Mistrzostwa świata w piłce nożnej 2014. Chile oblewa test wielkości

W meczu o uniknięcie Brazylii w 1/8 finału Chile nie zdołało skruszyć defensywy Holendrów, przegrywając 0:2. Prawdopodobny mecz z gospodarzami o ćwierćfinał to będzie wielki test dla graczy chcących się uważać za najlepsze pokolenie chilijskiej piłki.

Dariusz WołowskiDariusz Wołowski Fot. Sport.pl Starcie futbolu europejskiego z latynoskim wypada w tych mistrzostwach na niekorzyść Starego Kontynentu. Po mundialach w Niemczech i RPA, gdzie drużyny z Europy zdobyły wszystkie medale, teraz Ameryka bierze rewanż. Mecz Chile z Holandią był tego zaprzeczeniem. Zanim się zaczął, takie znakomitości z Europy jak Hiszpania czy Anglia były już poza brazylijskim turniejem. Holendrom to nie groziło, mieli awans w kieszeni, ale chcieli wygrać grupę, by uniknąć Brazylii, choć podczas ich meczu z Chile nie wiadomo było nawet, czy gospodarze awansują. Trener Louis van Gaal złościł się nawet na to, że Brazylia gra później i znając wynik rywalizacji w Sao Paulo, mogła sobie wybierać rywala w 1/8 finału.

Kibice w Chile wierzą Arturo Vidalowi, że tak silnej drużyny narodowej jak teraz ich kraj nie miał nigdy. Nawet w 1962, gdy w roli gospodarzy Chilijczycy zdobyli brąz mistrzostw. Ani wtedy, gdy w ataku drużyny grali Ivan Zamorano i Marcelo Salas. Na mistrzostwach we Francji tamta drużyna uległa Brazylii w 1/8 finału. "Canarinhos" to kaci Chile na wielkich imprezach, stąd drużyna Sampaoli bardzo chciała ich uniknąć. Trzeba było pokonać Holendrów, którzy po dwóch meczach prowadzili w grupie z lepszą różnicą bramek. - Byłoby lepiej nie grać z Brazylią. Nigdy nie jest dobrze mierzyć się z potentatem, zwłaszcza gdy występuje w roli gospodarza mundialu - mówi Arturo Salah, były trener kadry, który jest w ekipie na mistrzostwa w Brazylii.

Zobacz wideo

"Do zobaczenia 13 lipca"

Dzień przed meczem z Holandią 200 fanów Chile przybyło pod hotel drużyny w Ibirapuera w Sao Paulo. Śpiewali tak głośno, że Arturo Vidal postanowił zejść i przywitać się z nimi. - Mundial to wielkie święto dla kibiców i piłkarzy. Czas jedności dla dobra kraju. Jak się człowiek nie umie tym cieszyć, to powinien zmienić zawód - tłumaczył gracz Juventusu. Z Holandią nie zagrał z powodu kontuzji, trener oszczędzał go na 1/8 finału. To właśnie on napisał niedawno na Twitterze przesłanie do kibiców: "Do zobaczenia 13 lipca". A to znaczy, że Vidal wybiera się na finał. - Jeśli będziemy grali jak z Hiszpanami, to wszystko jest możliwe - przekonuje. Zapytano go, kto jest najlepszym piłkarzem w historii chilijskiej piłki, odpowiada, że nie wypada mu mówić, ale ktoś z drużyny Sampaoli. Dla dziennikarzy jest jasne, że wybór ogranicza się do Vidala i Alexisa Sancheza. Ivan Zamorano wskazuje na Vidala. Brazylijski trener Valderlei Luxemburgo mówi, że Sanchez i Eduardo Vargas mają tyle klasy, że mogliby grać w każdej reprezentacji świata, także "Canarinhos".

Salah podkreśla, że ta wspaniała generacja to efekt doskonałego szkolenia i pracy wielu trenerów, a nie przypadku czy cudu. - Rozmawiałem z Manuelem Pellegrinim, który jest na mundialu komentatorem, i nawet on był zachwycony grą przeciw Hiszpanii. Przyznał, że nie spodziewał się aż tyle - opowiada Salah.

Prasa chilijska pisze, że to pokolenie wyrosło bez kompleksów. Nie boją się nikogo, nawet wielkich, co udowodnili, bijąc Hiszpanów. Terminu "mechaniczna pomarańcza" nie znają, brzmi jak coś archaicznego, co nie ma nic wspólnego ze współczesnością. Mieli to udowodnić na boisku, by ich buńczuczne słowa znalazły potwierdzenie w faktach. Nie udało się, Holandia była górą.

"Gramy jak kamikadze"

Przed meczem graczy chilijskich odwiedziły legendy Elias Figueroa, Marcelo Salas, Roberto Rojas, to tak jakby do Holandii pospieszyli ze wsparciem Cruyff, Van Basten i Neeskens. Drużyny Louisa van Gaala nikt do najlepszej generacji holenderskiej nie ośmieliłby się porównać. Choć Robben, Van Persie, Sneijder i Kuyt to wicemistrzowie świata, to jednak do legend pomarańczowej piłki im bardzo daleko.

Jorge Sampaoli zwracał uwagę na oczywistość, że Holandia organizuje swoje ataki zupełnie inaczej niż Hiszpania. Akcje są bardziej bezpośrednio skierowane do bramki, "Pomarańczowi" uwielbiają kontratak, w czym Arturo Vidal dostrzega podobieństwa między obiema drużynami. "Gramy jak kamikadze" - to inne zdanie lidera Chile określające taktykę Sampaoli.

Chilijski dziennik "El Mercurio" szukał recepty na zatrzymanie Arjena Robbena, jako klucza do wyważenia drzwi z napisem: "Holandia". Na skrzydłowym Bayernu Monachium ciążyła w poniedziałek cała odpowiedzialność za pomarańczowy atak, bo Robin van Persie siedział na trybunach. Holender wykorzystuje swoje atomowe przyspieszenie, i choć wszyscy wiedzą, że biega prawym skrzydłem, schodząc potem do środka, by wykorzystać wspaniały strzał z lewej nogi, to nie umieją temu zapobiec. Miał mu przeszkadzać Gonzalo Jara przy wsparciu Meny i Diaza. - Musimy się wspierać, bo indywidualne krycie Robbena nic nie da. Trzeba unikać z nim indywidualnych pojedynków, bo będzie je wygrywał i skomplikuje nam bardzo ten mecz - mówił Jara. Ostatnią instancją mieli być jeszcze Medel i Silva. Ale w 39. min to wszystko nie zadziałało, Holender uciekł obrońcom Chile, tyle że strzelił niecelnie. Udało się dopiero w doliczonym czasie gry, gdy po akcji Robbena i idealnym dośrodkowaniu piłkę do bramki wepchnął Depay. Było 2:0. Wcześniej "Pomarańczowi" sforsowali bramkę w zupełnie inny sposób. Prostszy. W 78. min rezerwowy Leroy Fer w pierwszym kontakcie z piłką na mundialu zdobył gola głową po dośrodkowaniu z daleka.

I tak rozstrzygnęło się pierwsze miejsce w grupie, choć Alexis Sanchez szalał, dryblował, biegał, przewracał się, nie zdołał uratować drużyny. Drużyny, która przegrywając, skazała się na test, którego bardzo chciała uniknąć.

Największa fanka CR7? Ma tysiące plakatów, tatuaż, chce po nim nazwać dzieci...

Tu zobaczysz najnowsze wyniki, tabele i terminarz mundialu

Więcej o:
Copyright © Agora SA