Ktoś nie chciał Wisły w Sławkowie. Wycięli bramkę!

Przyszli w nocy z piłami. Jedną bramkę zniszczyli, drugą ucięli równo z ziemią. Mecz z mistrzem Polski, spotkanie z okazji 90-lecia MKS-u Sławków, stanął pod olbrzymim znakiem zapytania.

- W sobotę o godzinie 8 dowiedziałem się, że jednej bramki nie ma. Jak to nie ma?! "No nie ma!" - odpowiedział pracownik klubu, który pierwszy zjawił się na obiekcie - relacjonuje poranną rozmowę telefoniczną Dariusz Piętka, prezes A-klasowego zespołu.

Do meczu z Wisłą, sportowego wydarzenia roku w Sławkowie, pozostało już tylko osiem godzin. Wandale widać nie chcieli święta. Wycięli bramkę na głównym boisku, a rezerwową pocięli. - Kawałki znaleźliśmy w kanale tuż obok boiska. Może cała bramka też tam jest? Dobrze, żeby się znalazła. Kosztuje przecież cztery tysiące złotych - mówi Piętka, który zaraz zgłosił sprawę na policję. - Przez chwilę ręce mi opadły. Na szczęście z pomocą władz miasta rozwiązaliśmy problem - dodaje Piętka.

Zaradni sławkowianie też wycięli bramkę, tyle że z boiska rezerwowego i dospawali ją w miejsce tej, która została zniszczona.

13-krotny mistrz Polski pewnie nigdy nie zagrałby z MKS-em, gdyby nie jego majętny właściciel, sławkowianin Bogusław Cupiał. - Tak naprawdę to wszystko zasługa mamy pana Cupiała. To ona go przekonała - mówili działacze MKS-u.

Pani Sabina oczywiście usiadła na trybunach. - Syna niestety nie będzie. On ciągle w podróży. Czy musiałam nad nim długo pracować? A gdzie tam! Przecież to jego miasto, tu się wychował. Wystarczyło jedno pytanie "czy to możliwe?". I oto mamy Wisłę w Sławkowie - uśmiechała się Sabina Cupiał, która zapewniła, że stara się być na każdym meczu Wisły w Krakowie.

MKS właśnie świętuje 90-lecie. Piłkarze ze Sławkowa na początku uganiali się za piłką na boiskach położonych w Jazach i Niwce. Z Jazów musieli się wynieść ponad pół wieku temu w związku z planowaną zmianą koryta Przemszy. - Z czasem rzeka popłynęła środkiem boiska - wyjaśnia Bronisław Goraj, burmistrz miasta i były prezes klubu.

To za jego czasów MKS odniósł największy sukces w piłkarskiej historii Sławkowa. W 2004 roku MKS grał w barażach o awans do trzeciej ligi (dziś powiedzielibyśmy drugiej) z GKS-em Jastrzębie. - Przegraliśmy dwa razy. U siebie pechowo. Po przypadkowym strzale głową - wspomina Goraj.

Skarbnicą wiedzy na temat historii klubu jest 80-letni Zygmunt Konopka. To także dzięki niemu MKS ma niesamowitą kronikę (do wglądu na internetowej stronie klubu). Przed meczem z Wisła Konopka wstał z miejsca i wnikliwie przyjrzał się trybunom. - Ludzi na pewno ponad tysiąc, ale rekordu nie ma - obwieścił.

Najwięcej - około 1,5 tysiąca osób - było na wspomnianym meczu z Jastrzębiem i dwanaście lat temu, gdy do Sławkowa po raz pierwszy przyjechała Wisła. - Z pierwszoligowych klubów grał u nas jeszcze tylko GKS Katowice - mówi Konopka, który w pierwszej drużynie debiutował już wieku 15 lat. - Zaraz po wojnie nie było, komu grać. Mam tylko 168 centymetrów wzrostu, a postawili mnie na bramce. Dopiero z czasem zostałem prawym łącznikiem - wspomina.

Najbardziej znanym piłkarzem ze Sławkowa był nie żyjący już Zbigniew Wąs. Pomocnik Zagłębia Sosnowiec, które w składzie z Wąsem wywalczyło tytuł mistrza amerykańskiej Interligi w roku 1964.

Teraz Sławków ma nowych bohaterów. Za klubową "perełkę" uchodzi 20-letni Adam Baran. - Pan zobaczy, jaka lewa noga! - zachwalał prezes.

Największe brawa zebrał jednak Piotr Grzebyk. Kapitan MKS-u spotkaniem z Wisłą zakończył karierę. Z powodu kontuzji kolana, której nabawił się na początku rundy wiosennej, Grzebyk biegał po boisku tylko kilka minut. - Ponad ćwierć wieku byłem wierny temu klubowi. Myślę jednak, że to fajnie powiedzieć "koniec" po meczu z mistrzem Polski - uśmiechał się brygadzista w dziale sortowania rudy w Hucie Katowice. Kibice pożegnali go transparentem na stadionowym płocie: "Kiełbaska dziękujemy". - Ta "kiełbaska" to stąd, że zawsze ciągnęło mnie do grilla - żartował 37-letni piłkarz.

Piłkarze z Krakowa już nie żartowali. Patryk Małecki potrzebował raptem czterech minut, żeby strzelić pierwszego gola. Spiker powiedział wtedy, że Małecki też ma sentyment do Sławkowa, bo stąd pochodzi jego pierwsza "wielka miłość".

Stawiamy, że Małecki nie wspomina jej najlepiej, bo później ranił serca sławkowian jeszcze pięć razy (!) pewnie pakując piłkę do siatki.

Czesław Mika, trener MKS-u przed meczem zachęcał swoich piłkarzy do walki na całego. Powtarzał, że wiślacy to tacy sami ludzie jak oni. Potem jednak wziął do ręki aparat fotograficzny i robił zdjęcia mistrzom Polski. W A klasie to mu się pewnie nie zdarza...

MKS Sławków - Wisła Kraków 0:9 (0:6)

Bramki: Małecki (4., 10., 17.- karny, 23., 51., 81.), Iliev 31., Lamey 43., Burliga 89.

MKS: Massalski - Zdeb, Pastuszak, Latos, Żuk, Grzebyk (8. Majchrzak), Kościelny, Pacula, Baran, Kowalski, Krzywdziński oraz Nalepa.

Wisła: Jovanić (46. Kurto) - Lamey (46. Burliga), Jaliens (46. Kowalski), Bunoza (46. Czekaj), Paljić (46. Skołorzyński) - Stanek, Brud, Sobolewski (46. Jirsak), Garguła, Iliev (46. Chrapek) - Małecki.

Sędziował: Tomasz Faracik (Sosnowiec)

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.