LM. W piłkę nożną nie grają roboty, czyli lekcje z meczu MC-Bayern

To miał być mecz Xabiego Alonso, który skończył dziś 33 lata - czyli osiągnął wiek jak na piłkarza profesorski. Nieprawdopodobny finisz spotkania pokazał jednak, że mylą się nawet profesorowie, a w futbolu czucie i wiara mówi silniej niż mędrca szkiełko i oko - pisze Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny".

Profesorskim tonem Xabi Alonso zaczął mówić już w przeddzień, tłumacząc angielskim dziennikarzom (i pijąc oczywiście do Manchesteru City, którego właściciele tylko na sprowadzenie do klubu nowych zawodników przeznaczyli w ciągu sześciu ostatnich sezonów grubo ponad pół miliarda funtów), że nie ma oczywistego związku między wydawaniem pieniędzy a wygrywaniem meczów. Że możesz, owszem, próbować kupić sukces, ale musisz się wtedy liczyć z niemiłymi niespodziankami. I że zamiast chodzić na skróty, lepiej cierpliwie budować.

Lekcja stylu

To był wykład pierwszy, dotyczący strony biznesowej prowadzenia klubu. Drugi, ważniejszy, dotyczył tego, co dzieje się na samym boisku. Wspominając jeszcze grę pod Rafą Benitezem w Liverpoolu, ale w nieporównanie większej skali mając z tym do czynienia w Bayernie, Xabi Alonso mówił, że każda odnosząca sukcesy drużyna potrafi grać co najmniej trzema ustawieniami i dowolnie nimi żonglować w zależności od rywala i w zależności od rozwoju wydarzeń na boisku. "Nie, to nie znaczy, że przestajesz być wierny swojej tożsamości, zupełnie nie - tłumaczył. - Po prostu każdy mecz jest kompletnie inny od poprzednich".

Pep Guardiola, mistrz mikrozarządzania, zdolny do zmiany ustawienia nawet kilka razy w trakcie jednej połowy, teoretycznie wie to doskonale. Manuel Pellegrini tymczasem powtarza uparcie, że jego drużyna ma swój styl i że aby osiągnąć sukces, musi po prostu grać swoje. Zdaniem wielu obserwatorów ta sztywność miała być jedną z przyczyn, dla których drużyna chilijskiego menedżera ponosiła klęski w Europie. Piłkarze CSKA Moskwa, którzy najpierw odrobili dwubramkową stratę w trakcie dziwacznego meczu rozgrywanego w Rosji przy pustych trybunach, a potem jeszcze wygrali na Etihad, mówili po tym drugim meczu, że wiedzieli, jak grać, skoro rywale są tak przewidywalni, skoro zapędzają się na połowę przeciwnika w tak dużej liczbie, że skontrowanie ich staje się dziecinnie proste.

Lekcja koncentracji

Pieniądze więc sukcesów nie gwarantują, a taktyczna sztywność nie popłaca - twierdził Xabi Alonso. Ale wszystko, co powiedział, obróciło się ostatecznie przeciwko niemu. Człowiek, który w trakcie jednego meczu Bundesligi potrafił zanotować 216 kontaktów z piłką (nikomu w historii ośmioletnich analiz niemieckiej ekstraklasy dokonywanych przez firmę Opta nie udało się choćby zbliżyć do takich statystyk) i który - jak informuje "Guardian" - ma w tym sezonie na koncie o prawie 400 podań więcej niż którykolwiek z innych piłkarzy grających w Niemczech, dziś popisał się podaniem fatalnym, umożliwiającym Aguero strzelenie drugiej bramki i rozpoczęcie nieprawdopodobnego comebacku Manchesteru City.

Co więcej: przy całej taktycznej elastyczności Guardioli pewne cechy stylu gry Bayernu również pozostają niezmienne. Jednym z nich jest wysoko ustawiona linia obrony - a bramki Aguero padały właśnie dzięki zagraniom za plecy niemieckich obrońców. Pouczani przez Xabiego Alonso trenerzy i zawodnicy Manchesteru City mogą śmiać się ostatni.

Cóż to za przedziwny sport, potrafiący w ciągu 90 minut przynieść tyle zwrotów sytuacji. Piłkarz, który kilkadziesiąt minut wcześniej strzelił bramkę z rzutu wolnego - wydającą się podcinać skrzydła gospodarzy w momencie, gdy grali już w przewadze i prowadzili - teraz daje im możliwość powrotu do gry. Człowiek, który jest dla kolegów polisą bezpieczeństwa, dyryguje rytmem gry - czasem zwalnia, czasem decyduje, że nadszedł wreszcie moment, żeby przyspieszyć, i posyła długą piłkę na skrzydło - nagle się zagapia i niecelnym podaniem umożliwia rywalom przeprowadzenie kontry.

Wcześniej przecież po boisku przemieszczał się w sposób niemal doskonały. Czasem schodził między dwójkę stoperów, co pozwalało bocznym obrońcom podejść bardzo wysoko; czasem wychodził samemu pod pole karne rywala - jak w 47. minucie po odbiorze na połowie boiska (podał wówczas do Ribery'ego, później piłka do niego wróciła, ale uderzył ponad bramką). Oraz zachowywał nieustającą czujność, jak w 15. minucie, gdy po tym, jak Navas zrobił miejsce w polu karnym Milnerowi i Anglik wyrobił sobie pozycję do strzału, zablokował go oczywiście nie któryś z obrońców Bayernu, ale właśnie Xabi Alonso. I jak w 29. minucie, kiedy Hiszpan odebrał w polu karnym gości piłkę Lampardowi po dobrym podaniu Navasa. Oraz jak w 56. minucie, kiedy powstrzymał rozpędzonego Mangalę i rozpoczął kolejny szybki atak swojego zespołu.

Wszystkie te popisy, podobnie jak przedmeczowe wykłady, straciły ważność w końcówce spotkania. Skądinąd: o tym, że gra się do końca, piłkarze MC przekonali już Bawarczyków w grudniu ubiegłego roku, gdy na ich stadionie zdołali wygrać, mimo iż podopieczni Guardioli po dwunastu minutach prowadzili już 2:0. Na nic przewaga w posiadaniu piłki, na nic kompletna kontrola wydarzeń na boisku i akcje rozgrywane przez minutę czy dwie pomiędzy bezradnymi gospodarzami. Pamięć o nich przeminęła z szybkością strzału Sergio Aguero.

Lekcja obrony

Samir Nasri był przed meczem ujmująco szczery: jeśli zawalą, jeśli nie awansują do fazy pucharowej (co mimo dzisiejszego zwycięstwa nadal nie jest pewne), w przyszłym roku będą musieli się pożegnać z ciepłymi posadkami, bo w klubie o takich aspiracjach jak MC nikt podobnych potknięć tolerował nie będzie i na ich miejsce szybko znajdą się inni. Faktycznie: trzon tej ekipy stanowią już piłkarze dojrzali, około trzydziestki lub na chwilę przed nią, których brakiem doświadczenia nie sposób tłumaczyć - a dziś Manuel Pellegrini zwiększył jeszcze liczbę rutyniarzy w drużynie, wystawiając od pierwszej minuty Franka Lamparda.

Czy skoro tak, nie powinien jeszcze zdecydować się na Demichelisa jako partnera Kompany'ego w środku obrony? Mangala, który w tym sezonie nie przekonuje niemal od początku, sfaulował Lewandowskiego, umożliwiając Xabiemu Alonso wyrównanie z rzutu wolnego, sam Kompany do spółki z Sagną dali się wyprzedzić Polakowi w walce o górną piłkę. Z taką obroną MC nadal nie może myśleć o sukcesach w Europie - i z takim ustawieniem muru, jak zaprezentował Joe Hart przy golu Xabiego Alonso.

Jedna kwestia zwraca jednak przy tej okazji uwagę. Jerome Boateng, który grał przed laty w Manchesterze City - według relacji Martiego Perarnaua, autora dostępnej już po polsku książki "Herr Guardiola" - nigdy w swojej karierze nie był tak naprawdę uczony gry obronnej i nie wiedział, że blok defensywny może pracować jako jedna całość (uważał, że każdy piłkarz z osobna musi bronić na własny rachunek). Jako piłkarz Premier League przed dwoma laty Niemiec wyglądał równie nieprzekonująco jak dziś Mangala - miał go oszlifować i spowodować, że rzadziej podejmuje nietrafne decyzje, dopiero kataloński szkoleniowiec Bayernu. Całkiem niedawno o kryzysie gry obronnej w Premier League pisał Gary Neville - ale dziś, widząc, błędy Boatenga przy golach z końcówki, można powiedzieć, że nadal jest co szlifować.

Lekcja wiary

Systemy, ustawienia, taktyki - czasem wszystko to przestaje mieć znaczenie. "Gdybym mógł w meczu wystawiać roboty, wygrywałbym zawsze" - to zdanie wypowiedział jeden z mistrzów Guardioli, Marcelo Bielsa. Ponieważ jednak UEFA na korzystanie z robotów nie zezwala, pozostaje mu praca z ludźmi. A wśród zwykłych ludzi trafiają się także geniusze. Sergio Aguero w osiemnastu meczach tego sezonu strzelił już siedemnaście bramek. Roberta Lewandowskiego nie było już wtedy na boisku.

Zobacz wideo

Czy rozpoznasz stadiony na fotkach z Google Street View? [QUIZ]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.