Greń: Ktoś z PZPN-u rozdmuchał tę aferę

- Miałem dwanaście biletów dla przyjaciół. Gdy podeszli do mnie policjanci, od razu wyciągnęli mi z kieszeni te dwanaście biletów. Ja ich nie miałem w ręce, tylko w kieszeni. Zabrano mi telefon, bilety i wzięto na komisariat. Zażądałem tłumacza oraz prawnika. Mówiłem, że ludzie jadą te bilety odebrać - tłumaczy członek zarządu PZPN Kazimierz Greń, który został zatrzymany w Irlandii za rzekomo nielegalną sprzedaż biletów na mecz Polski z Irlandią.

Czytaj więcej o sprawie Kazimierza Grenia

Jest wiele sprzecznych wersji co do wydarzeń z Pańskim udziałem w niedzielę przed meczem i już w poniedziałek w sądzie. Jak to wyglądało z pana perspektywy?

- Miałem dwanaście biletów dla przyjaciół, to była prośba biznesmena Pawła Siarkiewicza, który chciał, by przywieźć im te bilety, które odkupiliby po normalnej cenie. Stałem na działce prywatnej [pod stadionem - przyp. red.], nie wiedząc, że tak w Irlandii nie można. Brama otwarta, wszedłem tak jakby do ogrodu, trzy metry wgłąb i paliłem sobie papierosa. Oni spóźniali się trzy godziny, a gospodarze mnie obserwowali, jakby bali się, że nie wiem, może, że ktoś im chce dom okraść. Gdy podeszli do mnie policjanci, od razu wyciągnęli mi z kieszeni te dwanaście biletów. Ja ich nie miałem w ręce, tylko w kieszeni. Zabrano mi telefon, bilety i wzięto na komisariat.

Zażądałem tłumacza oraz prawnika. Mówiłem, że ludzie jadą te bilety odebrać, na dowód czego na moim telefonie były te połączenia nieodebrane. Policja nie pozwoliła mi zadzwonić, ale wzięła numer telefonu do mojego przyjaciela z Warszawy i do tych, którzy próbowali się dodzwonić. Oni potwierdzili moją wersję. Prawo w Irlandii jest takie, że do wyjaśnienia sprawy w sądzie osobę podejrzaną się zatrzymuje i on już dzisiaj musiał to rozpatrzyć. Sędzia odrzucił wszystkie zarzuty, bo były zeznania tych osób, policja też potwierdziła, że próbowała się z nimi skontaktować, gdy oni czekali na mnie i te bilety. A przecież ja nie miałem ani telefonu, ani jak z nimi jednej wersji ustalić - więc to jasne, że potwierdzili prawdę!

W irlandzkich artykułach było napisane, że pan się przyznał do winy.

- Jest to kłamstwo. Proszę sprawdzić i zadzwonić do sądu. Sędzia nie dał mi ani jednego euro kary, ani zarzutu, ani czegokolwiek. Jedynym zarzutem było to, że nie mogłem mieć tych biletów, bo nie posiadam jakiejś ich licencji. Ale ja mówiłem, że to były wejściówki dla moich przyjaciół i oni to bez mojej wiedzy potwierdzili. W tym momencie nie mam żadnej kary, żadnych zarzutów - mówię to z pełną stanowczością. Napompowuje ktoś aferę konkretnie, a ja nawet wiem kto - ktoś z PZPN-u, bo komuś na tym bardzo zależy. Zastanawiam się, czy nie wnieść oskarżenia przeciwko irlandzkiej policji, bo to jest wszystko świeże, działa na moje emocje. Zatrzymano mnie bezprawnie, zabrano mi telefon i bilety, wyciągając je z kieszeni.

Irlandczycy twierdzą również, że był pan z oficjalną delegacją PZPN.

- To jest kolejne kłamstwo! Ja nie byłem w oficjalnej delegacji i to jest dowód na to, że Kazimierz Greń nie manipuluje, tylko mówi tak, jak było. Proszę pana, ja nie przyjechałem tam ze stu dwudziestoma biletami, nie miałem tych wejściówek dwieście. Kupiłem ich dwanaście dla ludzi, którzy mnie prosili, a ja taki jestem, że czasem pomagam. Mogłem powiedzieć "nie", ale to są ludzie, którzy ze mną w Polsce współpracują, więc dlaczego miałem im nie pomóc? Zaznaczam, oni nawet tych biletów ode mnie nie odebrali!

A skąd dostał pan te bilety?

- Te wejściówki kupiłem w podkarpackim ZPN-ie, który zamawiał je od PZPN-u dla swoich ludzi. A to jest duża liczba, te dwanaście biletów? Wie pan, ja naprawdę bym się na tych dwunastu biletach nie wzbogacił, ile, pięć-dziesięć euro od każdego? Naprawdę. Jakbym miał sto, dwieście czy trzysta tych biletów, to jasne.

Nieprzyjemna sprawa, obawia się pan reakcji środowiska?

- Ja reakcji mogę się obawiać, ale tylko jednej z osób, której bardzo na tym zależy.

Zależy na czym? Żeby panu zaszkodzić.

- No na pewno nie żeby pomóc. Ta osoba wie, że ja mam dowody na pewne rzeczy, które na razie trzymam i nie odkrywam. Nie wszystko teraz mówię. Wracam we wtorek i zastanowię się nad wieloma rzeczami. Może zwołam konferencję prasową czy nie wydam oświadczenia. To jest na razie gorąca sytuacja, muszę się zastanowić.

Purin nie tylko broni, ale też łapie piłki! [WIDEO]

Więcej o:
Copyright © Agora SA