłem, bo bałem się, żeby nie wywinąć kolegom jakiegoś numeru. Dziś dzwonili z Lens, żebym wracał do Francji. Kolano mnie boli, ale zobaczę, jak będzie jutro. Nie ma sensu grać z blokadą w meczu towarzyskim, bo mogę się tak urządzić, że nie będę grał pół roku. A tak po operacji usunięcia narośli na rzepce wrócę do gry za miesiąc. A co do meczu z Serbami, to będzie trudniejszy niż z Włochami. Bo przeciwnik jest jeszcze bardziej niewygodny. Oczekiwania będą większe, a po takim meczu jak w środę nie wypada zawalić, bo szybko stracimy u kibiców to, co zyskaliśmy, wygrywając z Włochami.

Jacek Zieliński zagrał w kadrze 60. mecz i się z nią pożegnał. Pan ma 50 meczów...

- Do Jacka nie miałem szczęścia, rzadko graliśmy razem, kiedy ja byłem zdrowy, to on miał kontuzję, a kiedy on grał, to leczyłem się ja. Dopiero w meczu z Włochami odczułem, jaka to frajda mieć obok siebie kogoś takiego jak on. Dlatego uważam, że nie powinien rezygnować z gry w kadrze. Nie liczy się przecież wiek, ale forma. A co do mnie, to jeśli zdrowie dopisze, będę chciał grać jak najdłużej. Dziś czuję się znacznie lepiej niż sześć lat temu. Jest wreszcie spokój, luz, nogi nie drżą z byle powodu.

6 grudnia losowanie grup eliminacyjnych mundialu w Niemczech. Polska nie może trafić na Szwecję, która też jest w II koszyku, ale może trafić na Włochy. Chciałby Pan?

- Szczerze mówiąc, nie chciałbym za rywali ani Włochów, ani Szwedów. Ale będziemy walczyć z każdym.

Mundial w Korei był nieudany. Myśli Pan o rewanżu w Niemczech?

- Jeszcze do tego za daleko. Na razie jest mecz z Serbami, potem kolejne. Oby w eliminacjach trener miał piłkarzy, których chce. Tak jak miał Jerzy Engel. Wtedy omijały nas kontuzje, spokojnie pracowaliśmy i to pomogło osiągnąć sukces.

Jak wysoko Polska wygra z Serbi± i Czarnogór±?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.