Zbigniew Boniek - od uwag w dzienniczku do kariery w Serie A

Uczeń nie przejawia na boisku, podczas szkolnych rozgrywek ambicji sportowej, czym obniża poziom sportowy klasy - taką uwagę w szkolnym dzienniku zapisał o Zbigniewie Bońku nauczyciel wychowania fizycznego w bydgoskim VI LO.

Zbigniew Boniek - od uwag w dzienniczku do kariery w Serie A

Uczeń nie przejawia na boisku, podczas szkolnych rozgrywek ambicji sportowej, czym obniża poziom sportowy klasy - taką uwagę w szkolnym dzienniku zapisał o Zbigniewie Bońku nauczyciel wychowania fizycznego w bydgoskim VI LO.

Jego rodzinny dom żył futbolem. Jako kilkuletnie dziecko Boniek oglądał na boisku bydgoskiej Polonii wyczyny swego taty. Józef Boniek grał bowiem na przełomie lat 50. i 60. w pierwszoligowej wtedy Polonii Bydgoszcz. - W domu nikt do niczego go nie zmuszał, sam sobie wybrał swoją drogę - twierdzi ojciec byłego piłkarza Juventusu.

Lubił chadzać swoimi drogami od młodości, m.in. dlatego zbierał często uwagi w szkolnych dziennikach: "Przeszkadza na lekcji p.o.", "Nie uważa na muzyce". - Jak grał w jakimś szkolnym czy międzyklasowym meczu i dostał piłkę, to nie oddał już jej nikomu. Sam przedryblował wszystkich i strzelił gola - mówi licealny kolega Bońka.

W czasach liceum był już graczem Zawiszy. Zadebiutował w pierwszej drużynie w II-ligowym meczu ze Stoczniowcem Gdańsk. Było to 20 października 1973 roku. Miał wtedy 17 lat. Został zmieniony w drugiej połowie. Kolejny mecz z Lublinianką zagrał już w pełnym wymiarze. Pomógł uratować się drużynie przed spadkiem do III ligi. W Zawiszy nie zagrzał długo miejsca. Odszedł w 1975 roku w atmosferze skandalu. Klubowi działacze zarzucili mu, że celowo przestrzelił karnego w spotkaniu z Lechią Gdańsk. Wybrał łódzki Widzew, który montował wówczas skład na miarę europejskich pucharów.

- Z perspektywy czasu uważam, że Zbyszek dobrze zrobił odchodząc z Zawiszy. Odszedł do klubu, w którym szybko rozwinął swoje piłkarskie umiejętności. Już trzy lata później, jako 22-letni zawodnik, grał w finałach mistrzostw świata w Argentynie. Niestety, rzadko wychodził na boisko, bo Gmoch wymyślił teorię, iż nie może występować na boisku obok Deyny. Jak już jednak Boniek zagrał, to Tunezji strzelił wspaniałego gola z 30 metrów w samo okienko.

Na sukcesy w reprezentacji narodowej musiał więc poczekać, ale nie musiał czekać na osiągnięcia klubowe. Najbardziej spektakularnym wydarzeniem z jego udziałem w meczach Widzewa było wyeliminowanie wielkiego Juventusu Turyn w europejskich pucharach. To zdarzenie zaowocowało później głośnym transferem Bońka do Juventusu za 300 tys. dolarów. Transfer w 1982 roku, przed hiszpańskim Mundialem był wyjątkowy w tamtych czasach, bo pozwolono wyjechać piłkarzowi, który nie ukończył jeszcze 30 lat. Piłkarską karierę zakończył wcześnie, w wieku 32 lat, w zespole AS Roma.

- Mogłem grać jeszcze przez trzy lata w Romie. Czekała na mnie oferta za 400 tys. dolarów rocznie. Zrezygnowałem, bo już mnie to nie bawiło. Męczyły mnie treningi, ganianie za piłką zaczynało sprawiać trudności. Nie ma sensu robić czegoś, co nie sprawia przyjemności. A nie chciałem grać tylko dla pieniędzy. Powiedziałem sobie: koniec i byłem na to przygotowany, miałem studia, dużo znajomości i dosyć pieniędzy, żeby zacząć inne życie. Czułem, że dam sobie radę - mówi Boniek.

Copyright © Agora SA