Mieczysław Nowicki, medalista olimpijski z Montrealu w kolarstwie, były szef UKFiS, dziś dyrektor wydziału sportu Urzędu Miasta Łodzi: Kiedy padło hasło, że Polska i Ukraina mogą zorganizować mistrzostwa Europy, prezydent Jerzy Kropiwnicki podjął decyzję, że Łódź się zgłosi. I słusznie.
- Bo to ogromna szansa dla miasta. Wielka impreza piłkarska to najlepsza promocja, jaką można sobie wyobrazić. Pod względem zainteresowania ważniejsze są jedynie igrzyska olimpijskie oraz mistrzostwa świata w piłce nożnej. Po drugie, w mieście powstanie z tej okazji nowoczesny obiekt, który może być wykorzystywany nie tylko pod względem sportowym. Po trzecie, na Euro przyjadą turyści, dzięki czemu zarobią hotele, restauracje, fryzjerzy i taksówkarze. Na takiej imprezie jeszcze nikt nie stracił. Potwierdza to również Michał Listkiewicz, prezes PZPN.
- W końcu jesteśmy drugim pod względem wielkości miastem w kraju. Nasze lotnisko wkrótce będzie mogło przyjmować nawet największe samoloty, w pobliżu skrzyżują się najważniejsze polskie autostrady. To nasz duży atut. Zdajemy sobie sprawę z tego, że dzisiaj infrastruktura miasta jest niedostateczna, ale jesteśmy w stanie spełnić wszystkie wymogi UEFA. To ogromne wyzwanie dla Łodzi, która zacznie się szybciej rozwijać.
- Żeby na czymś zacząć zarabiać, to trzeba najpierw zainwestować. Pamiętam jednak, że Portugalia też była w podobnej sytuacji. Zorganizowała mistrzostwa Europy i - jak się okazało - była to dla niej opłacalna inwestycja. Przecież nie za wszystko musi zapłacić miasto, bo na przykład hotele może wybudować ktoś inny. Mam też przykład, jak poradzono sobie z tym w Sydney, które organizowało igrzyska olimpijskie. Byłem wtedy urzędnikiem państwowym i przez wiele godzin rozmawiałem z Edmundem Obiałą, polskim architektem odpowiedzialnym za sprawy konstrukcyjne stadionu olimpijskiego. Tam budowano za pieniądze własne, sponsorów i kredyty. Później niektóre obiekty zmieniły przeznaczenie, a na przykład stadion został zmniejszony do wielkości, jaka była potrzebna po igrzyskach. Poza tym część pomieszczeń spełnia funkcje komercyjne, więc na obiekcie cały czas coś się dzieje.
- A czym różnimy się od świata? Pewnie, że jesteśmy opóźnieni, ale szybko nadrabiamy dystans do Europy. Jeśli będziemy tylko lamentować, że nas nie stać na Euro, to nigdy nic nie osiągniemy. Mistrzostwa Europy są wielką szansą dla Polski, a także dla Łodzi.
Na razie nie ma potrzeby zgłaszania gotowych projektów. W dokumentach, które złożyliśmy, jest wszystko, co trzeba. Nie ma jednak co ukrywać - wybór sześciu miast będzie decyzją polityczną.
- Gdy przejrzałem wszystkie wymogi UEFA, to doszedłem do wniosku, że hala może bardzo się przydać. Przede wszystkim będzie blisko stadionu. W niej może być na przykład laboratorium antydopingowe czy inne pomieszczenia. Poza tym hala w 50 proc. będzie sfinansowana przez budżet państwa, więc grzechem byłoby taką pomoc odrzucić. Na stadion też znajdziemy pieniądze.
- Już słyszę, że jest bieda, a ludzie nie mają pracy. Ale takie przedsięwzięcie jak Euro może ruszyć koniunkturę. Obliczyliśmy, że dzięki temu stworzy się ok. 40 tys. nowych miejsc pracy. A co do zmiany władzy, to pewna ciągłość musi być zachowana. Nie można niweczyć wszystkiego, co robili poprzednicy. Na tym polega polityka. Niedawno rozmawialiśmy o gwarancjach rządowych dla organizatorów Euro, co znaczy, że władze państwowe nie są przeciwne imprezie. Poza tym decyzja o budowie stadionu też musi być podjęta wspólnie przez wszystkie siły polityczne w mieście.
- Prawdę. Nie można przecież nikogo oszukiwać. Podaliśmy, że chcemy rozbudować stadion ŁKS, który jest najlepiej położony - są miejsca na parkingi, blisko jest dworzec kolejowy, a lotnisko jest oddalone o 2,5 km. Resztę trzeba będzie wybudować od nowa. Jeśli przejdziemy do następnej rundy, przedstawimy dokładny plan. Wierzę, że mamy duże szanse na Euro, bo nawet Włosi nie mają zbyt wielu obiektów już teraz spełniających wszystkie wymogi.