Jacek Adamczyk: To ma być kocioł?

Czarownica się zestarzała... - z nostalgią mówił w czasie meczu z Węgrami komentator TVP Andrzej Strejlau, oceniając atmosferę na Stadionie Śląskim, szumnie zwanym ?narodowym".

Były trener reprezentacji Polski pamięta chorzowski "kocioł czarownic" z czasów, gdy współpracował z Kazimierzem Górskim, a kadra rozgrywała w Chorzowie legendarne mecze. Czasy się jednak zmieniły. Modernizacja stadionu kosztowała drobne 170 mln zł. I kocioł zamienił się w buczący ul. Doping jest słabo słyszalny, szczególnie na meczu, który nie porywa kibiców. Rozłożyste trybuny powodują, że zamiast rozgrzanego kotła mamy szeroką i głęboką miskę. Zero akustyki. Od boiska widzów oddziela ogromny pas pustej przestrzeni z bieżnią i trawnikiem, przez co dla części widowni piłkarze to postaci wielkości pszczół.

Przed pamiętnym meczem z Anglią w 1973 r. Jan Ciszewski donosił, że "na trybunach panuje taki ścisk, że nie ma gdzie szpili wetknąć". 90 tys. osób pomogło wtedy stworzyć niezapomniane widowisko. Teraz jeśli ktoś próbowałby wetknąć szpilę, to organizatorom, że zapomnieli o węgierskim hymnie. Kibice siedzący w wygodnych krzesełkach, zniesmaczeni sytuacją na boisku nie bardzo wsparli reprezentację. Na takim stadionie i przy takiej grze nie mieli na to szans.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.