Opowieść o Radimie Sabliku, najlepszym zagranicznym obrońcy polskiej ekstraklasy

Szkoda, że Radim jest Czechem... Gdyby był Polakiem, naszą reprezentację wzmocniłby świetny obrońca - uważa Edward Socha, menedżer Odry Wodzisław

Opowieść o Radimie Sabliku, najlepszym zagranicznym obrońcy polskiej ekstraklasy

Szkoda, że Radim jest Czechem... Gdyby był Polakiem, naszą reprezentację wzmocniłby świetny obrońca - uważa Edward Socha, menedżer Odry Wodzisław

Buldog z Ostrawy

Czeski obrońca biega po polskich boiskach od ponad roku. Spisuje się na tyle dobrze, że interesuje się nim wiele klubów. Ale jak tu grać słabo, kiedy podczas meczu dopinguje go cała rodzina? Na mecze do Wodzisławia przyjeżdżają żona Martina, syn Jakub i mama Jarmila. Kilka razy na stadionie pojawiła się także Jirina, 72-letnia babcia piłkarza.

Świetna passa

Do Odry 28-letni Sablik trafił zimą zeszłego roku. W krótkim czasie nie tylko stał się podstawowym piłkarzem wodzisławskiej jedenastki, ale zawodnikiem, który decyduje o obliczu drużyny. Dobry przegląd gry, spokój oraz mocny strzał to podstawowe atuty środkowego obrońcy Odry. Od marca 2001 r. rozegrał na boiskach ekstraklasy 32 mecze. Zdobył w nich dwa gole.

Kiedy kilka miesięcy temu zapytałem Edwarda Sochę, menedżera Odry i byłego kierownika reprezentacji Polski, kto z piłkarzy z Wodzisławia mógłby ewentualnie trafić do reprezentacji, ten odpowiedział krótko: - Szkoda, że Radim Sablik jest Czechem...

Dobra gra zawodnika z Ostrawy w Odrze została zauważona przez trenerów i działaczy innych klubów. W zeszłym roku Sablikiem interesował się Widzew Łódź. Zimą miał propozycję wyjazdu do rosyjskiego Torpedo Moskwa. Teraz defensorem Odry zainteresowana jest Legia Warszawa. Jednak na razie w Wodzisławiu śpią spokojnie. Z Odrą czeski piłkarz ma podpisany kontrakt do czerwca 2004 r. Na polskich boiskach Sablik ma świetną passę. Mało kto wie, że w Czechach nie szło mu tak dobrze...

Grał, gdzie popadło

Z Sablikiem spotykam się w jego starannie urządzonym mieszkaniu, w jednym z bloków Hrabuvki, dzielnicy Ostrawy. W przedpokoju wiszą zdjęcia drużyn Banika Ostrava i Odry Wodzisław, zespołów, w których występował. Z jego mieszkania niedaleko jest do hali w Vitkovicach, gdzie swoje mecze rozgrywa pierwszoligowy klub hokejowy. Radim jest zapalonym kibicem czeskiej reprezentacji w hokeju na lodzie. Stara się oglądać każde spotkanie. Nie inaczej jest podczas tegorocznych mistrzostw świata w Finlandii.

Sablik jest wychowankiem Banika Ostrava. Trafił do tego klubu, mając osiem lat. - W Baniku jest świetnie rozwinięty system szkolenia młodzieży. Kiedy byłem dzieckiem, organizowano turnieje dla najmłodszych, a stamtąd wyróżniający się chłopcy trafiali do klubu. Teraz jest nawet lepiej. Istnieje zorganizowana "liga protiv dragom" [liga przeciwko narkotykom - przyp. red.], gdzie występują najmłodsi, którzy później trafiają do klubu. W Baniku jest też grupa trenerów, która jeździ po Śląsku i Morawach, wyszukując najbardziej uzdolnioną piłkarsko młodzież - opowiada Sablik. W Baniku Radim trenował i grał przez sześć lat. Potem przyplątała się kontuzja pachwiny. Przymusowa półroczna przerwa w grze zakończyła się przenosinami do FC NH Ostrava. Potem piłkarz musiał odsłużyć wojsko, więc na krótko przeniósł się do VTJ Hranice. Na boiskach drugiej i trzeciej ligi Sablik spisywał się na tyle dobrze, że wzbudził zainteresowanie działaczy pierwszoligowych Sigmy Olomouc i FC Zlin. Ostatecznie w styczniu 1995 r. Sablik ponownie wrócił na stadion "na Bazalech". Wiosną zaliczył debiut w jedenastce Banika w I lidze w remisowym spotkaniu z RH Cheb. Do pierwszego składu było mu się jednak ciężko przebić. - Banik grał wtedy systemem 3-5-2, a na pozycji ostatniego obrońcy występował najbardziej doświadczony Dusan Vrto, który miał za sobą grę w szkockim FC Dundee. Mnie trenerzy stawiali, gdzie popadło. Raz byłem obrońcą, kiedy indziej lewym, prawym albo defensywnym pomocnikiem - tłumaczy. W ciągu kilku sezonów zaliczył blisko 80 spotkań na boiskach I ligi czeskiej. Zdobył jednego gola.

Przechytrzył działaczy

Po trzech latach gry w Ostrawie Sablik został zmuszony do odejścia z klubu. - Radim miał pecha do działaczy. Zablokowali jego transfer do pierwszoligowego SK Hradec Kralove. Chcieli za jego transfer bardzo dużo pieniędzy - opowiada Peter Masek, czeski dziennikarz sportowy piszący m.in. w "Lidovych Novinach".

- Nie chodziło tylko o to. Pokłóciłem się z działaczami o samochód - podkreśla Sablik. - W kontrakcie miałem zapisane, że mam dostać nową skodę felicię. Za dodatki do auta zapłaciłem 36 tys. koron, a potem działacze dali samochód innemu piłkarzowi, który był ich ulubieńcem. To nie było w porządku. Postawiłem się i szybko wyleciałem z pierwszego zespołu. Trenowałem z juniorami. Potem wróciłem wprawdzie do kadry, ale atmosfera cały czas była ciężka. Nie potrafiłem się dogadać z szefami klubu: właścicielem Aloisem Hadamcikiem i dyrektorem Oldrichem Novakiem. Ten drugi cały czas dawał mi kary. Kiedyś, po meczu z Brnem, poszedłem razem z Markiem Jankulovskim [reprezentant Czech, były piłkarz Banika - przyp. red.] do restauracji. Ktoś nas zobaczył i na drugi dzień już wylądowałem "na kobiercu" u dyrektora. Dostałem karę: 10 tys. koron. Markowi nie zrobili nic. W końcu działacze postanowili oddać mnie do drugoligowej Valcovni Frydek-Mistek - mówi z żalem.

Po powrocie do Banika piłkarzowi przyplątała się poważna kontuzja dysku. Sablik przeszedł operację pleców i przez rok nie grał. Potem zaliczył epizod w austriackiej landeslidze [odpowiednik polskiej III ligi - przyp.red.]. Trenował z juniorami Banika i dojeżdżał 700 km na mecze do Scharding.

Potem Hadamcik za wszelką cenę chciał go wytransferować do SFC Opava. Sablik nie chciał grać za małe pieniądze. - Najpierw zablokowali mi możliwość przejścia do Hradca Kralove, a potem Hadamcik dzwonił do mnie z groźbami, że jak nie pójdę grać do Opawy, to już nigdzie nie zagram - opowiada. W końcu wiosną 2001 r. piłkarz znalazł się w FC Karvina. Udało mu się przechytrzyć działaczy Banika. - Oficjalnie poszedłem grać do zespołu z najniższej, dziewiątej ligi. Nawet nie wiem, gdzie to dokładnie było. Zdaje się, że chodziło o klubik Hradek koło Trzyńca. Banik otrzymał za mnie 102,5 tys. koron, a ja dodatkowo przez pół roku nie mogłem grać wyżej niż w trzeciej lidze. Występowałem więc w trzecioligowej Karvinie - mówi.

Rodzina i znajomi na trybunach

W listopadzie 2001 r. pojawiła się oferta gry z Wodzisławia. - Dyrektor klubu z Karwiny pan Possinger zapytał, czy nie chciałbym spróbować swoich sił w Odrze. Pomyślałem: "czemu nie?". Przecież to blisko domu. Zagrałem w dwóch meczach sparingowych, spodobałem się trenerowi i działacze podpisali ze mną dwuipółletni kontrakt.

- Dobrze, że Radim gra w Odrze. Tam jest lepsza atmosfera niż w Baniku - podkreślają żona piłkarza Martina i jego mama Jarmila. Najbliżsi często przyjeżdżają na mecze do Wodzisławia. Na spotkaniu Odry z Górnikiem Zabrze Sablika dopingowało kilkunastu Czechów, nie tylko rodzina, ale i znajomi. - I źle się to skończyło. Trzy razy na mecze do Wodzisławia przyjeżdżała duża grupa moich znajomych i trzy razy przegraliśmy: z Polonią Warszawa w zeszłym sezonie, z GKS Katowice i teraz z Górnikiem - wylicza. - Znajomi stwierdzili, że chyba już więcej nie przyjadą - dodaje z uśmiechem piłkarz.

W Czechach jego występy na polskich boiskach nie wzbudzają specjalnego zainteresowania. - Kibice Banika znają Sablika i większość z nich wie, gdzie w tej chwili gra. Jednak nie mają pojęcia, jak mu się wiedzie, bo u nas polska liga nie wzbudza dużego zainteresowania. Kibice w Ostrawie interesują się, jak idzie Jankulovskiemu w Napoli, Galaskovi w Ajaksie czy Barosovi w Liverpoolu. Na ich temat mówi się i pisze bardzo wiele. Jeśli chodzi o Polskę, to tylko o Wernerze Liczce pisano więcej, ale było to zainteresowanie jego osobą, a nie polską ligą - mówi Masek.

Sablik nie przejmuje się brakiem zainteresowania ze strony czeskich kibiców. Koncentruje się na grze w Odrze, z którą chce wywalczyć miejsce w europejskich pucharach. - W Baniku nigdy nie udało mi się grać o tak wysokie cele jak w Wodzisławiu. Owszem, Banik to czołowy czeski klub, ale nigdy, kiedy tam grałem, nie udawało się nam być wyżej niż na czwartym, piątym miejscu. W Odrze jest inaczej - podkreśla piłkarz.

Dla Gazety

Libor Pala

trener drugoligowego Świtu Nowy Dwór Mazowiecki, były szkoleniowiec FC Karvina, SFC Opava oraz rezerw Banika Ostrava

Radim trenował i grał u mnie, kiedy pracowałem w FC Karvina. To bardzo waleczny zawodnik i równy facet. Nie jest jak chorągiewką na wietrze, ma swoje zdanie i zasady, których się trzyma. W Baniku chcieli go za każdą cenę zniszczyć. Nie wiem dlaczego. Może komuś podpadł? To pełny profesjonalista: nie pali, nie pije, cały czas chce się uczyć. Na boisku jest jak buldog: nikomu nie odpuści. Nie dziwi mnie wcale to, że jest wyróżniającym się obrońcą w polskiej lidze.

not. zich

Radim Sablik - ur. 15.09.1974 r. Wychowanek Banika Ostrava. Pozostałe kluby: FC NH Ostrava, VTJ Hranice, FC NH Ostrava, Valcovni Frydek-Mistek, Banik, Scharding (Austria), FC Karvina, Odra Wodzisław

Czesi w Wodzisławiu

Radim Sablik jest pierwszym zagranicznym piłkarzem Odry w I lidze, który zagrał w barwach Odry na boiskach I ligi. Nie jest jednak pierwszym Czechem w tym klubie. Kiedy Odra grała w II lidze, występowali w niej dwaj piłkarze pozyskani z Huty Trzyniec: Stanislav Kluz (ur. 1957) i Zbyszek Zavada (ur. 1962). Obaj grali w sezonach 1990/91 i 91/92. W zeszłym roku kilka spotkań zaliczył Petr Janeczko.

pacz

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.