Polska - Serbia. Zupełnie inne światy

Zderzą się dzisiaj o 20.45 w Poznaniu. Polscy piłkarze, tworzący drużynę zjednoczoną i przesyconą ciepłymi emocjami, podejmą towarzysko Serbię, od lat najbardziej rozbitą reprezentację w Europie.

Znajduję tylko jeden powód do optymizmu. Gorzej być już nie może, przecież nie spadniemy poniżej poziomu San Marino - wzdycha Aleksandar Vuković, niegdyś kapitan, obecnie drugi trener Legii. Środowy sparing obejrzy w telewizji, bo termin meczu koliduje z trenerskim kursem PZPN w Białej Podlaskiej. Sam jednak przyznaje, że reprezentacja Serbii wpędza go w depresję. Że stracił co do niej ostatnie złudzenia i uważniej śledzi wyczyny polskiej.

Nasi piłkarze przygotowują się do występu na trzecich z rzędu mistrzostwach kontynentu, na które czekamy z nieskrywanymi nadziejami wyrosłymi na imponującym, wielobramkowym popisie eliminacyjnym. Tymczasem Serbowie zaczynają wszystko od nowa. Jak zwykle. Oni nie awansowali ani na Euro 2016, ani na mundial w 2014 r., ani na Euro 2012, co więcej, potrafili zaserwować kibicom eliminacyjne klęski u siebie (!) z Estonią.

I właśnie wybuchł u nich kolejny skandal. Skrzydłowy Southampton Dušan Tadić obwieścił bowiem, że selekcjonerowi Radovanowi Ćurciciowi brakuje autorytetu i doświadczenia. Powód? On, piłkarz "najbogatszej ligi świata" (tak określa angielską), musi "dowiadywać się z gazet, że nie został powołany". To sceny naszym rywalom doskonale znane, serbskim reprezentantom zdarzało się już także szantażować trenerów żądaniem gwarancji występów w podstawowym składzie, w przeciwnym razie zamierzali powołania ignorować.

- Pamiętasz, jaka była w Polsce atmosfera w szczycie nienawiści do PZPN-u? I w szczycie przygnębienia postawą reprezentacji, której nie chciały pomagać nawet trybuny? W Serbii jest tak cały czas - mówi Vuković. - Kibice spoglądają na piłkarzy szyderczo, na nic już nie liczą, nie mogą pojąć, dlaczego tak utalentowana drużyna wygląda aż tak beznadziejnie, nie znoszą związkowych działaczy, męczy ich zadłużona liga, w którą stale pompuje się państwowe pieniądze. Nastrój udziela się wszystkim, również kadrowiczom. I tak to się nakręca.

Zobacz wideo

O ile jednak polski kibic całą wieczność czekał na objawienie w postaci Roberta Lewandowskiego, który rozbłysnął ma megagwiazdę z okolic podium Złotej Piłki, czy Grzegorza Krychowiaka, który strzela gola w finale europejskiego pucharu, o tyle Serbii właściwie nie trafiają się pokolenia beztalenci. Przeciwnie, zawsze reprezentuje ją chmara wyczynowców zatrudnianych w renomowanych firmach i kupowanych za gigantyczne pieniądze. Jerzy Dudek - bohater najwyższego transferu z udziałem naszego piłkarza, Liverpool wyłożył zań około 7 mln euro - w rankingu naszych rywali nie zmieściłby się nawet w czołowej trzydziestce najdroższych. Dzisiaj w Poznaniu zobaczymy m.in. Nemanję Maticia (Chelsea, kosztował 25 mln), Aleksandara Mitrovicia (Newcastle, 18,5 mln) czy Aleksandara Kolarova (Manchester City, 22,7 mln). To przypomina, jak wycenia rywali rynek, a zarazem uzmysławia, że tworzą najbardziej klęskową reprezentację na kontynencie.

Najbardziej klęskową m.in. z tego powodu, że serbski futbol jest wściekle podzielony. W Polsce też istnieją żrące międzyklubowe animozje, w miniony weekend znów poczuliśmy niezdrowe emocje wokół ligowego hitu Lecha z Legią. Nie przenoszą się one jednak na reprezentację. - Inaczej niż w Serbii - opowiada Vuković. - Tu kojarzeni z Partizanem mają ciężkie życie ze zwolennikami Crvenej Zvezdy, a kojarzonym z Crveną Zvezdą nie przepuszczą ludzie Partizana. I tak było zawsze. Predrag Mijatović musiał zostać najjaśniejszą gwiazdą w Europie, żeby całe trybuny solidarnie składały mu hołd. Napięcie czuć na każdym poziomie, także wśród działaczy, nawet dziennikarzy. Wy mówicie, że gdzie dwóch Polaków, tam trzy opinie, a nasz znany dramaturg Dušan Kovac!ević znalazł 20 podziałów Serbów. W reprezentacji też widać, jak niewiele nam trzeba, żeby się pokłócić - mówi legionista.

I dodaje, że jego rodacy nie tylko nie zjeżdżają na zgrupowania dla frajdy, ale wręcz sprawiają wrażenie, jakby jedynym powodem do zadowolenia było dla nich odetchnięcie od kieratu w klubie. To również ostro kontrastuje z reprezentacją Polski - w każdym razie teraz, gdy dopingujemy drużynę wybitnie zjednoczoną i przesyconą pozytywnymi emocjami, złożoną z ludzi, którzy zwyczajnie się lubią i pędzą na zgrupowania, by ze sobą poprzebywać. - Klimat w Serbii mogłyby złagodzić wyniki, ale one jeszcze sytuację pogarszają. Przecież na Euro 2016 dostali się prawie wszyscy, nie awansowali tylko ci, którzy bardzo nie chcieli awansować. Potknąć się można raz albo dwa, ale nie można lądować w tabeli pod Albanią. Nie widzę u piłkarzy poświęcenia, nie widzę skupienia. Nie mam powodu, by sądzić, że im przynajmniej zależy - mówi Vuković.

W przełożeniu na twardy konkret wygląda to tak, że Serbowie wydusili ledwie 4 zwycięstwa w ostatnich 15 meczach. A Polacy ledwie jeden z ostatnich 15 przegrali. Z mistrzami świata Niemcami.

Żona Grosika naprawdę wie, jak zrobić selfie

Kto wygra mecz?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.