Wiceprezes PZPN dla Gazety: Teraz widać, że mamy dowody

Upublicznienie taśm w mediach pokazuje, że mieliśmy dowody i wystarczające podstawy do ukarania handlarzy meczami - mówi Gazecie wiceprezes PZPN Eugeniusz Kolator.

Dariusz Tuzimek: Jak Pan zareagował na ujawnienie przez "Gazetę Wyborczą" i "Przegląd Sportowy" nagrań ze spotkania piłkarzy Świtu, w czasie którego omawiano szczegóły sprzedania meczów barażowych Szczakowiance?

Eugeniusz Kolator: Upublicznienie taśm w mediach pokazuje, że mieliśmy dowody i wystarczające podstawy do ukarania handlarzy meczami.

Prawnik ukaranych piłkarzy skarży się, że za dużo w tej sprawie tajemnicy ze strony PZPN, że stosujecie w dochodzeniu procedury zarezerwowane dla kodeksu postępowania karnego, że jest to jakieś połączenie świadka koronnego ze świadkiem incognito...

- Zwracam uwagę, że my nie prowadzimy postępowania karnego, tylko dyscyplinarne. Gdybyśmy byli sądem albo prokuraturą, to mielibyśmy ich uprawnienia, moglibyśmy podsłuchiwać, nagrywać, badać billingi, konta finansowe. Ale my tak działać nie możemy. Rzeczywiście, zastosowaliśmy po raz pierwszy w historii polskiego futbolu takie połączenie świadka koronnego ze świadkiem incognito, bo bez tego nie ruszylibyśmy z miejsca. Ale teraz, kiedy bramkarz Świtu Boris Pesković powiedział przede mną i kilkoma działaczami, jak cała sprawa wyglądała, to nawet nie potrzeba już świadków incognito. On mówi pod swoim nazwiskiem, że pieniądze były ze Szczakowianki.

Czy Pesković wskazał na konkretne osoby, które przekazały pieniądze zawodnikom Świtu?

- Niestety nie. Czekamy teraz na ruch ze strony ukaranych piłkarzy. Mają dwa wyjścia - albo pójść w zaparte i mieć dożywotnie kary, albo współpracować z nami i liczyć na zmniejszenie tych kar. Na przykład wskazanie osób, które pośredniczyły w tej transakcji, mogłoby być uznane przez NKO za istotny wkład w wyjaśnienie sprawy. To mogłoby pomóc także Szczakowiance, która miałaby szansę oczyścić się z osób, które brały udział w nielegalnej transakcji.

Czy afera barażowa będzie przełomowa dla polskiego futbolu?

- Tak, bo przecież do tej pory wszyscy mówiliśmy o przekupstwach w lidze, o "drukowaniu" meczów, ale nigdy nie było dostatecznych dowodów, żeby podjąć decyzje dyscyplinarne. Odebranie Legii mistrzostwa Polski w 1993 roku do dzisiaj odbija się nam czkawką. Teraz staraliśmy się już uniknąć błędów wtedy popełnionych, podejść do całej sprawy na spokojnie, bez emocji, wspierać się fachowcami, przeprowadzić solidne postępowanie dowodowe itd. Mam nadzieję, że afera barażowa stanie się przestrogą dla wszystkich, którym przyszłoby kiedyś do głowy handlować meczami.

Gdy pojawiły się pierwsze doniesienia o tym, że prezes Świtu oskarża swoich piłkarzy o sprzedanie meczu, to PZPN odnosił się do tego bardzo sceptycznie.

- Początek sprawy wcale nie wskazywał na to, że akurat tym razem uda się ukarać winnych. Pierwsze przesłuchania piłkarzy nie potwierdzały słów prezesa Szymańskiego. Dopiero złożone przez niego oświadczenia zawodników, w których mówili, że byli nakłaniani do odpuszczenia meczu, stały się przełomem w sprawie. Kluczem do sukcesu było zagwarantowanie bezpieczeństwa - a co za tym idzie anonimowości - tym graczom, którzy chcieli nam pomóc w rozwikłaniu sprawy. Zastraszeni nic by nam nie powiedzieli. Obiecaliśmy im też, że nie upublicznimy takich materiałów, które pozwoliłyby na zidentyfikowanie tych osób. Dlatego część czynności prowadziliśmy poza siedzibą PZPN. Musiałem się spotkać z tymi piłkarzami i zagwarantować im, że ze źródeł związkowych nie wypłyną ich nazwiska. Zawierzyli mi, stałem się w tej sprawie kimś w rodzaju męża zaufania.

Skoro tak dobrze idzie wyjaśnianie afery barażowej, to może warto wrócić do niektórych niejasnych spraw z niedalekiej przyszłości?

- Regulamin dyscyplinarny mówi, że w takich przypadkach trzeba podjąć działania wyjaśniające w ciągu miesiąca, więc nawet nie bardzo mamy instrumenty prawne, żeby wyjaśniać stare afery.

To są sprawy dla organów ścigania, ale - w związku z tym, że przestępstwo przekupstwa do 1 lipca bieżącego roku nie było uregulowane w przepisach państwowych - większość z nich kończy się umorzeniem. Najświeższy tego typu przypadek dotyczy meczu Podbeskidzie Bielsko-Biała - Ruch Radzionków, o którym sporo się mówiło, że był sprzedany, ale prokurator nie znalazł podstaw prawnych do wszczęcia śledztwa.

Czy podobnie zachowa się prokuratura w Nowym Dworze, do której zgłosiliście sprawę Świtu i Szczakowianki?

- Jestem wezwany na przesłuchanie do prokuratury jako pierwszy, ale chyba tylko dlatego, że to ja podpisałem w imieniu PZPN zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Jednak w aferze barażowej pojawia się wątek zastraszania i to jest element pozwalający zająć się tym organom ścigania. Bo przecież padały groźby karalne...

Copyright © Agora SA