Zrobię wszystko, by strzelić bramkę. Ale jeśli mi się uda, nie będą demonstrował radości - mówił przed meczem Gabriel Batistuta, podkreślając, że kibiców we Florencji darzy ogromnym szacunkiem. Wielką przykrość sprawił im już jednak w listopadzie. Strzelił zwycięskiego gola na Stadionie Olimpijskim w Rzymie. Stołeczni fani po raz pierwszy poczuli wtedy, że ich klub może zdobyć mistrzostwo - po czterech z rzędu zwycięstwach został liderem. Argentyńczyk miał rozdarte serce - tamten gol dał mu również miano najskuteczniejszego piłkarza ligi wśród aktualnie grających (wyprzedził Roberto Baggio).
Mecz rewanżowy przesunięto o jeden dzień, bo obawiano się burd chuliganów. - Jestem zrozpaczony. To klęska futbolu. Smutne, że mogę stać się powodem jakiejś tragedii - powiedział Argentyńczyk, który nieraz pokazał, że z presją wrogiego tłumu radzi sobie jak mało kto. W 1997 roku strzelił fantastycznego gola na Nou Camp w półfinale Pucharu UEFA. Europejskie media obiegło zdjęcie, na którym Batistuta przykłada palec do ust, "uciszając" sto tysięcy Katalończyków. Dwa lata później jego bramka na Wembley (w meczu z Arsenalem) dała Fiorentinie awans do drugiej rundy Ligi Mistrzów.
Wczoraj Argentyńczyk kilkakrotnie był bardzo bliski strzelenia gola. Nie udało się. Albo świetnie bronił Francesco Toldo, albo brakowało mu kilku centymetrów. W roli snajpera wystąpił były kolega Enrico Chiesa, który zdobył dwie bramki.
Roma ma sześć punktów przewagi nad Juventusem, ale terminarz fatalny. Czekają ją jeszcze mecze ze wszystkimi drużynami z czołówki - Juventusem (2. miejsce), Lazio (3.), Parmą (4.), Atalantą (5.).
Poniedziałkowy mecz 25. kolejki ligi włoskiej: Fiorentina - Roma 3:1 (1:1): Chiesa (11. i 81.), Candela (57. samobójcza) - Emerson (29.).