Doping. Kolejne śledztwo ARD i "Timesa": Futbol na sterydach?

Blisko 8 proc. próbek pobranych od piłkarzy z Ligi Mistrzów i Ligi Europy miało alarmujący poziom testosteronu. To na pewno nie oznacza, że aż tylu piłkarzy szprycowało się sterydami. Ale tym bardziej nie oznacza, że jak się upiera UEFA, doping jest w futbolu zjawiskiem marginalnym.

W niedzielę o godz. 18 niemiecka telewizja ARD pokaże kolejny odcinek swojego dopingowego śledztwa. Reportaże dziennikarza ARD Hajo Seppelta zatrzęsły już w ostatnich miesiącach rosyjską lekkoatletyką, potem pokazały prawdę o kenijskich długodystansowcach i o tym, jak IAAF przymykał przez lata oko na doping krwi. A teraz Niemcy, znów wspólnie z "Timesem", wzięli się za futbol.

879 przebadanych, 68 z podejrzanymi wynikami

Dotarli do wyników wielkiego badania zamówionego przez UEFA. Badanie było częścią przygotowań do antydopingowego programu, który ruszył w europejskim futbolu razem ze startem obecnego sezonu. Do tego wielkiego testu UEFA pobrała aż 4195 próbek od 879 piłkarzy z europejskiej elity klubów, głównie z Ligi Mistrzów i Ligi Europy.

Próbki pochodzą z lat 2007-2013, ponad 60 procent pobrano przy okazji meczów Ligi Mistrzów. Były pobrane anonimowo. I poddano je nie standardowym testom dopingowym, ale analizie specjalistów z 12 laboratoriów antydopingowych. Czyli mówiąc najprościej, nie było to badanie zrobione by złapać winnych, tylko dla poznania problemu. A problem jest, bo aż u 68 piłkarzy, czyli 7,7 procent, poziom testosteronu wykazywał odchylenia od normy. Co może być śladem użycia sterydów anabolicznych. Nie chodzi tutaj o ślad samego sterydu czy innej zakazanej substancji. Naukowcy analizowali różne próbki pobrane od tego samego zawodnika (średnio próbek było pięć na jednego piłkarza) i porównywali w nich poziom testosteronu. U niektórych piłkarzy zmieniał się w bardzo podejrzany sposób.

Doktor Fuentes: Gdybym przemówił, Hiszpanie nie byliby mistrzami

Ilu z przebadanych piłkarzy rzeczywiście wzięło sterydy - pomagają budować siłę, szybkość, przyspieszają regenerację, więc do ich przydatności w futbolu nie ma co przekonywać - tego na podstawie badania rozstrzygnąć się nie da, bo odchylenia od normy mogą mieć również przyczyny naturalne. Ale nawet po uwzględnieniu takich przypadków wynik badań jest alarmujący (a badanie dotyczyło tylko sterydów, nie szukano np. śladów EPO, dopingowej plagi). Zresztą poszlak było już wcześniej zbyt wiele, by je ignorować. Już w latach 80. Harald Schumacher opisał w swojej książce przypadki nielegalnego wspomagania w niemieckiej piłce, a jego słowa potwierdzał m.in. Paul Breitner. Na liście doktora Eufemiano Fuentesa miały być całe hiszpańskie kluby. "Gdybym przemówił, to nie bylibyśmy mistrzami Europy ani świata" - straszył Fuentes w wywiadach podczas swojego procesu. Arsene Wenger opowiadał o przychodzących do Arsenalu z innych klubów piłkarzach, którzy mają bardzo dziwne wyniki badań krwi.

Skażone rugby

Nie bardzo wiadomo, dlaczego akurat futbol miałby być, jak przekonywali przez lata jego szefowie, wolny od problemów z dopingiem. Pokusa jest tu zbyt wielka, by jej nie ulegali piłkarze albo całe sztaby: testów jest mało, w grze są wielkie pieniądze, do tego nie ma kary zespołowej za indywidualny doping, a i piętno dopingowicza nie boli tak jak w sportach indywidualnych.

Niedawno okazało się, że najbardziej skażonym dopingiem sportem w Wielkiej Brytanii - na podstawie liczby dyskwalifikacji - jest nie lekka atletyka czy kolarstwo, ale rugby. Bo wreszcie przestało się oszukiwać i zaczęło swoich sportowców badać na poważnie. Czy futbol też się do tego zbliża?

Paszport biologiczny piłkarza

UEFA na informacje ARD i "Timesa" zareagowała jeszcze przed emisją programu. Ostrzegła przed wyciąganiem pochopnych wniosków na podstawie badań, które nie mają wiarygodności testu dopingowego. Pochwaliła się też tym, że miała przez lata bardzo rozwinięty program dopingowy, ponad 2 tys. testów rocznie, a piłkarze wpadali głównie na używkach, a nie twardym dopingu. Ale to, co UEFA mówi, kłóci się z tym, co UEFA robi: właśnie ruszyła z programem antydopingowym, który reklamuje jako największy w europejskim futbolu (czyli poprzednie chyba jej jednak nie satysfakcjonowały). A najważniejszym elementem tego programu będzie tworzenie, począwszy od trwającego właśnie sezonu, paszportów biologicznych piłkarzy. Paszporty biologiczne (czyli profile sportowców ustalone na podstawie serii badań) pozwalają dyskwalifikować za doping, nawet jeśli nie wykryto zakazanej substancji. Wystarczy odchylenie od normy w profilu. A paszport biologiczny piłkarza ma być nakierowany przede wszystkim właśnie na sterydy.

Od Dixiego Deana do Cristiano Ronaldo - piłkarze jak atleci [ZDJĘCIA]

Zobacz wideo
Czy wierzysz, że w piłce nie ma dopingu na dużą skalę?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.