Blamaż goni blamaż. Korona już na dnie [ZDJĘCIA Z CHORZOWA]

To już nie jest przypadek, zbieg okoliczności, albo pech. Żółto-czerwoni w kompromitującym stylu przegrywają piąte spotkanie z rzędu i zostają "czerwoną latarnią" Lotto Ekstraklasy.

Ponad dwa tygodnie zastanawiano się w obozie kieleckiego zespołu jak zareagować na serię czterech kolejnych porażek. Jedni sugerowali kary finansowe dla zawodników, inni przesunięcie najsłabiej spisujących się do trzecioligowej drużyny rezerw. Trener Tomasz Wilman postanowił jednak nie dokonywać radykalnych zmian, choć do jednej był niejako zmuszony. Popełniającego błąd za błędem kapitana zespołu Radka Dejmka w wyjściowym składzie zastąpił Rafał Grzelak. Szansę gry od pierwszej minuty otrzymał zatem Marcin Cebula, podobnie jak Dani Abalo, który zastąpił kontuzjowanego Sergija Pilipczuka.

Korona rozpoczęła mecz ostrożnie sprawiając wrażenie badającej nastawienie i dyspozycję rywali. Miała swoją szansę (10 min. - niecelna "główka" Miguela Palanci), ale i tak zbyt zachowawcza postawa błyskawicznie się na niej zemściła. Jarosław Niezgoda powinien podziękować środkowym obrońcom kieleckiej drużyny, bo miał zadziwiająco dużo miejsca i czasu, by uderzyć z 18 metrów. Tor lotu piłki lekko zmienił Dmitrij Wierchowcow i to wystarczyło, by Maciej Gostomski wyciągał ją z bramki. Po utracie gola goście nieco się ożywili, choć jakość ich akcji wciąż była daleko od ideału. Szarpał najbardziej aktywny wśród żółto-czerwonych (piękny strzał z dystansu w 25 min., broni Libor Hrdlicka), kilkukrotnie uruchomić swoich kolegów próbował Marcin Cebula. Lepsze wrażenie sprawiali jednak "Niebiescy", którzy raz po raz nękali defensywę Korony, zwłaszcza akcjami skrzydłowych.

I to oni już po dwudziestu sekundach gry po przerwie mogli podwyższyć prowadzenie. Mierzony strzał Eduardsa Visnakovsa efektownie obronił Maciej Gostomski. W pierwszym kwadransie kielczanie prezentowali się nienajgorzej, ale ich przewaga nad Ruchem uwidaczniała się tylko w częstszym posiadaniu piłki. A gospodarze bezlitośnie punktowali i obnażali nieporadność defensywy rywala. Zachowanie obrońców Korony przy dwóch kolejnych straconych golach trudno nazwać inaczej niż karygodnym. Przy bramce Łukasza Monety ośmieszył ich Jarosław Niezgoda wchodząc jak w masło w pole karne (strzał broni Gostomski, celna dobitka Monety). Kwadrans później, mierzący 171 centymetrów wzrostu, Piotr Ćwielong wyskoczył wyżej od Dmitrija Wierchowcowa (190 cm), a kwintesencją był gol Pawła Oleksego - po rzucie rożnym z ... dwóch metrów...

Tak fatalnej serii żółto-czerwoni w historii swoich występów w Ekstraklasie jeszcze nie mieli. Nie tylko przegrali pięć spotkań z rzędu, ale stracili w nich aż 18 goli. Pocieszenie? Do zajmującej piąte miejsce Arki Gdynia tracą ... cztery punkty.

Ruch Chorzów - Korona Kielce 4:0 (1:0)

Bramki: Niezgoda (16.), Moneta (61.), Ćwielong (77.), Oleksy (85.)

Ruch: Hrliczka - Konczkowski, Grodzicki Ż , Kowalczyk, Oleksy - Moneta, Surma, Urbańczyk, Ćwielong (89. Nowak), Visnakovs (72. Arak Ż ) - Niezgoda (86. Lipski)

Korona: Gostomski - Rymaniak, Wierchowcow, Grzelak Ż , Kallaste - Abalo (68. Zając), Możdżeń (83. Marković), Cebula (68. Przybyła), Aankour Ż , Kiełb - Palanca Ż

Sędziował: Daniel Stefański (Bydgoszcz) Widzów: 5365

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.