FIFA ze wspólnoty idei stała się wspólnotą władzy

"Jakaś siła prowadziła mnie w stronę futbolu, który miał stać się moim życiem, a dokładnie rzecz ujmując: życiem w wielu odsłonach. Byłem bowiem zawodnikiem, specem od marketingu, człowiekiem mediów, selekcjonerem, członkiem komitetu organizacyjnego mistrzostw świata, prezydentem UEFA" - mówi Michael Platini w książce "Porozmawiajmy o futbolu". Poniżej publikujemy fragmenty książki

Gerard Ernault: Na mapie grożących futbolowi niebezpieczeństw przemoc ma bliskiego sąsiada, a zarazem konkurenta, któremu na imię pieniądze. Pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze. Coraz więcej pieniędzy.

Michel Platini : Już wystarczy.

Już na poważnie: czy kiedykolwiek było tak, że futbol nic nie kosztował?

- Zależy, jak to rozumiesz. Nic nie kosztuje w tym sensie, że do jego zaistnienia potrzeba piłki, czterech tyczek do wyznaczenia dwóch bramek i kilku zawodników. Nie można natomiast powiedzieć, by futbol nie był nic wart, jeśli weźmiemy pod uwagę choćby jego uniwersalność. Tym bardziej ma on wartość w znaczeniu ekonomicznym, zarówno na poziomie amatorskim, jak i profesjonalnym. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy wynaleziono futbol, to jest w latach 70. XIX wieku, Anglicy wynaleźli również zawodowstwo - za grę w futbol otrzymywało się pieniądze, podobnie jak trzeba było płacić za możliwość jej oglądania. Futbol od samego początku był zatem płatny.

Słusznie lub nie, istnieje przekonanie, że futbol - w szczególności na przestrzeni ostatnich 20 lat - zalewają pieniądze. Co można powiedzieć o obrotach światowego futbolu i o ich ewolucji w tym okresie?

- Biznes zwany futbolem nie jest monolitem, niełatwo też określić granice jego działalności. W zróżnicowaniu jego światowego zorganizowania, w natłoku rozmaitych uczestników biznesu, jego wykonawców i podwykonawców łatwo się zgubić. Gdzie w ujęciu ekonomicznym działalność futbolowa się zaczyna, a gdzie kończy? Dokąd sięgają biznesowe rozgałęzienia? Nad ustaleniem tego stanu rzeczy głowią się wyspecjalizowane instytucje. Z ich szacunków wynika, że skala rocznych obrotów związanych z futbolem przekracza 300 miliardów euro.

To 60 razy więcej aniżeli łączne obroty 20 najbogatszych klubów świata. Ponad 600 razy więcej niż obroty pierwszego na tej liście Realu Madryt i 20 000 razy więcej niż roczna pensja Lionela Messiego, najlepiej opłacanego piłkarza.

- Futbol porównywany z sobą samym, doskonale. Lecz gdy porównać go ze światem zewnętrznym, liczby te wprawiają w jeszcze większe osłupienie. Jeśli wziąć pod uwagę wszystkie sektory działalności, stanowi 17. pod względem rozmiarów finansowych biznes na świecie. A jeżeli spojrzeć na statystyki poszczególnych krajów, jedynie 25 państw posiada PKB wyższy od futbolu.

Futbol to 17. fortuna świata.

- Nie mówiłem o fortunie, mówiłem o biznesie. W tym biznesie działa 30 milionów osób, a liczba ta będzie wzrastać w tempie 8 milionów rocznie. Jedna na dwieście osób na świecie jest bezpośrednio lub pośrednio związana zawodowo z biznesem futbolowym. Ale futbolowa fortuna to zgoła coś innego. Fortuną futbolu jest sama gra.

Nigdy dotąd gra nie była aż tak "przemysłowa".

- Jeśli wspomniane raporty są nie do podważenia, oznacza to, że potrafimy dokładniej mierzyć ten wielki biznes, jakim stał się futbol, oraz problemy, które może on powodować.

Nad futbolem wiszą trzy zagrożenia wynikające z wprowadzenia w jego krwiobieg wielkich pieniędzy. Pierwsze z nich: ekonomia, narzuca swoje prawa, co prawda nie na polu reguł gry czy też gry jako takiej, lecz już na poziomie organizacji rozgrywek - wyniki i listy zwycięzców odzwierciedlają potencjał ekonomiczny zespołów; można to nazwać prawem bogatszego. Determinizm ekonomiczny spada na dotychczasową nieprzewidywalność sportu niczym epidemia ospy na średniowieczną Europę. Mały nie zwycięża już dużego. Bóg i futbol umarli po raz drugi.

- Nie wyobrażam sobie śmierci 11-osobowego futbolu pod huraganem ciosów wielkich budżetów. Uważam, że wielkie budżety pozwalają zwiększać rezerwy kadrowe, przez co obecnie - o wiele bardziej niż niegdyś - tworzą się pewne przewagi, o których dopiero co rozmawialiśmy.

Nie wierzysz w śmierć futbolu 11-osobowego, tylko tego na 22 osoby.

- Zachowując odpowiednie proporcje - zawsze tak było przy tworzeniu się pewnych hierarchii: dominowali w nich najbogatsi. Jednak futbol 22-osobowy jest faktem tylko w pewnej liczbie krajów, w tych zaś krajach - w mniejszej niż kiedyś liczbie klubów.

Drugim zagrożeniem jest krach tego nowego, wręcz irracjonalnego systemu socjoekonomicznego. UEFA stara się zamortyzować ten potencjalny krach przez (między innymi) wprowadzenie zasady finansowego fair play, nawet jeżeli nie jest to jedyna funkcja tego rozwiązania.

- Raz jeszcze powtórzę: nie staramy się wywrócić czy też zniszczyć nowego porządku, a zatem i nowej hierarchii. Troszczymy się o spójność i moralność w funkcjonowaniu naszych rozgrywek. Jeżeli przy okazji takim podejściem mielibyśmy zmienić ten nowy porządek - dlaczego nie? Nie mam nic przeciwko temu. Lecz może to być jedynie pewna konsekwencja, a nie motywacja naszego działania.

Trzecim zagrożeniem jest rozkład systemu wynikający z następujących czynników: 1) z tego, co fałszuje i wypacza rywalizację (korupcja, doping); 2) z tego, co wpływa na ducha rywalizacji i na samą rywalizację (niedostateczne zaangażowanie "piłkarzy - wiecznych tułaczy"); 3) z tego, co oddala piłkarzy miliarderów od masowej bazy futbolu.

- Największym zagrożeniem, jakie czyha na futbol i ogólnie na sport - postawiłbym je nawet przed przemocą czy dopingiem - jest korupcja. Albowiem korupcja grę pozbawia sensu. Doping, choć zafałszowuje grę, przynajmniej zachowuje jej pozory, przemoc zaś "jedynie" grę zaburza. Przedmiotem ogromnego zaniepokojenia są natomiast zakłady sportowe i towarzyszące im ustawianie meczów.

Jeżeli chodzi o dwa pozostałe punkty, zdradzasz mniejsze zaniepokojenie, by nie powiedzieć, że wręcz demonstrujesz absolutny spokój ducha.

- "Gracze wędrowni" przejawiają zdrowe zrozumienie własnego interesu. Nie spotkałem się, by taki zawodnik przestał się przejmować poziomem swoich występów w tym czy innym klubie, bo to na tej podstawie ustala się jego wartość rynkową i warunki kolejnego transferu. Wręcz przeciwnie, jestem zdania, że przemiany współczesnego rynku, podobnie jak i poziom konkurencji, zmuszają graczy do ustępstw przy zawieraniu kontraktów pod byle pretekstem. Jeżeli nie jest nim lojalność wobec klubu, to troska o reputację. Ta czy inna lojalność zapobiega utracie zaangażowania.

Zaciągajcie się raz i drugi do armii miliarderów! Poczciwy lud w dalszym ciągu będzie przychodził oglądać i wychwalać, podobnie jak w słynnej piosence "oglądał i wychwalał armię francuską".

- To nie status gwiazdy czy miliardera odgradza cię od mas kibiców. Wiesz, co przede wszystkim cię od nich odgradza? Porażka. Status przegranego. Że doprecyzuję: chodzi o status, który wypracowujesz sobie na boisku, nie zaś za kierownicą swojego porsche czy ferrari. Wciąż powracamy do rozważań boiskowych.

W 1901 roku w Anglii ustalono zasadę maksymalnej płacy, aby uniknąć sytuacji, w której grupka bogatych klubów mogłaby zdominować rozgrywki ligowe. Był to sposób na ponowne otwarcie poprzez grę rywalizacji zamkniętej - lub też o mały włos zamkniętej - za sprawą pieniędzy. Co po stu latach, w naszych czasach, realizuje zasada salary cap.

- Miało to na celu nie tyle uniknięcie odcięcia od mas, ile od samej rywalizacji, uniknięcie nudy i niesprawiedliwości. W czym owa zasada salary cap z 1901 roku bardziej podobna była z ducha do zasady finansowego fair play aniżeli do ewentualnej salary cap z roku 2013, jako że ta ostatnia zasada, w odróżnieniu od poprzedniczki, miała na względzie bardziej cele ekonomiczne aniżeli sportowe. Tak czy owak, nie sądzę, by w przyszłości wprowadzono salary cap obowiązującą wszystkich, nawet Lionela Messiego. W razie konieczności wolę środki regulujące od środków ograniczających. Mają one tę przewagę, że nie powściągają chęci rywalizacji, która poprzedza chęć osiągów. A także i zapał do sportu. Ustanawianie limitów, ograniczeń, to pomysł, który kłóci się ze sportem, sport polega bowiem właśnie na pokonywaniu wszelkich ograniczeń.

Futbol generuje ogromne obroty, lecz czy poza uczestnikami wydarzeń na boisku ktoś na tym zarabia? A jeżeli tak, to kto?

- Inaczej futbol nie miałby tylu aktywnych przyjaciół, nawet jeżeli chodzi o działania bardziej przypadkowe aniżeli wyrozumowane czy też przemysłowe... Zarabiają wielkie instytucje szczebla krajowego i międzynarodowego, które następnie na rozmaite sposoby redystrybuują te pieniądze pomiędzy tych, których reprezentują. Tworzą one sektor publiczny futbolu, w odróżnieniu od sektora prywatnego, złożonego z wielkich lig, wielkich klubów zawodowych, których warunki funkcjonowania mogą być mniej jasne i pewne, dlatego powinny być poddane nadzorowi. Przy okazji pieniądze zarabiają też wszelacy pośrednicy.

Książka"Porozmawiajmy o futbolu" jest dostępna w formie ebooka na Publio.pl >>

Partner - materiał Nike Performance HYPERVENOM... Nike Performance MERCURIAL LITE... Adidas Tango Pasadena

Czy zgadzasz się z przemyśleniami Platiniego?
Copyright © Agora SA