Zbigniew Boniek: W Canarinhos duszy nie widzę

- Gwiazdą mistrzostw w Brazylii będzie Cristiano Ronaldo, ale tytuł zdobędzie drużyna z Ameryki Południowej. Zespoły z Europy jak zwykle będą miały kłopot z odległościami, zmianami klimatu i wilgotności - mówi ?Wyborczej? Zbigniew Boniek.

Rozmowa ze Zbigniewem Bońkiem, 80-krotnym reprezentantem Polski, uczestnikiem trzech mundiali, prezesem PZPN

DARIUSZ WOŁOWSKI: Czy Brazylia zdobędzie szósty tytuł mistrza świata?

ZBIGNIEW BONIEK: Jest faworytem. Ma bardzo dobrych piłkarzy, jednak mam wątpliwości co do Neymara, który kreowany jest na lidera. To indywidualista, piłkarz fenomenalnie wyszkolony, ale taki wolny elektron zajęty raczej swoją grą niż tworzeniem gry drużyny.

Obrońca Thiago Silva nie jest kimś takim, kto może stanowić fundament zespołu gospodarzy?

- Pewnie tak. Mówi się, że mecze wygrywa się dzięki napastnikom, ale turnieje dzięki obrońcom. Brazylia jest bardzo mocna w tyłach. To grupa graczy silnych fizycznie, wybieganych, zmotywowanych. Ja w tej drużynie nie widzę duszy, nie ma tam poezji jak w 1982 roku, ale oni wciąż mają wystarczająco dużo atutów, by zdobyć mistrzostwo świata.

Zagrają pod zdecydowanie największą presją ze wszystkich. Dla Hiszpanów, Niemców, Argentyńczyków wartość ma także tytuł wicemistrzowski. Dla Brazylijczyków byłby on porażką, tak jak w 1950 roku.

- Wychodząc na boisko z takim obciążeniem, piłkarz jest trochę jak desperado. Albo wszystko, albo nic. Niektórym presja czy wizja porażki plącze nogi, ale są tacy, których taka sytuacja skrajnie motywuje. Mecz staje się sprawą życia lub śmierci. Trudno przewidzieć, jak będzie w przypadku Brazylii. Jak mówię, wielkiej gry się po niej nie spodziewam, ale zwycięstw na pewno. Jeśli się rozpędzą, pozytywnie nakręcą, to w tarapatach będzie każdy, kto stanie im na drodze. Są drużyny, które grają ładniej, ale czy któraś zagra skuteczniej? Brazylia jest u siebie, ma gigantyczne wsparcie kibiców. I mocne postanowienie odegrania się za mistrzostwa sprzed 64 lat. Ma wiele atutów, choć nie wszystkie.

To może Argentyna?

- Niewykluczone. Argentyńczycy też będą się czuli w Brazylii dobrze. Dalekie podróże, zmiana wysokości, stref klimatycznych, wilgotności będą im przeszkadzać mniej niż drużynom z Europy. Obawiam się, że zespoły ze Starego Kontynentu sobie z tym nie poradzą. Na ich grze te wszystkie niesprzyjające okoliczności odcisną piętno.

Czy Argentyna nie za bardzo zależy od Leo Messiego?

- Messi nie przestał być geniuszem, ale w ostatnim czasie ewidentnie coś jest z nim nie tak. Teoretycznie jest młody. W wieku 27 lat najlepsze powinien mieć przed sobą, ale w Barcelonie wyglądał na gracza przemęczonego. Zaczęły go prześladować kontuzje mięśniowe, wahania formy. Widać, że fizycznie nie jest na takim poziomie jak dwa lata temu. Wciąż umie zrobić z piłką wszystko, co tylko zechce. Ale tak jak kiedyś brał ją na własnej połowie, kiwał sześciu rywali i zdobywał gola, tak ostatnio miał kłopoty z minięciem nawet tego pierwszego. Messi musi być w szczycie formy fizycznej, żeby na mundialu w Brazylii błyszczeć. W lidze hiszpańskiej nie było widać symptomów przebudzenia. Ale to nie znaczy, że już można stawiać na nim krzyżyk.

Kto będzie objawieniem mistrzostw?

- Mnie podoba się taki piłkarz jak 27-letni Belg Dries Mertens z Napoli. Ale nie będę się tu silił na oryginalność. Kiedyś mundiale kreowały gwiazdy, zawsze ktoś był objawieniem, bo nie wszyscy gracze byli znani na całym świecie. Teraz piłkarz dwa razy prosto kopnie piłkę i już grzmi o nim internet. Przepływ informacji jest tak wielki, że nic się nie ukryje. Żaden dobry piłkarz jadący do Brazylii nie jest anonimowy. Nie ma już kogo odkrywać.

A więc Belgia będzie czarnym koniem mundialu?

- Ma dobrych piłkarzy, ale nie aż na tyle dobrych, by wspiąć się wysoko na tak trudnym turnieju. Brakuje jej doświadczenia. Ja stawiam na Urugwaj. Tylko czy można go traktować jako czarnego konia? Przecież to czwarty zespół mundialu w RPA, zwycięzca Copa America. Sądzę jednak, że jeśli ktoś zamiesza w stawce, to raczej Urugwaj niż Belgia. To samo dotyczy Portugalii. Trudno uznać za czarnego konia półfinalistę Euro 2012. Ale Portugalczycy są bardzo silni. I mają Cristiano Ronaldo. On zrobi różnicę.

Jednak tak jak Messi przeżywa kłopoty zdrowotne związane z przeciążeniami. Co będzie, jeśli ich nie przezwycięży?

- To oczywiście w Brazylii niczego nie dokona. Ci, którzy będą przesądzali o rozdziale medali, muszą być w nienagannym stanie fizycznym. Po ciężkim sezonie trzeba jeszcze zagrać morderczy turniej na pełnych obrotach w skrajnych warunkach klimatycznych. Wytrzymają to najsilniejsi. Ronaldo wydaje się od Messiego odporniejszy, ale jeśli będzie grał przemęczony lub odczuwając ból, to nawet on daleko nie zajedzie. Ja stawiam, że będzie gwiazdą mistrzostw, może królem strzelców. Choć Portugalię widzę wysoko, to jednak nie na pierwszym miejscu.

Urugwajczycy modlą się o zdrowie Luisa Suáreza.

- Słusznie, bo od niego bardzo dużo zależy. Ja obstawiam, że Urugwaj wyjdzie z grupy śmierci. Co potem? Trudno przewidzieć, ale powinien być wysoko, ma drużynę, a to ważne. Myślę, że w moich czasach o losach mundiali decydowały indywidualności, dziś zwyciężają kolektywy. Nikt w pojedynkę już meczów nie wygrywa, trudno kogokolwiek zaskoczyć. Praca zbiorowa jest teraz w cenie bardziej niż kiedyś. Dlatego tak wysoko oceniam szanse gospodarzy.

Co z Anglikami? Znów przegrają czy w końcu się przełamią?

- Stawiam, że nie wyjdą z grupy. To jest jakaś tajemnica, bo przecież oni mają wszystko, by bić się o najwyższe cele. Bardzo silna liga, wzorowa organizacja, wspaniałe stadiony, kapitalni kibice. Tymczasem od 1966 roku ponoszą właściwie porażkę za porażką. I tym razem też się nie przełamią. Z grupy śmierci wyjdzie Urugwaj. Obok niego Włosi. Do nich mam takie zastrzeżenie, że za wolno się rozkręcają na wielkich turniejach. A w Brazylii wojna o przetrwanie w tej grupie zacznie się od pierwszej minuty.

Hiszpania do Euro 2008 też zazwyczaj wyłącznie przegrywała wielkie imprezy. A dziś jest na szczycie.

- Vicente del Bosque ma pokolenie graczy wybitnych. Hiszpania razem z Niemcami jest o pół kroku za Brazylią na liście faworytów. Ta drużyna trochę się już jednak wypaliła. Zmęczyła fizycznie i psychicznie. Wciąż gra pięknie, wciąż jest na szczycie, ale proces starzenia się jednak w niej widać. Pewnie dostrzeżemy to w Brazylii. Podzielam obawy tych, którzy twierdzą, że najlepsze ten zespół ma już za sobą. Swoją drogą, gdy przypomnę sobie, że w 1982 roku na mundialu w Hiszpanii Polska zdobyła medal, a gospodarze gdzieś tam przepadli, to łza mi się w oku kręci. Hierarchia w piłce bardzo się od tego czasu zmieniła.

Kiedyś Niemcy grali zwykle brzydko, ale niewiarygodnie skutecznie. Dziś mają klęskę urodzaju wśród kreatywnych pomocników i słabszych obrońców.

- Mówiłem, że większe szanse mają drużyny wyrównane. Ale Niemcy powinni się liczyć w walce o najwyższe miejsca.

Barcelona w tarapatach, a tymczasem Neymar ma ambicje, by liderować Brazylii, Messi - Argentynie, a Iniesta - Hiszpanii. Ich porażka w klubie może mieć znaczenie na mundialu?

- Żadnego. I mówię to jako człowiek, który nie jest od Barcelony uzależniony. W tym sezonie klub z Katalonii wciąż miał wielkie indywidualności, ale nie tworzył zespołu. To nie znaczy, że ci wybitni piłkarze nie mogą błysnąć na mundialu w innym otoczeniu. Nie przesadzajmy jednak, tak samo znakomitych piłkarzy jak Barça ma Real Madryt. I kilka innych klubów.

Czy mundial w Brazylii to coś więcej niż gdzie indziej?

- Ja tego tak nie odbieram. Każdy turniej o mistrzostwo świata traktuję tak samo, zawsze z wielkimi emocjami na niego czekam. Jak to Polak i kibic. Jako prezes PZPN jadę do Brazylii na kongres FIFA. Ciekaw jestem, czy Sepp Blatter wciąż będzie chciał rządzić światowym futbolem. Po kongresie zostanę na dwa tygodnie mistrzostw, chcę zobaczyć na żywo kilka spotkań.

Jakieś drużyny szczególnie sobie pan upatrzył?

- Żadnych szczególnie, mam zupełnie wolny wybór.

Jak będą zachowywali się brazylijscy kibice?

- Spodziewam się, że wzorowo. Dla nich futbol jest religią. Drużyna Scolariego dostanie wsparcie, jakiego potrzebuje. Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Ludzie będą się bawić, kibice z różnych krajów pójdą ze sobą na piwo lub będą tańczyć na ulicach. Nie będzie żadnych ekscesów czy awantur. One mogą się zdarzać w Brazylii, ale tylko na meczach klubów. Świat zobaczy wielką piłkarską fiestę.

A marsze protestacyjne na ulicach brazylijskich miast?

- To inna sprawa. W Brazylii nie protestują kibice, ale obywatele, społeczeństwo. Ja zresztą rozumiem protesty. Złość dotyczy polityków, a nie piłkarzy. Moim zdaniem trzeba by zmienić myślenie o wielkich sportowych imprezach. Czy warto je dawać krajom, które potrzebują oświaty, służby zdrowia, dróg, kolei, a muszą wydać setki milionów na stadiony? To pozbawione sensu. Ludzie w krajach niezamożnych nie chcą już finansować gigantycznych igrzysk sportowych. Mieszkańcy Krakowa zrezygnowali właśnie z organizacji olimpiady zimowej. Choć w tym przypadku popełniliśmy błąd, najpierw trzeba było robić referendum, a potem ewentualnie zgłaszać kandydaturę Krakowa. Tymczasem zorganizowano referendum, kiedy niechęć do igrzysk w Tatrach osiągnęła apogeum.

Kalendarz mundialu 2014 - kliknij, aby powiększyć

Czy Brazylia zdobędzie mistrzostwo świata?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.