Zbigniew Boniek : Po 30 latach znów przylecieliśmy na imprezę mistrzowską nie jako turyści, ale jako jej normalni, poważni uczestnicy. A nawet mocno zaznaczyliśmy swoją obecność. Uważam, że nie mamy czego fetować, ale możemy czuć zadowolenie z występu. Nawet jeśli czujemy niedosyt. Bo czujemy. I to duży, Portugalia była w zasięgu.
Niby po tylu tygodniach człowieka ciągnie do domu, też mnie czasami ciągnęło, ale teraz bez przerwy myślę: "Cholera, wytrzymałoby się tu jeszcze kilka dni więcej, była szansa...". Byliśmy bardzo dobrze zorganizowani taktycznie i - tu wielki plus dla sztabu trenerskiego - widać było rękę trenera i jego ludzi. W kilku sektorach boiska zabrakło trochę piłkarskiej jakości. Umiejętności wygrania pojedynku, kiwnięcia kogoś. Graliśmy wypracowanym na treningu schematem, brakowało szaleństwa.
- Żeby było jasne: nie mam najmniejszej ochoty ani prawa kogokolwiek krytykować. W trzech meczach pierwsi strzelaliśmy gola, żadnego spotkania nie przegraliśmy, nie było nawet sekundy, kiedy rywal prowadził. I w sytuacji, gdy mieliśmy o jednego gola więcej, mądrze zarządzaliśmy piłką. Ale po następnego gola się nie pchaliśmy, właśnie tu tego szaleństwa mogło odrobinę zabraknąć. Nie było parcia na bramkę, które mieliśmy w eliminacjach, choć wiem, że zmieniła się skala wyzwania. Przeciwnicy znacznie silniejsi, granie pod koniec czerwca to olbrzymi wysiłek, co widać po wszystkich zespołach.
- Tak, na poziomie reprezentacyjnym. Euro 2016 pokazało, że mamy dwie rzeczywistości. W reprezentacyjnej faktycznie postawimy się wszystkim. Ale w klubowej jest wyraźnie gorzej. Przecież w dniu ćwierćfinału z Portugalią Cracovia i Zagłębie przegrały we wstępnych rundach europejskich pucharów. Uważajmy z euforią.
- Dla mnie Portugalia nie jest żadnym punktem odniesienia. Nie grała tu wielkiej piłki. Szwajcaria zrobiła na mnie większe wrażenie. Od Portugalczyków wydawaliśmy się wręcz groźniejsi, widać było, że jeśli ktoś może jeszcze dorzucić gola, to raczej Polska. Oni zależą od Ronaldo, który jest przemęczony.
- To znów zasługa trenera Nawałki. Tak komponował grę, żeby Robert Lewandowski był jednym z jej elementów. Najważniejszym, ale nie do tego stopnia, by ktokolwiek postrzegał nas jako drużynę jednego człowieka.
Bo to większy projekt. Tu nie chodzi o to, że rozegraliśmy dwa czy trzy niezłe mecze. Nie wmawiajmy sobie, że odnieśliśmy aż taki sukces, nie musimy się w ten sposób dowartościowywać. Chodzi tylko i aż o to, że mamy porządny zespół. Poukładany, który pasował do tego turnieju, Euro 2016 nie przerosło nas pod żadnym względem. Dlatego mamy poczucie dobrze wypełnionego obowiązku. Umieliśmy zorganizować wszystkim pracę na wysokim poziomie, efekt był budujący. A ponieważ ci piłkarze lubią ze sobą pracować, przyjemnie tworzyć im idealne warunki.
- Jeszcze raz: wracamy zmęczeni, ale zadowoleni, bo plan minimum wykonaliśmy z lekką nadwyżką. Ponieważ jednak mogło być jeszcze lepiej, nie będzie fanfar, nie chcemy, żeby nam bito pokłony. Zdajemy sobie sprawę, że mogliśmy dokonać więcej. Teraz trzeba zaplanować przyszłość, zwłaszcza że wyciąganie wniosków z wydarzeń pozytywnych jest znacznie przyjemniejsze niż wyciąganie wniosków z porażek. A zarazem trudniejsze, bo ewentualne błędy nie są aż tak ewidentne. Trzeba się szybko zresetować, żeby polecieć na sztuczne boisko do Kazachstanu (jesienią, w eliminacjach mundialu) i tam wygrać. To będzie miara inteligencji drużyny.
- Na pewno nie Michał Pazdan, znałem go i zdawałem sobie sprawę z jego potencjału. Niespodziankę sprawił mi natomiast Błaszczykowski. Wiem, zdziwienie dobrą postawą takiego zawodnika, nazywanie go objawieniem, brzmi jak świętokradztwo, ale pamiętajmy o okolicznościach. Kuba od miesięcy nie grał, byliśmy niepewni jego dyspozycji, myślałem, że będzie mu trudniej.
- Nie chcę klasyfikować zawodników, ale Kuba był przygotowany znakomicie. Mądry taktycznie, przydatny w obronie, niebezpieczny w kontrataku, decydujący o wynikach, poświęcający się dla grupy. Gdybym miał kogoś indywidualnie wyróżnić, to właśnie jego. Choć wiem, że krzywdzę w ten sposób innych.
- Nie wiem. Zakończył się pewien etap, otwiera inny. Musimy z trenerem podpisać nowy kontrakt, to pójdzie łatwo. A potem usiąść i zastanowić się nad strategią, ustalić priorytety. Czy chcemy zaryzykować i drużynę gdzieniegdzie odmłodzić? Czy ta grupa osiągnęła maksimum i trzeba wprowadzić nowych zawodników? Ile mamy odwagę zmieniać?
- Dlatego wspominałem o inteligencji. Jest niezbędna. Każdy piłkarz, każdy sportowiec po wykonaniu zadania musi odzyskać pokorę, w pewnym sensie wrócić do punktu wyjścia. Wmawianie sobie, że jesteśmy mocni, jest szkodliwe. Zwłaszcza że wciąż nie należymy do piątki najsilniejszych reprezentacji w Europie. My po prostu byliśmy na francuskim turnieju w dobrej formie. Dlatego zaszliśmy tak daleko.