Antoni Ptak nie był zadowolony z gry Majaka i Łapińskiego. Właściciel klubu nie ukrywa, że bardzo liczył na tych piłkarzy w walce o udział w barażach o ekstraklasę. Po słabym meczu z RKS Radomsko Ptak chciał obniżyć kontrakty "gwiazd", czyli zawodników, którzy przyszli do Piotrcovii przed rundą wiosenną i zarabiali najwięcej. - Jeśli przegramy z Górnikiem Łęczna, to jest to bardzo prawdopodobne - mówił Ptak jeszcze przed środowym meczem w Łęcznej.
Piotrcovia przegrała, ale już bez Majaka i Łapińskiego w składzie. Dzień wcześniej piłkarze doszli do wniosku, że nie chcą już występować w Piotrcovii. W czwartek mieli rozwiązać kontrakty, które zawarli do czerwca tego roku. Tak się jednak nie stało. - Nadal jesteśmy graczami Piotrcovii, chociaż tego nie chcieliśmy. Byłem nawet w stanie zrezygnować z wszystkich pieniędzy - opowiada Majak, który nie rozumie całej sytuacji. - Nikt nie będzie zadowolony. My nie będziemy grać w lidze i pan Ptak też na tym straci. To totalna bzdura - komentuje piłkarz.
Co dalej z byłymi reprezentantami Polski? - Będziemy trenować z zespołem do czerwca, nie możemy grać w innym klubie - powiedział "Gazecie" Majak. - To jedyny taki kraj w Europie, gdzie wszyscy chcą innym wszystko utrudnić.
Dlaczego Ptak nie chce się zgodzić na rozwiązanie kontraktów z piłkarzami? Są dwie wersje. Pierwsza jest taka, że właściciel Piotrcovii chciał, by Majak i Łapiński oddali mu pieniądze, które otrzymali tuż po podpisaniu umowy. Według drugiej wersji Ptak nie chce, by piłkarze grali w Widzewie, gdzie znów pracuje Franciszek Smuda, były trener Piotrcovii. - To bez sensu. To jest możliwe tylko w Polsce, by o naszej przyszłości decydowały animozje między klubami czy niektórymi ludźmi - komentuje Majak.