Bereś, Skoczylas: Polski model biznesu

Prawie wszędzie na świecie biznes jest zajęciem nudnym jak czytanie lektur szkolnych. Ktoś potrzebuje 16 wagonów ze śrubkami fi-07, wysyła faks do hurtowni, hurtownia wysyła śrubki i fakturę, tamten płaci. Obie strony są zadowolone, ale wieczorami wyją z nudów do księżyca. Dlatego w niektórych krajach ludzie wpadli na pomysł, aby transakcje handlowe jakoś urozmaicić.

W Rosji obowiązuje następujący model. Jeden mówi, że ma wagon bananów za milion rubli, drugi mówi, że kupuje. Po czym jeden idzie szukać wagonu bananów, a drugi miliona rubli. Polacy też mają spore osiągnięcia w tej dziedzinie. Zilustrujemy to na przykładzie Wisły Kraków i jej słynnej na cały świat murawy.

Wisła postanowiła rok temu zafundować sobie prawdziwą trawę. Mogła wybrać renomowaną firmę zachodnią, ale to byłoby rozwiązanie banalne. Po co kupować rower w specjalistycznym sklepie, skoro taki sam (albo prawie taki sam) można za psie pieniądze kupić w hipermarkecie? I czasami nawet na takim rowerze uda się dojechać do domu.

Wybrano zatem firmę pięć razy tańszą, która gwarantowała parametry identyczne z prawdziwymi. Trawa przyjechała i wyglądała bajecznie, ale na wszelki wypadek Wisła zapłaciła tylko część kwoty obiecanej w kontrakcie. Dzisiaj ma tę przewagę, że trawy wprawdzie nie ma, ale za to za ćwierć ceny. No i w ramach działalności rozrywkowej będą w tej sprawie ze dwa procesy sądowe oraz nowy kontrakt, tym razem z firmą, która jest nudna i zrobi to, co do niej należy.

Ten polski model przedsiębiorczości sprawdza się również w sferze ściśle sportowej. Polscy siatkarze prowadzili z Hiszpanią już dwa do kółka i zanosiło się na nudne 3:0, więc się zmobilizowali, zwarli szeregi, skoncentrowali i przegrali 2:3. A co, tylko piłkarze nożni mają mieć monopol na wtopy?

Koszykarze Śląska Wrocław jeszcze niedawno wygrywali wszystko, co się tylko dało, więc działacze postanowili coś z tym fantem zrobić, no bo jak długo tak można wygrywać i wygrywać? Zmieniło się 16 razy trenera, zniechęciło do gry w tym klubie co lepszych koszykarz, jak choćby McNaulla, no i sukces w końcu musiał nadejść. Działaczom musiały lica kraśnieć z radości i dumy, bo czyż jest coś piękniejszego na świecie, niż dostać wciry od ludzi, którym się wcześniej dało kopniaka?

Aż nie możemy się doczekać chwili, gdy ktoś podpowie Małyszowi, żeby zaczął skakać na nartach wodnych.

Witold Bereś, Jerzy Skoczylas

Copyright © Agora SA