Leo król Katowic

Brazylijczyk Leonardo Ferreira da Silva, czyli Leo, zdobył w sobotę dla Dospelu Katowice zwycięskiego gola w meczu z Lechem. Wszedł na boisko w 75. minucie, a już pięć minut później strzelił kapitalnie w samo okienko. Zdążył się też popisać kilkoma technicznymi sztuczkami.

- Asereje ja de ja de jebe tu de jebere seibiunouva, majavi an de bugui an de buididipi - na powitanie dziennikarza "Gazety" Leo zaśpiewał tylko przebój Las Ketchup.

Piłkarza sprowadził do Polski menedżer Ryszard Szuster. - Leo grał w klubie CSA Alagoa i był w grupie najbardziej utalentowanych piłkarzy brazylijskich trenowanej przez słynnego Tele Santanę. Miał oferty z Palmeirasu i Corinthians, jednak dał się przekonać, że korzystniejszy będzie dla niego wyjazd do Europy - opowiada Szuster.

22-letni Brazylijczyk w Polsce po raz pierwszy w życiu zobaczył śnieg. Jest z nim tylko jeden problem: w klubie nikt nie zna portugalskiego, zaś piłkarz nie mówi w żadnym innym języku. Szuster kupił mu rozmówki polsko-portugalskie, a w codziennych sprawach pomaga piłkarzowi inny obcokrajowiec w zespole Moussa Yahaya. Zawodnik z Nigru zna hiszpański i jakoś dogaduje się z Leo.

Da Silva to drugi brazylijski piłkarz w GKS. Pierwszym był Batata, przefarbowany na blond Murzyn z kolczykiem w uchu, który rozegrał 11 meczów w rundzie jesiennej sezonu 2000/01.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.