Emile Heskey dla "Gazety": Cel - zdetronizować Manchester United

Zdetronizować Manchester United to chyba największe marzenie wszystkich piłkarzy Premier League. Ja wierzę, że nam pierwszym się uda. Nasz menedżer daje nam na to dwa, trzy lata. Ale oczywiście będziemy się starali zrobić to już w najbliższym sezonie - mówi napastnik FC Liverpool i reprezentacji Anglii Emile Heskey.

Emile Heskey dla "Gazety": Cel - zdetronizować Manchester United

Zdetronizować Manchester United to chyba największe marzenie wszystkich piłkarzy Premier League. Ja wierzę, że nam pierwszym się uda. Nasz menedżer daje nam na to dwa, trzy lata. Ale oczywiście będziemy się starali zrobić to już w najbliższym sezonie - mówi napastnik FC Liverpool i reprezentacji Anglii Emile Heskey.

Michał Pol: Gratuluję zdobycia "potrójnej korony". Który z wywalczonych w tym sezonie z Liverpoolem pucharów - UEFA, Anglii czy Ligi Angielskiej - jest dla Pana najważniejszy?

Emile Heskey: - Każdy z osobna był dla nas wielką radością. Puchar Ligi Angielskiej, bo to pierwsze trofeum, jakie "The Reds" zdobyli po latach. Jego zdobycie dodało nam wszystkim energii i wiary. Zdobycie Pucharu Anglii po finale z Arsenalem było jeszcze bardziej niesamowitym przeżyciem ze względu na okoliczności. Właściwie nie istnieliśmy na boisku przez większość meczu, a trofeum zapewniliśmy sobie w końcówce. Potem ten wielki entuzjazm w Liverpoolu, kiedy objeżdżaliśmy autokarem ulice pełne fanów, którzy czekali na sukces tak długo. No a Puchar UEFA, sami wiecie, jak wyglądał ten mecz. Wygrana co chwila wymykała się z rąk, ale w końcu nam się udało [Liverpool - red.].

No i na koniec awansowaliśmy jeszcze do Ligi Mistrzów, co przed sezonem było największym marzeniem każdego zawodnika. To był niezapomniany sezon. Pozostanie w pamięci naszej i kibiców na długo.

A mogło być jeszcze lepiej. Dwukrotnie w tym sezonie pokonaliście Manchester United, raz u siebie na Anfield Road i na Old Trafford. Dlaczego więc to "Czerwone Diabły" znów zostały mistrzem Anglii, a nie Liverpool?

- Popatrz, ile lat Alex Ferguson budował ten zespół. Nie ma porównania. Nasz się dopiero tworzy. Piłkarze MU to rutyniarze, nie popełniają błędów, jakie popełniali kiedyś. My się wciąż jeszcze wiele uczymy. Nie sztuka pokonać mistrzów Anglii na Old Trafford. Trzeba jeszcze w sezonie wygrywać mecze na takich boiskach jak The Dell, Valley Parade itd. Uczymy się, ale jesteśmy na dobrej drodze. MU też zaczęło ten wspaniały dla siebie okres od triumfu w europejskich pucharach.

Kiedy więc Liverpool będzie w stanie zdetronizować Manchester United?

- To chyba największe marzenie wszystkich piłkarzy Premier League, ale ja oczywiście wierzę, że to właśnie my będziemy tymi, którym się uda. Nasz menedżer daje nam na to dwa, trzy lata. Ale oczywiście postaramy się zrobić to już w najbliższym sezonie.

Wiele osób przewiduje, ze Manchester United rozsypie się, kiedy odejdzie z niego Alex Ferguson, czyli już po następnym sezonie...

- Wątpię. To byłoby zbyt proste. On na pewno ma wielki udział we wszystkich sukcesach drużyny, ale MU to nie jeden człowiek. Myślę, że ta maszyna będzie nadal działać bezawaryjnie.

Kto będzie się liczył w walce o tytuł w przyszłym sezonie?

- Jeszcze nie przestałem koncentrować się na tym, a już mam myśleć o następnym? Pewnie znów wszystko rozegra się między tymi drużynami co teraz - Liverpool, MU, Arsenal, Leeds. Może lepiej wypadnie Chelsea. Tylko proszę mnie nie pytać o kolejność. Trzeba będzie popatrzeć tuż przed sezonem, kto się wzmocnił, a kto osłabił.

A do kupienia jakiej gwiazdy Pan namawiałby menedżera Liverpoolu Gerarda Houlliera?

- Jeszcze parę tygodni temu odpowiedziałbym, że Holendra Edgara Davidsa, bo w Premier League wypadłby o wiele lepiej niż w lidze włoskiej. Ale zawieszono go za doping, więc sprawa jest nieaktualna. W tej sytuacji namawiałbym menedżera na sprowadzenia Zinedine'a Zidane'a.

Mówił Pan, że marzy o występach w Lidze Mistrzów, a tymczasem grający tam piłkarze narzekają na zbyt wiele meczów. Zwłaszcza ci z Premier League, którzy mają do rozegrania najwięcej spotkań w lidze i krajowych pucharach...

- To jakiś paradoks, że im jesteś lepszy, ty i twoja drużyna, tym więcej i więcej grasz, aż masz dość. 38 spotkań w lidze, do tego Puchar Anglii i Ligi, Puchar UEFA albo Champions League. Z drugiej strony, gdyby tych spotkań było trochę mniej, drużyna grałaby jeszcze lepiej, jej piłkarze byliby mniej zmęczeni, nie łapaliby kontuzji. Taka drużyna prezentowałaby jeszcze wyższy poziom. Potrafiła grać jeszcze piękniej dla kibiców. No ale coś za coś. Dlatego drużyny w Anglii, Italii, Hiszpanii mają takie liczne składy. Menedżerowie zrozumieli, że 15 zawodników tych wszystkich spotkań nie jest w stanie rozegrać. Muszą mieć zmienników dla kontuzjowanych i dawać zawodnikom odpocząć, żeby kontuzji uniknąć. Stąd np. w jednej drużynie występuje aż tylu klasowych napastników, ile 10-20 lat temu w pięciu drużynach razem.

Jaka faza w Lidze Mistrzów byłaby dla Liverpoolu sukcesem?

- Nie wiem. Po prostu po zdobyciu Pucharu UEFA będziemy chcieli jak najlepiej wypaść w "rozgrywkach dla dorosłych".

Wierzy Pan trenerowi reprezentacji Anglii Svenowi Goranowi Erikssonowi, że możecie awansować do mistrzostw świata w Japonii i Korei z pierwszego miejsca w grupie?

- Jasne, a dlaczego nie? Mieliśmy kiepski początek eliminacji, ale mister Eriksson znakomicie wyselekcjonował i ułożył drużynę. Jeżeli wszystko będzie zależało od wyniku meczu z Niemcami w Berlinie, to wierzę, że nam się uda. Bo nie ma powodu, dla którego nie mielibyśmy tam wygrać np: 2:0. Na pewno mamy piłkarzy, którzy potrafią to osiągnąć. Wcale nie gorszych niż Niemcy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.