Misja Brazylia. Wszystkie żywioły Maracany

Futbol może zginąć w ogromie 15-milionowego Sao Paulo, ale nie w mniejszym Rio de Janeiro. Ono mówi ?tu się gra w piłkę? już przy wjeździe, znakami drogowymi i w eterze. Pędzimy na finał Campeonato Carioca, czyli stanowych mistrzostw. Na Maracanę, na mecz Vasco da Gama - Flamengo

Materiał powstał w ramach cyklu Misja Brazylia. Wyjazd dziennikarzy do Brazylii i projekt Misja Brazylia sponsoruje Visa.

Czy Brazylijczycy kochają futbol na zabój

Jedziemy wedle drogowskazów na Maracanę, słuchając nieustającej piłkarskiej dyskusji po portugalsku na falach 89.9 FM. Możemy zmienić stację, ale na innych też będzie podobna dyskusja. Mijamy drogowskazy na Engenhao, czyli stadion na igrzyska 2016, wynajęty na 20 lat Botafogo. Mijamy znaki na Sao Januario, obiekt Vasco da Gama. Może przesadą byłoby twierdzić, że wszystkie drogi prowadzą do piłkarskich stadionów Rio. Ale widać je bardziej niż w Sao Paulo.

Tego samego dnia, w pierwszą niedzielę kwietnia, był w Sao Paulo pierwszy tamtejszy finał mistrzostw stanowych. Ituano, rządzone przez byłych zawodników Middlesbrough, prezesa Juninho Paulistę i trenera Dorivala, grało z Santosem, którego przedstawiać nie trzeba. Ale nawet paulistas, choć mają świętą wojnę z cariocas, czyli mieszkańcami Rio, mówili nam: jeźdźcie na Vasco - Flamengo, nawet się nie zastanawiajcie.

Gnały nas tam trzy żywioły. Pierwszy: Maracana

Dla wielu kibiców święte słowo futbolu. Kiedyś największy na świecie stadion, w pamięci Brazylijczyków wiążący się z osławionym Maracanaco z 1950 r., kiedy Urugwajczyk Alcides Gigghia strzelił zwycięską bramkę w decydującym o tytule meczu z gospodarzami, uciszył Maracanę i jak mówi, do tej pory "czuje się jak duch, nawiedzający Brazylijczyków w snach". Za około trzy miesiące finał mundialu oczywiście też odbędzie się na Maracanie (powtórka Brazylia - Urugwaj jest niemożliwa, zespoły mogą się spotkać we wcześniejszych fazach pucharowych na innych stadionach). Choć wszyscy nasi rozmówcy w Brazylii nawiązywali do tego doświadczenia - pamiętajmy, ich kraj wojen nie prowadził od ponad 100 lat, dla wielu z nich opowieści o Maracanazo są jak dla nas rodzinne wspomnienia o okupacji - ale i ludzie, i Maracana od tamtego czasu bardzo się zmienili.

Żywioł drugi: Flamengo

Klub Zico, zwanego królem Maracany. Najbardziej popularny klub w Brazylii. Dlatego jego kibice nazywają sami siebie Narodem. Klub właśnie wyciąga się za uszy z kryzysu, do którego doszło za kadencji ambitnej pani prezes Patricii Amorim. Prezes Amorim, była pływaczka, wydrenowała kasę kontraktem z Ronaldinho, osunęła drużynę w dół ligi, pozbawiła go głównego sponsora. Pod rządami nowych władz do klubu wrócił spokój. W pierwszej fazie Campeonato Carioca Flamengo było liderem ligi.

Żywioł trzeci: Vasco da Gama

Trzeci w lidze po sezonie zasadniczym. Klub fascynujący, ziemia Romario, który w Vasco strzelił swojego 1000. gola w karierze, za co klub wystawił mu pomnik tuż za bramką stadionu Sao Januario. A Sao Januario było kiedyś największym stadionem Ameryki Południowej. W Rio przerosła go dopiero zbudowana na mundial 1950 (a raczej budowana, bo dokończona już po mistrzostwach) Maracana.

Te wszystkie historie przychodzą do głowy, gdy się teraz na Maracanie ogląda Vasco i Flamengo. To najdłuższy brazylijski serial, rozgrywany od prawie 100 lat. Zwie się Classico dos Milhoes, klasyk milionów. My oglądaliśmy 382. odcinek. Razem z kibicami w każdym wieku, o każdym kolorze skóry, różnej grubości portfela. Byli rodzice z małymi dziećmi, starsze panie, stateczne pary, szalone pary, nastolatkowie, mnóstwo kobiet. Znakomita atmosfera, doping żywiołowy od początku do końca, a akustyka na Maracanie jest znakomita. Dwie grupy kibiców zostały rozdzielone neutralnymi sektorami, przemoc jest ogromnym problemem brazylijskiej piłki, ale akurat na stadionie chuligani nie szukali problemów. Pobili się przed meczem daleko od stadionu, we własnym gronie, zatrzymano 20 osób. Po meczu obok Maracany zaiskrzyło tylko na chwilę, gdy grupa kibiców Flamengo prowokowała grupkę z Vasco. Ale tamci ich zignorowali i dalszego ciągu nie było.

Komu kibicujecie?

Sam mecz to żywioł sterowany trochę w stylu północnoamerykańskich sportów: wielkie ekrany na w rogach stadionu, pokazujące najlepsze zdjęcia z trybun przesłane przez kibiców na Twittera ze specjalnym hashtagiem, itd. Pod stadionem stewardzi, nazywający się tu orientadores, mówiący po angielsku, wypatrują obcokrajowców i pytają, czy mogą jakoś pomóc. Jak już zorientowali się, że nie jesteśmy Brazylijczykami, dopytali, czy jesteśmy fanami Flamengo ("w takim razie prosimy do kasy z lewej, bilety na łuk północny"), czy Vasco (kasa z prawej, bilety na łuk południowy), czy neutralni (wszystko jedno która kasa, trybuna D). Bilety kosztowały od 50 zł do 160 zł, sprawdzane są dowody osobiste lub paszporty, karty kibiców nie są wymagane. Konik, potężnie umięśniony 120-kilogramowwy mężczyzna, kręcił się w okolicy, ale szans nie miał, bo sprzedano zaledwie 20 tysięcy biletów - większość kibiców oszczędzało pieniądze na decydujący o awansie mecz w Copa Libertadores z meksykańskim Leonem i na zaplanowany na najbliższą niedzielę rewanż Flamengo - Vasco. Obydwa mecze oczywiście również tutaj, na Maracanie.

Maracana czeka na Messiego

Maracana może nie jest pięknym stadionem z zewnątrz, bo architekci idą dziś w kierunku funkcjonalności, co powoduje, że wiele stadionów na całym świecie wygląda podobnie, tak jak na całym świecie tak samo smakuje coca-cola i big mac, ale przecież i tak to ludzie robią atmosferę. Na Maracanie doceniali nie tylko piłkarzy ataku, szaleli też przy wyjątkowo eleganckich wślizgach obrońców albo interwencji defensywnego pomocnika. Najważniejszy moment meczu przyszedł, kiedy po zdobyciu bramki na 1:0, w 10. minucie drugiej połowy został wyrzucony z boiska za drugą żółtą kartkę prawoskrzydłowy Everton Costa z Vasco, drużyna straciła inicjatywę i w 60. minucie wyrównał fantastycznym strzałem z 20 metrów Paulinho. Sędzia dał aż 13 kartek, w tym jedną czerwoną. Zaraz po gwizdku grupa ochroniarzy wyrwała jak z kopyta, aby otoczyć sędziów bezpiecznym kordonem. Okazało się to zupełnie zbędne.

Podczas mundialu Maracana doczeka się swojego pierwszego meczu jako przedostatni z turniejowych stadionów - tylko przed Kurytybą - czwartego dnia turnieju. Ale warto będzie poczekać: bo zacznie się od Leo Messiego, którego Argentyna zaczyna tutaj turniej meczem z Bośnią.

Więcej o:
Copyright © Agora SA