MŚ 2014. Nawrócony Fred walczy z krytykami

Dla reprezentacji Brazylii jest piorunochronem. Po pierwszych, nie najlepszych meczach ?Canarinhos? na mundialu to na Freda spadła największa krytyka. Jest obiektem kpin dziennikarzy, kibiców oraz byłych piłkarzy. Nie mieści im się w głowie to, że zawodnik, który nie zrobił wielkiej kariery w Europie, ma czelność być następcą takich gwiazd jak Romario, Ronaldo czy Pele.

We wszystkich trzech meczach Fred grał słabo. A jakby tego było mało, wzbudził wściekłość fanów na całym świecie swoim teatralnym upadkiem w meczu otwarcia z Chorwacją (3:1), który przyniósł Brazylii niesprawiedliwie podyktowany rzut karny. Ale po spotkaniu z Kamerunem (4:1) dostanie trochę spokoju. Przynajmniej do 1/8 finału z Chile. W końcu zdobył gola. Nieważne, że ze spalonego. Liczy się to, co w siatce. Kluczowe okazały się jego... wąsy, które wzbudziły sporą sensację na serwisach społecznościowych. - Powiedziałem Fredowi, że strzeli gola, gdy zapuści wąsy - stwierdził Neymar, a zdaniem samego zainteresowanego piłka dotknęła ich przy zdobytej bramce.

- Rozmawiałem z nim przed rozpoczęciem meczu, był bardzo niespokojny - powiedział selekcjoner Luiz Felipe Scolari. - Bardzo szybko pozbywał się piłki, niecierpliwie czekał na strzelenie gola. Ale takie rzeczy muszą dziać się w naturalny sposób, tak samo było w Pucharze Konfederacji.

To na tym turnieju rozegranym w zeszłym roku Fred przypomniał się szerszej publiczności. W dwóch pierwszych meczach do bramki rywali nie trafił. Ale potem dwa razy strzelił Włochom, raz Urugwajowi i dwa razy w finale przeciwko Hiszpanii. Pięć goli wystarczyło do tego, by zostać drugim najlepszym strzelcem. I do tego, by zaczęto się zastanawiać, czy jego kariera mogła potoczyć się inaczej.

Wygryziony przez Benzemę

Po raz pierwszy usłyszano o nim w 2003 roku. W pucharze Sao Paulo dla drużyn do lat 21 strzelił gola od razu po rozpoczęciu meczu, z połowy boiska. Piłka wpadła do bramki w 3,17 s po pierwszym gwizdku. Ten swoisty rekord dzierżył przez kilka kolejnych lat.

Już dwa lata później grał w Olympique Lyon. Do mistrza Francji trafił po świetnym sezonie w barwach Cruzeiro. I odpalił od razu. W Ligue 1 został wicekrólem strzelców z 14 bramkami, jego drużyna obroniła mistrzostwo kraju i była o kilka minut od półfinału Ligi Mistrzów. Fred opuścił część kolejnego sezonu, co nie przeszkodziło mu, by znowu stać się najlepszym napastnikiem mistrzowskiego Lyonu. Ale w kolejnym roku stracił miejsce w składzie wskutek kontuzji odniesionej przed Copa America 2007. Gdy wyleczył uraz, w pierwszym składzie szalał już 19-letni Karim Benzema. Wychowanek Lyonu w sezonie 2007/2008 zdobył aż 20 bramek.

Fred nie był w stanie wygryźć go ze składu na stałe. Chciał odejść. Miał podpisać kontrakt z Tottenhamem, ale stała się rzecz dziwna. Nie stawił się na zaplanowanym spotkaniu z Harrym Redknappem, ówczesnym szkoleniowcem Tottenhamu. Redknapp twierdzi, iż stało się tak z winy Freda. Brazylijczyk miał go zignorować z nieznanych powodów. Ale zdaniem agenta Freda, będącego zarazem jego bratem, panowie mieli porozmawiać kilka dni wcześniej we Francji i to Redknapp był winien zaistniałej sytuacji.

Pomimo tego nieporozumienia Fred i tak miał zostać napastnikiem Tottenhamu. Ale tak się nie stało. W ostatniej chwili zdecydował się na powrót do Brazylii, by być bliżej swojej córki. To kluczowy moment dla całej jego kariery. Miał szansę na grę w jednym z najlepszych klubów na świecie w czołowej lidze. Zamiast tego trafił do Fluminense. Ale tej decyzji dziś nie żałuje. - Z perspektywy czysto sportowej propozycja Tottenhamu była bardziej interesująca, ale zdecydowałem się na powrót nawet kosztem niższej pensji. To była moja decyzja i warto było ją podjąć - tłumaczył w rozmowie z magazynem "FourFourTwo".

Ulubieniec Scolariego...

We Fluminense odzyskał radość z gry w piłkę. W 197 meczach zdobył 122 bramki, a co ważniejsze, powrócił do brazylijskiej kadry. Choć tak naprawdę uratowało go jej przejęcie przez Luiza Felipe Scolariego. Jego poprzednika Mano Menezesa otwarcie krytykował za brak szans na grę. - Dzięki Bogu "Felipao" [Scolari - red.] został selekcjonerem i zdecydował się na grę ze środkowym napastnikiem. Czuję jego zaufanie - mówi Fred.

Jako najbardziej wysunięty zawodnik ma być w nieustannym ruchu, tworzyć przestrzenie dla Hulka i Neymara oraz naciskać na defensywy rywali, absorbować obrońców. Dla Scolariego nie jest ważne to, by strzelał gole, tylko by pomagał je zdobywać innym. Jego przygotowania do mundialu zostały utrudnione przez kontuzję, jakiej doznał pod koniec zeszłego roku. Wypadł z gry na trzy miesiące. - To wciąż nie jest ten sam Fred, którego widzieliśmy na Pucharze Konfederacji, ale [przeciwko Kamerunowi - red.] grał w nieco inny sposób, na innej pozycji. Skorzystał na tym on i cała drużyna, a z czasem powinno być coraz lepiej - broni swojego podopiecznego Scolari. Ani przez chwilę nie wyobrażał sobie, by na Mistrzostwach Świata w ataku Brazylii grał jakiś inny zawodnik.

...i kozioł ofiarny

Choć wyboru nie miał wielkiego, bo Brazylia cierpi na brak skutecznych napastników. Fred jest prawdopodobnie najlepszy, ale paradoksalnie przez to stał się kozłem ofiarnym, nawet jeśli może to się wydawać nieco irracjonalne. Bo ludzie tęsknią za jego wielkimi poprzednikami, aczkolwiek po części to skutek niezrealizowanego potencjału. Nigdy nie osiągnąłby tyle co np. Ronaldo, ale mógł pograć w Europie dłużej, osiągnąć więcej.

Zdaniem Renato Gaucho, pod którego okiem Fred spędził kilka lat swojej kariery, do wejścia na najwyższy poziom zabrakło mu większego poświęcenia. Powinien spędzać więcej czasu na boiskach treningowych. Przez długi czas wolał imprezować, znany był ze swego zamiłowania do kobiet. Jednak ostatnio odnalazł swoją drogę. Nawrócił się i został gorliwym chrześcijaninem.

Dzięki nowo odnalezionej wierze ma przezwyciężyć trudne chwile i pomóc Brazylii w zdobyciu szóstego tytułu mistrza świata. Tylko w ten sposób Fred może przejść do historii. Za kilkanaście lat nikt by nie pamiętał, że przez długi czas uważany był za najsłabsze ogniwo "Canarinhos".

Tak kibice na świecie oglądają MŚ 2014 [AKTUALIZUJEMY ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Agora SA