Jacek Bąk: Można wygrać, trzeba walczyć!

Nie odpuszczę Niemcom, i tak mają grać wszyscy! Pierwszy zagram ostro, nawet gdybym miał iść do gipsu na trzy miesiące - mówi kapitan reprezentacji Polski Jacek Bąk.

Robert Błoński: Słowa, jak zwykle przed meczem, bardzo bojowe...

Jacek Bąk: K..., no musimy zagrać inaczej niż z Ekwadorem. Walnąć pięścią w stół i jasno powiedzieć, że nie przyjechaliśmy tu bawić się, tylko pokazać jaja! Mamy wyjść na boisko i walczyć, a nie czekać, żeby nas rozjechali.

Wie Pan, ile razy faulowaliście Ekwadorczyków?

- Ile?

Osiem!

- Bo gramy za delikatnie! Każdy się boi! Ile wślizgów było? Trzy? Pięć? Nie liczyłem, ale też mało! W Niemców musimy "wjeżdżać" na każdym centymetrze boiska! Nie na metrze, na centymetrze! Tak jak oni w nas! Jestem pierwszy, który może Niemców "napocząć". Nie ma problemu. Tylko róbmy to z głową. Nietrudno jest urwać komuś nogę i dostać czerwoną kartkę.

Fizycznie im dorównacie?

- Jesteśmy przygotowani do walki. Zawsze mówiło się, że "Niemcy to maszyny nie do zajechania". Wierzę, że czymś uda się ich zaskoczyć.

Chcieć a móc to dwie różne rzeczy.

- Nie powiem, że na pewno wygramy, ale chcemy wygrać. W piątek z Ekwadorem walczyliśmy na 70 procent, jak nie mniej. Teraz musimy na 200. Po Ekwadorze wstydzimy się wyniku, ale najbardziej tego, że nie walczyliśmy. Trzeba było kogoś przetrącić, żeby znieśli go z boiska, pokazać charakter, ambicję.

Z Niemcami Polska miała nie grać z nożem na gardle...

- Żal meczu z Ekwadorem, tego pierwszego straconego gola, po którym wszystko się załamało. Sami jesteśmy winni. Dwa dni w zespole była żałoba, ale w niedzielę spotkaliśmy się i musieliśmy sobie wyjaśnić pewne rzeczy. Padły ostre słowa. Do tej pory na odprawach omawialiśmy mecze i mówiliśmy do grupy: "nie wolno się tak zachować", "takich błędów należy unikać".

Teraz od razu powiedziałem: panowie, mówimy konkretnie, kto i jaki błąd popełnił. Ćwiczyliśmy na zajęciach różne warianty taktyki, a graliśmy tak, jakbyśmy widzieli się po raz pierwszy i nigdy nie trenowali. Nie wiem, z czego to wynikało. Ja tremy nie czułem. Ale graliśmy za dużo wszerz, wzdłuż, do tyłu. Strzałów było mało, gry do przodu, do szybkiego Ebiego czy "Żurawia" też mało. Graliśmy tak, jakbyśmy nie wierzyli w to, że umiemy strzelić gola.

Co Pan poczuł po ostatnim gwizdku?

- Że graliśmy bez wiary, a jeszcze piłka nie chciała wpaść do bramki. Słupek, poprzeczka, akcja Krzynówka, w której nie było spalonego. Brakowało paru centymetrów. Może teraz coś się w nas obudzi! Zrobię wszystko, żeby zmobilizować kolegów do większej walki i ryzyka. Kibice wybaczą nam porażkę, ale po meczu, którego nie będziemy się wstydzić.

Zmiana ustawienia sześć dni przed meczem - z 4-4-2 na 4-5-1 - to był dobry pomysł?

- Przy tak ofensywnie grających skrzydłowych, jak Smolarek i Krzynówek, musimy mieć zabezpieczenie z tyłu. Sobolewski i Radomski potrafią bronić i zagrać piłkę do przodu. Ale w meczu z Ekwadorem wbiegali sobie pod nogi.

Musimy poprawić grę w pomocy, zaatakować. Zostawić więcej zdrowia, postawić wszystko na jedną kartę. Grać spokojnie, ale z przeświadczeniem, że jesteśmy w stanie wygrać. Oni też popełniają błędy. Jak my byśmy robili takie same w defensywie jak oni z Kostaryką, to - kurczę - dziś wisielibyśmy chyba na drzewach.

Polska wygra?

- Bardzo chcę. Zrobimy wszystko, by wyjść z twarzą. Zagrać jak równy z równym.

Oświadczenie Jacka Bąka

Na niedzielnym spotkaniu ustaliliśmy, że wykupimy ogłoszenie na pierwszej stronie "Gazety Wyborczej" i przeprosimy w nim prawdziwych kibiców, którzy się zapożyczyli, wzięli urlop i przyjechali do Gelsenkirchen. Byli z nami na dobre i złe. Jak zaśpiewali hymn, ciarki długo nie chciały ze mnie zejść. Potem, nawet jakbyśmy zatkali uszy, to i tak słyszelibyśmy ich fantastyczny doping. Po meczu mieli łzy w oczach. W ostatniej chwili zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. Nie mogę powiedzieć, dlaczego. Ale jako kapitan przepraszam ich teraz w imieniu drużyny

W meczu Niemcy - Polska:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.