Rok kolejnych popisów Kalu Uche, czyli straniero nasz najlepszy

A jednak komuś z tamtej niezapomnianej, rozbijającej się przed laty po Pucharze UEFA Wisły Kraków się udało. Nigeryjczyk to, co prawda, tylko były polski ligowiec, ale też jedyny, który strzelał gole na mundialu w RPA

Sport.pl na Facebooku! Sprawdź nas ?

Nie zdetronizował Messiego i raczej go nie zdetronizuje, ale dał radę, między wyczynowcami pełną gębą się utrzymał, figluje obok futbolistów wybitnych i na dorodnych stadionach, a przede wszystkim ewidentnie nie zamierza wyhamować.

W tarapaty Kalu Uche po rejteradzie z polskiej ligi wpadł, a jakże, wydawało się, że zmarnieje gdzieś pod ławką rezerwowych, zupełnie jak wszyscy koledzy spod Wawelu - Żurawscy, Szymkowiaki, Frankowscy etc. Obrał jednak trajektorię lotu kompletnie odmienną od obranej przez naszych rodaków - inne krakowskie bożyszcza z przytupem na obczyźnie zaczynały, by prędko sportowo wyzionąć ducha, nigeryjski gwiazdor licho zaczął, by odżyć i rozkwitnąć.

O nieudanym epizodzie w Bordeaux zapomnijmy. Przed trzema laty Uche pomógł Almerii - m. in. ośmioma bramkami - przedostać się z drugiej do pierwszej ligi hiszpańskiej, by w tej ostatniej stale poprawiać statystyki. Sezon 2007/2008 - 10 meczów w podstawowym składzie i 3 gole, sezon 2008/2009 - 17 meczów i 8 goli, sezon 2009/2010 - 21 meczów i 9 goli (jeden więcej od Kaki). Bramki zdobywa Nigeryjczyk na różne sposoby, mniej więcej tak samo często prawą nogą, lewą nogą i głową. Jeśli macie ochotę popodglądać, jak rozradowany wywija salto za saltem, zerknijcie na YouTube'a, jak celebrował gole strzelane Realowi Madryt, Barcelonie albo Villarrealowi (wiosną przyłożył mu dwoma). Uche reaguje bowiem na wyzwanie odwrotnie, niż reagował Żurawski w Celticu, im groźniejszego widzi rywala, z tym większym zapałem usiłuje dopaść jego bramki. A kiedy mu się nie chce, jak na Pucharze Narodów Afryki, to wręcz to manifestuje.

Na mundialu wszyscy patrzyli, więc nie zawiódł. Niestety, jako jeden z nielicznych Nigeryjczyków, dlatego jego gole wbite Grecji oraz Korei Płd. wyjścia z grupy nie zagwarantowały.

Potem długo się leczył, więc kolejnego sezonu z Almerią nie rozpoczął. Ale gdy już wrócił, to zaraz jego dwie bramki dały drużynie pierwsze zwycięstwo ligowe - nad Deportivo.

Wiem, baraszkuje Uche zaledwie w średniaku ligi hiszpańskiej, widzieliśmy atletów szerszych w barach, nie damy sobie wmówić, że z niego poważny gracz. Ale podumajcie - gdyby jakiemuś naszemu herosowi miała stuknąć setka zagranych spotkań w Primera Division i regularnie ozdabiał je golamim, to orderami byśmy go obwiesili, czołobitne eposy mu dedykowali i w ogóle santo subito. A przecież były wiślak skończył 28 lat i niewykluczone, że do szczytu dopiero się zbliża, że spojrzą na niego kluby znakomitsze niż Fulham i Sunderland, może np. na poziomie Tottenhamu (wszystkie zainteresowanie ponoć wykazywały).

Obcokrajowcy, którzy u nas błyszczą, zazwyczaj po wyjeździe giną, demaskując mierność tzw. ekstraklasy, wide losy króla, pożal się Boże, strzelców Svitlicy, Ouattary czy Guerreiro. Rzadziej trafiają się nam obcokrajowcy zdolni przyzwoicie pograć także gdzie indziej - jak były piłkarz Dyskobolii Ivica Krizanac (triumfator Pucharu UEFA z 2008 r., wciąż obrońca Zenitu St. Petersburg) albo sprzedany latem z Wisły Kraków Marcelo, który zaczął ładnie - w PSV Eindhoven gra, a jesień zakończył jako lider ligi holenderskiej i swojej grupy w LE. Czy to jednak Uche nie staje się aby poważnym kandydatem na tego pośród naszych stranierich, który po wyjeździe zdołał zrobić najładniejszą karierę w Europie?

Real i Barcelona ? chcą 21-latka z Las Palmas

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.