Finał Ligi Europy Sevilla - Dnipro. Jak się robi finał: "UEFA pytała: Ile się czeka w kolejce po hot doga?", przyjeżdżali specjalni konsultanci ds. trawy

W środę w Warszawie pierwszy w Polsce finał europejskiego pucharu. Nie dorówna prestiżem żadnemu meczowi Euro 2012 na Narodowym. Ale w przeciwieństwie do mistrzostw Europy na finale da się zarobić. Nawet kilkadziesiąt milionów złotych

Relacja na żywo z finału Ligi Europejskiej od 20.45 na Sport.pl

Plakaty zapowiadające finał Ligi Europejskiej wiszą przy ulicach od jakiegoś czasu, ale dopiero od wtorku można atmosferę tego meczu poczuć. Tego dnia przylatują finaliści, większość kibiców i dziennikarzy z całego świata.

Transmisja meczu będzie w ponad 100 krajach, już w poniedziałek obchód po stadionie robiła ekipa komentatorów z Brazylii. Bilety kupili kibice z 91 krajów, to rekord finału. Akredytowało się ponad pół tysiąca dziennikarzy. Ponad 600 osób odpowiada za transmisję telewizyjną.

Okęcie ma przyjąć z okazji tego meczu 50 czarterów, z czego zdecydowana większość to samoloty z Hiszpanii, z kibicami FC Sevilla. Z Ukrainy będzie tylko kilka specjalnych lotów. Dla porównania: przed meczem otwarcia Euro 2012 czarterów na Okęcie było po ponad 100 każdego dnia.

Jak mecz grupowy bez Polaków

Finał Ligi Europejskiej to inna skala i inne emocje. Jeśli już porównywać do Euro 2012, to finał jest jak któryś z dobrych meczów grupowych bez Polaków. Jak przyjemna dogrywka po Euro 2012: już bez nerwów, czy zdążymy i wszystko będzie działać, bez wielkich wydatków, bo infrastruktura gotowa - nawet druga linia metra, która miała powstać na mistrzostwa Europy - bez wydzielania buspasów dla UEFA, bez wielkich placów z ekranami do wspólnego oglądania.

Za to z uzasadnionymi oczekiwaniami, że kibice zostawią więcej pieniędzy, niż trzeba było na organizację finału wydać. Choć pieniądze nie wrócą do tej samej kieszeni: bo wydają państwo i władze miejskie, a zarabia głównie prywatny biznes. Hotelarze, restauratorzy, sprzedawcy pamiątek.

Ile pieniędzy zostawią kibice? W Turynie to było 17,5 mln euro

Rok temu przy okazji finału w Turynie kibice Sevilli i Benfiki Lizbona wydali aż 17,5 mln euro. To rekord finału LE. Niewiele mniej, 16 mln euro, zostało w Hamburgu po finale LE w 2010, podobnie było dwa lata temu w Amsterdamie. Najmniej, 9 mln euro, zostawili w 2012 w Bukareszcie kibice Atletico Madryt i Athletic Bilbao.

Największa część tej kwoty trafia zawsze do hotelarzy. Pokoje w Warszawie - biletów na finał jest 56 tysięcy - na noc po meczu są już zarezerwowane na stronie Booking.com w ponad 90 proc., a za ostatnie wolne pokoje dwuosobowe trzeba zapłacić co najmniej 1 tys. zł.

Warszawski ratusz: Wydamy mniej niż milion

Na dokładne wyliczenia dla Warszawy trzeba będzie poczekać, Turyn swoje podsumowanie przygotował dopiero kilka miesięcy po finale. - Nie przygotowywaliśmy prognoz, ile pieniędzy zostawią u nas kibice, zrobimy bilans po zakończeniu. Dla samego miasta taki finał to przede wszystkim okazja do promowania się w świecie i takie zyski trudniej policzyć - mówi Sport.pl Agnieszka Kłąb z biura prasowego warszawskiego ratusza.

- Największym wyzwaniem dla miasta było zorganizowanie transportu tak, żeby kibice dotarli na mecz, a mieszkańcy tego bardzo nie odczuli. Będą dodatkowe autobusy i darmowy transport dla kibiców z biletami w dniu meczu, będą bezpłatne parkingi "Parkuj i jedź" dla tych, którzy przyjadą do Warszawy samochodami. Nasze wydatki to będzie kwota rzędu kilkuset tysięcy złotych, na pewno poniżej miliona. A UEFA, by zostawić pamiątkę po finale, wyremontowała na swój koszt boisko przy ulicy Kajakowej na Ursynowie. Kosztowało to 100 tys. euro - mówi Agnieszka Kłąb.

Stadion Narodowy na finale nie zarobi

Do wydatków miejskich trzeba doliczyć te z budżetu państwa, czyli koszt zabezpieczenia finału. Oraz koszt przygotowania Stadionu Narodowego przez zarządzającą nim spółkę PL.2012+. - Kwota jest niebagatelna, ale szczegółów zdradzać nie możemy, bo obowiązuje nas tajemnica kontraktu. Stadion na samym finale nie zarabia, trzeba będzie trochę dołożyć - mówi Sport.pl szef spółki Tomasz Półgrabski.

O dokładny bilans zysków i strat akurat w przypadku stadionu trudno, bo finał jest częścią wieloletniej umowy PL.2012+ z PZPN na rozgrywanie na Narodowym najważniejszych meczów: spotkań eliminacyjnych reprezentacji Polski, finałów Pucharu Polski. Kontrakt obowiązuje do 2020 roku, a podpisano go w maju 2013, na kilkanaście dni przed ogłoszeniem przez UEFA, że finał Ligi Europejskiej odbędzie się w Warszawie.

Organizatorzy spodziewają się ok. 7 tysięcy kibiców Sevilli, 8-9 tys. kibiców Dnipro, a spośród kibiców neutralnych największą grupą oprócz Polaków (8 tys.) mają być Niemcy (6 tys.), Włosi (2 tys.) i Anglicy (1,5 tys.).

Organizatorem PZPN, ale decyduje UEFA

Można powiedzieć, że ten mecz był wianem prezesa Zbigniewa Bońka. Został przyznany pół roku po tym, jak Boniek wygrał wybory w PZPN. I to właśnie PZPN jest formalnie organizatorem meczu, to on podpisuje umowy, on wystąpił o pozwolenie na organizację imprezy masowej. Ale wszystkie najważniejsze decyzje podejmuje UEFA, to jej ludzie przyjechali zarządzać organizacją i to UEFA zarabia na samym meczu, zatrzymując dla siebie zyski z biletów i praw telewizyjnych.

- PZPN dostał od UEFA pulę pieniędzy na pokrycie naszej części przygotowań, tak żebyśmy mogli na czas przygotowań zatrudnić ludzi, jeśli będzie taka potrzeba, albo zrekompensować władzom Warszawy część kosztów transportu w dniu meczu. Sprzedajemy też pakiety biznesowe na finał i mamy prawo do części zysku z nich, UEFA się nim z nami dzieli - mówi Sport.pl Jakub Kwiatkowski, rzecznik związku.

Jaka kolejka po hot doga?

Teraz przy finale pracuje ok. 180 osób z UEFA, PZPN i PL.2012+. Ale przygotowania do organizacji zaczęły się już pod koniec 2013 roku, a od roku przedstawiciele UEFA przyjeżdżają na regularne spotkania.

- Co dwa miesiące przyjeżdżało z UEFA po kilkadziesiąt osób, na trzy, cztery dni. Wiele elementów jest powielanych z Euro, ludzie z UEFA, z PZPN, ze stadionowej spółki i z ratusza się znają z czasów przygotowywania mistrzostw, stadion jest sprawdzony, dotrzeć na mecz łatwiej niż podczas Euro, bo jest druga linia metra - mówi Jakub Kwiatkowski.

- Ludzie z UEFA chcą znać każdy szczegół, na tych spotkaniach pytali nas np., jak długo się czeka w kolejce po hot doga w przerwie meczu, a jak długo podczas każdej połowy - mówi Tomasz Półgrabski z PL.2012+.

Trawa do wymiany

Podczas narad w Polsce przedstawiciele UEFA spotykali się też z naszymi dostawcami i producentami (m.in. części dekoracji na finał czy tymczasowej infrastruktury do produkcji telewizyjnej). UEFA ma wyspecjalizowaną grupę ludzi, czasem również z firm zewnętrznych, albo freelancerów, którzy pomagają przy meczach pucharowych podczas sezonu, a finałem zajmują się najlepsi z nich.

Jest wśród nich również specjalna firma konsultingowa do spraw trawy, angielska STRI. Jej wysłannicy pojechali na plantację firmy Trawnik Producent (ma umowę z Narodowym) do Szczecinka sprawdzić trawę przygotowywaną na finał. I orzekli, że ta murawa się nie nadaje, zrobił się na niej grzyb pośniegowy.

Spółka PL.2012+ musiała na życzenie UEFA poszukać innej murawy na Węgrzech i w Niemczech. Stanęło na trawie z niemieckiej plantacji i dodatkowych kosztach. I to był jak do tej pory jedyny większy zgrzyt przy organizacji polskiego finału.

Piłkarze Sevilli zamieszkają w hotelu Hyatt, Dnipro w Victorii, działacze UEFA wybrali hotel Sheraton.

Internauci wspierają zwolnionego Ancelottiego. I drwią z Pereza [MEMY]

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.