MŚ 2014. Piłkarska gorączka po amerykańsku

Piłkarski mundial zaciągnął Amerykanów przed telewizory. Turniej w Brazylii bije nawet finały ligi NBA, a to stan wyjątkowy. - Wiem, że w czasie naszych meczów wszystkie puby i restauracje wypełnione są po brzegi - przekonuje Tim Howard, bramkarz reprezentacji USA.

Soccer, jak Amerykanie mówią o piłce nożnej, szybko pewnie sportem narodowym w USA nie zostanie. Ale w czasie mistrzostw świata dyscyplina przeżywa rozkwit. Sam fakt, że sportowe rubryki są przepełnione piłkarskimi ciekawostkami z Brazylii, to już coś nietypowego.

Gazety przypominają m.in. historię Denta McSkimminga, który był na poprzednich mistrzostwach świata w Brazylii (w 1950 roku). Co w niej nietypowego? Pojechał tam jako jedyny amerykański dziennikarz, a w dodatku sam zapłacił za podróż, bo żadna gazeta nie chciała go wysłać.

Dziś w Brazylii jest ponad stu akredytowanych dziennikarzy z USA, a mundial za oceanem coraz częściej jest tematem rozmów. Portal Stltoday.com pisze, że kraj opanowała "piłkarska gorączka". - Wszystkie puby i restauracje są wypełnione po brzegi, a ludzie biorą wolne w pracy. To dużo mówi. Tak samo było w przypadku Super Bowl [finał ligi NFL - przyp. red.], więc to wyjątkowa sytuacja - przekonuje w amerykańskich mediach Tim Howard, bramkarz reprezentacji USA.

Tak dużego zainteresowania soccerem nie było m.in. podczas poprzedniego mundialu w RPA (wówczas Amerykanie odpadli w 1/8 finału po meczu z Ghaną). - W Korei, Niemczech czy RPA też mieliśmy wsparcie, ale teraz jest ono po prostu dużo większe - podkreśla DaMarcus Beasley, pierwszy Amerykanin, który zagrał na czterech mundialach.

Jego słowa mają potwierdzenie. Mecz przeciwko Portugalii w fazie grupowej oglądało 24,7 mln telewidzów, a to absolutny rekord w historii amerykańskiej piłki. Mniejszą oglądalność miały nawet finałowe mecze ligi NBA (15,5 mln). W tej sytuacji mundial przegrywa tylko z rozgrywkami futbolu amerykańskiego (mecze otwierające poprzedni sezon oglądało średnio 34,7 mln osób).

Co będzie po mundialu? Howard przyznaje: - Nie wiem, czy uda nam się w ten sposób elektryzować kibiców co weekend. Raczej nie będziemy krajem, który opanuje piłkarski fanatyzm.

Beasley: - To prawda, że teraz wspierają nas ludzie, którzy nigdy wcześniej nie oglądali meczów. Ktoś może narzekać i mówić, że po mistrzostwach ich już z nami nie będzie. Ale my na to patrzymy trochę inaczej. Widzimy, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Mundial może tylko pomóc w rozwoju tej dyscypliny.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.