Czwartkowa "Polska" porozmawiała z kilkoma znanymi sceptykami najnowszej polskiej myśli szkoleniowej "made by Beenhakker". Efekty tych rozmów jednych pewnie zaskoczą, innych pewnie nie:
Janusz Wójcik , który walkę o ME przegrał w 2000 r., przekonuje np. że poprzedni trenerzy mieli znacznie trudniejszą drogę awansu do Euro. - Wtedy z grupy awansowała tylko jedna drużyna, a druga musiała grać w barażach. Przeciwnicy też byli bardziej wymagający. Andrzej Strejlau miał w grupie Anglię i Holandię. Heniu Apostel - Francję i Rumunię, a ja - Anglię, Szwecję oraz Bułgarię - mówi Wójcik. Który "żartuje" też, że widocznie do Polskich piłkarzy trzeba było przemówić w obcym języku, żeby coś z nich wycisnąć, bo po polsku trudno było do nich dotrzeć.
Jan Tomaszewski zwraca uwagę na to, że jego zdaniem mieliśmy słabych rywali. - Jedyną mocną drużyną była Portugalia - mówi były bramkarz kadry.
Piłkarze podkreślają, że z Holendrem świetnie im się współpracuje. - Ci co grają, zawsze tak mówią, bo czerpią z tego korzyści. Za Janasa było tak samo, dopóki nie przyszły porażki i zaczęła się krytyka - to z kolei Franciszek Smuda , trener Lecha Poznań.
Grzegorz Lato też ma swoje uwagi: - Chciałbym oglądać takie mecze jak z Portugalią w Chorzowie, ale nikt mi nie wmówi, że poza nim kadra spisywała się rewelacyjnie.
Więcej w "Polsce"