Droga na mundial. Klinsmann buduje kadrę na emocjach

Wątpliwości nie brakowało - chociaż reprezentację Stanów Zjednoczonych przejmowała osobowość doskonale znana w światowym futbolu, Jürgen Klinsmann raczej nie był utożsamiany z gwarantowaniem sukcesów. Co więcej, niektórzy otwarcie wątpili w jego zdolności trenerskie.

Tekst powstał w ramach "Tygodnia Amerykańskiego" projektu "Continental - Droga na Mundial"

Potrzebne przesilenie

- Na treningach skupialiśmy się niemal wyłącznie na wytrzymałości. Wszelkie taktyczne aspekty były odrzucane. Przed meczami my, piłkarze, musieliśmy dyskutować sami o sposobach na grę. Już po sześciu, ośmiu tygodniach wiedzieliśmy, że z Klinsmannem nie wyjdzie. Dalsza część sezonu to było po prostu zmniejszanie strat - powiedział kiedyś Phillip Lahm o szkoleniowcu, który w Monachium nie wytrzymał nawet jednego sezonu.

W Ameryce nie było lepiej. Przez dwa lata wyniki jego reprezentacji nie były szczególne, wiele decyzji było kwestionowanych, a zespół wciąż nie grał stylem innym od tego, który kibice znali z poprzednich lat. W marcu 2013 roku po porażce w eliminacyjnym meczu w Hondurasie Brian Straus ze "Sporting News" podzielił się rewelacją o istnym buncie w drużynie Klinsmanna. Dziennikarz twierdził, że ponad dwadzieścia osób powiązanych z reprezentacją jest w szoku z powodu działań selekcjonera Amerykanów.

O co poszło? Przed wspomnianym meczem Carlos Bocanegra spodziewał się, że to będzie jego sto jedenasty występ w reprezentacji - przecież dotychczas był pierwszoplanową postacią drużyny Klinsmanna. Tymczasem niemiecki szkoleniowiec z dnia na dzień zmienił decyzję - wystawił dwóch niedoświadczonych i, co chyba ważniejsze, urodzonych w Europie obrońców, Timmy'ego Chandlera i Fabiana Johnsona. Bocanegrę przed meczem poprosił o wsparcie dla młodszych kolegów. - Przecież już złamał mu serce, po co jeszcze wbijał w nie nóż i go przekręcił? - pytało jedno z anonimowych źródeł cytowanych w kontrowersyjnym artykule.

Najlepszy w historii

To była tylko część problemu. Kolejnym punktem krytyki był fakt, że w dwudziestu sześciu meczach pod wodzą Klinsmanna za każdym razem wystawiał on inny skład. Wyniki w eliminacjach dawały spore szanse na awans na mundial w Brazylii, ale wciąż nie było niczego nowego w porównaniu z pracą wcześniej wykonywaną przez Bruce'a Arenę czy Boba Bradleya. Co więcej, kolejny raz Klinsmannowi i jego asystentom wytykano brak wiedzy taktycznej - a przecież ten temat przewijał się nie tylko w trakcie jego kariery szkoleniowej w Monachium, ale też przy reprezentacji Niemiec.

Czy to był wstrząs, którego reprezentacja Stanów Zjednoczonych potrzebowała? Wszystko na to wskazuje. Wkrótce przecież Klinsmann miał wygrać sobie nie tylko piłkarzy, ale i kibiców. Ten rok 2013 był więc nie tylko szalony, ale zdaje się że również decydujący w jego pracy w Ameryce.

Przede wszystkim od tamtego spotkania jego reprezentacja przestała przegrywać. Wewnątrz zespołu miało dojść do konkretnych rozmów, Klinsmann miał wziąć pod uwagę wszystkie argumenty drugiej strony - moment wydawał się idealny, bo tuż przed rozpoczynającym się w Stanach pucharem CONCACAF i ostatnimi spotkaniami eliminacyjnymi. Po meczu z Hondurasem reprezentacja Klinsmanna wygrała dwanaście kolejnych spotkań - najlepszy wynik w historii kraju.

Kupił kibiców

Co więcej, Klinsmann i jego piłkarze byli już po jednej stronie, co było widać w trakcie Gold Cup. W półfinale wiele kontrowersyjnych decyzji sędziów miało negatywnie wpłynąć na szanse Amerykanów, a Niemiec wściekle reagował przy linii bocznej. Na kilka minut przed końcem spotkania został wyrzucony na trybuny i zawieszony na ostatnie spotkanie, do którego ostatecznie jego zespół dotarł. Jednak kibice "kupili" jego zachowanie - na finale stawili się z transparentami i koszulkami wyrażającymi wsparcie dla selekcjonera, jakiego do tej pory nie było. Piłkarze też się spisali i dosyć pewnie pokonali Panamę, wygrywając turniej - to był dla Klinsmanna idealny sposób na świętowanie trzeciej rocznicy pracy z reprezentacją USA.

Po kłopotach w pierwszej fazie grupowej na kolejnym etapie Stany Zjednoczone nie miały problemów i awansowały na mundial w Brazylii. Warto również wspomnieć o innych sukcesach Klinsmanna - po raz pierwszy w historii udało się pokonać Włochów, również (grający rezerwami) Niemcy nie potrafili pokonać Amerykanów, a inne drużyny na podobnym poziomie (Korea Południowa i Bośnia i Hercegowina) nie stawiały większego oporu.

Częściowo Amerykanie zawdzięczają to zmianie taktyki - tej, za którą Klinsmann był krytykowany. U poprzednich selekcjonerów system był mało skomplikowany, oparty na kontratakach. Niemiec z kolei wymaga większego opanowania przy piłce, zmienił również ustawienie linii pomocy, czasem wybierając trzech środkowych pomocników, jednego ofensywnego i dwóch napastników. Bez skrzydłowych, którzy do tej pory byli znakiem charakterystycznym reprezentacji USA. Absolutnie kluczowym zawodnikiem ma być Michael Bradley, który po dosyć nieudanej przygodzie w Romie trafił do Toronto. Wątpliwości nie rozwiał Jozy Altidore z Sunderlandu, który w tym sezonie strzelił tylko jednego gola, a Klinsmann mówi o nim jako o jednym z "niezastąpionych".

O zmianie nastrojów wokół kadry Klinsmanna niech świadczy to, że telewizja ESPN dostała kontrakt na serial przedstawiający wydarzenia wewnątrz drużyny w trakcie bezpośrednich przygotowań do mundialu. Kamerom nie umknie więc żadna kontrowersyjna sytuacja. Dodatkowo Klinsmannowi ma pomagać Berti Vogts, zatrudniony w roli specjalnego doradcy. Na nerwy i emocje można liczyć, bo już pierwsze spotkanie dla Amerykanów jest najważniejsze. - Z Ghaną po prostu musimy wygrać - twierdzi Klinsmann. A przecież to porażki z drużyną z Afryki na poprzednich dwóch turniejach mistrzowskich oznaczały dla USA zakończenie przygody.

Mistrzowska feta Bayernu. Kto kogo oblał? Zobacz zdjęcia

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.