Wisła po treningu w Brukseli

- No to pogoda nas pięknie przywitała - westchnął Grzegorz Pater sięgając po napój regenerujący przed ostanią fazą oficjalnego treningu w Brukseli. ?Grzela" był mokry jak po wizycie w łaźni, po zajęciach mógł wykręcać koszulkę. Podczas zajęć Wisły utrzymywała się wysoka temperatura - 33 stopnie

- Z powodu kontuzji Patera nie było na Cyprze, więc może dlatego upał szczególnie mu doskwierał.-Jak się zacznie mecz, to pogoda będzie bardzo dobra -powiedział Mirosław Szymkowiak.

"Możesz więcej" - głosi napis na koszulce wiślaków umieszczony pod logo nowego sponsora "Erą". Kibice w Polsce i garstka fanów obecna na stadionie Anderlechtu podczas trenignu ma nadzieję, że nie jest to slogan reklamowy i wiślacy faktycznie mogą więcej niż wskazywał by na to ich skład. - Szkoda, że w porównaniu do zeszłego sezonu jesteśmy tak osłabieni - wzdychał po treningu Mirosław Szymkowiak. - Gdybyśmy tu byli w starym składzie, to nasze szanse oceniałbym na 75 procent. A tak, nie jestem takim optymistą.

- Mirek, możemy razem zdjęcie, my jesteśmy z Widzewa - przerwał nam rozmowę ogolony na łyso młodzieniec. - A jak z Widzewa, to zawsze - ucieszył się "Szymek". - Proszę opuścić stadion - ochroniarz nawoływał do łódzkiego kibica ochroniarz. - I'm journalist - zełgał fan Widzewa i mógł zrobić sobie zdjęcie ze swym idolem.

Gdy reszta drużyny prowadziła gierkę na cztery bramki sporządzone z tyczek, trener bramkarzy Marek Holocher egzaminował Adama Piekutowskiego i Michała Wróbla. Jeden z bramkarz centrował z boku, a drugi usiłował ją złapać. Niby proste, gdyby nie to, że Holocher utrudniał zadanie bramkarzowi jak mógł, imitując zachowanie napastnika rywali. Właśnie po takich akcjach i centrach ze skrzydeł Anderlecht strzelał gole w meczu z Rapidem Bukareszt.

- To był świetny trening dla bramkarzy - pogratulował po angielsku Holocherowi jeden ze starszych fanów Anderlechtu. Mówiąc to Belg naciągał powiekę sugerując, że uważnie śledził poczynania Holochera. - Niech pan napisze, że Marek dostał ofertę pracy od drugiego trenera Anderlechtu - kpił z kolegi lekarz Wisły Jerzy Zając, według którego w drużynie nie ma problemów zdrowotnych poza "dobrym przeziębieniem" Piekutowskiego.

"Allez chłopaki, dopieramy się parami i podania na całą szerokość boiska - rzucił komendę Henryk Kasperczak, ale Łukasz Nawotczyński długo nie mógł się pozbierać z ławki rezerwowych. - Boli mnie brzuch, bo dostałem podczas gierki piłką w jądra - krzywił się. - No tak, moszna łączy jądra z brzuchem - fachowo wyjaśniał Jerzy Zając.

- Gdyby tylko chłopcy zagrali spokojnie i bez błędów w tyłach, to jestem spokojny, że wyjdzie nam jakaś kontra - stwierdził drugi trener Jerzy Kowalik, a Henryk Kasperczak w tym czasie udzielał wywiadu po francusku dla telewizji belgijskiej. Za chwile belgijscy dziennikarze wzięli w obroty rozpalonego po ćwiczeniach Tomasza Frankowskiego.

Pod koniec zajęć, gdy już się ściemniało wiślacy musieli interweniować u gospodarzy żeby zaświecili reflektory i podania w dwójkach i końcowe ćwiczenia rozciągające pod okiem Ryszarda Szula wiślacy przeprowadzili już przy sztucznym świetle.

- Jedno jest pewne: napastników mają na tyle groźnych, że razem z Łukaszem (Nawotczyńskim - przyp. red.) będziemy musieli asekurować się nawzajem. Pozostanie z którymkolwiek z nich w sytuacji jeden na jeden byłoby zbyt niebezpieczne - dowodził stoper Mariusz Jop.

Tymczasem piłkarze Anderlechtu mobilizowali się do meczu w zamkniętym ośrodku w miejscowości Grimbergen poółożonej 50 km od Brukseli.

Na trybunach pojawiła się grupka polskich fanów. - Mieszkam w Brukseli od trzech lat, pracuję tu na czarno. Pochodzę z Białegostoku, jestem fanem Jagiellonii, a że mój klub trzyma sztamę z Wisłą, to nie mogło mnie tu zabraknąć - wyjaśniał 33-letni Wojtek. Z Krakowa na razie dotarł tylko wierny kibic Wisły Wojciech Kwiecień ze swą przyjaciółką Agnieszką i razem śledzili zajęcia wiślaków. - Mam nadzieję, że będzie bramkowy remis - nie krył Wojciech Kwiecień.

Podczas treningu Wisły nie brakowało też fanów Anderlechtu. - Wygramy 2:0 i nie ważne, kto strzeli gole - mówił "Gazecie" 45-letni Barry, który od 40 lat jest fanem Anderlechtu, a od 10 lat pracuje w ochronie stadionu im. Constanta Vandenstocka, najlepszego prezesa w dziejach Anderlechtu. - Ja uważam, że wygramy, ale tylko 2:1, bo nie może grać kontuzjowany Michael Zewlakow (chodzi o Michała Żewłakowa - przyp. red.) - przewidywała przyjaciółka Barrego Jermaine. - To będzie za mało - zgromił ją ważący chyba z 200 kg Barry.

- Byłam zaskoczona, bo trener Wisły powiedział po francusku do telewizji, że Wisła przyjechała po zwycięstwo - nie kryje zdziwienia Jermaine.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.