Droga na Mundial. Piłkarz, który śpi od 32 lat

W 1982 roku były już wtedy reprezentant Francji Jean-Pierre Adams udał się do szpitala na operację związaną z niegroźną kontuzją kolana. 34-letni piłkarz miał zostać znieczulony na kilka godzin. Anestezjolog popełnił jednak błąd. Adams nie wybudził się do tej pory.

Adams jest postacią prawie zapomnianą w świadomości Francuzów. W swoim czasie był jednak jednym z pierwszych znaczących reprezentantów kraju pochodzących z zachodniej Afryki. W kadrze wystąpił w 22 meczach i razem z Mariusem Tresorem tworzył parę środkowych obrońców nazywaną "Czarną strażą". W reprezentacji wystąpił więcej razy niż tacy piłkarze jak David Ginola, Ludovic Giuly czy Just Fontaine. Zapamiętany został z silnego ducha walki i wiecznego uśmiechu na twarzy.

Walka o profesjonalny kontrakt

Jego historia zaczęła się w Dakarze w Senegalu, gdzie urodził się 10 marca 1948 roku. Był najstarszym dzieckiem dosyć dużej rodziny. Mimo że były w niej tradycje piłkarskie (piłkarzem był wujek Alexandre Diadhiou), to stawiali oni na pierwszym miejscu edukację. Nie pozwalano mu uprawiać sportu, dopóki nie osiągał dobrych wyników w nauce.

Aby ją kontynuować, został wysłany do Francji do Loiret to rodziny Jourdain. Futbol bardzo pomógł mu w nowym środowisku. Wychowywał się wśród białej społeczności i dzięki dobrej grze zyskał szacunek. W college'u Saint-Louis nadano mu przydomek "Biały Wilk".

Mimo starań rodziców nauka nie była jego pasją. Szybko zrezygnował i zaczął pracować w fabryce oraz starał się kontynuować karierę piłkarską. Coś jednak ciągle stawało mu na przeszkodzie. Najpierw były to uciążliwe kontuzje kolana, później zdarzył się tragiczny wypadek samochodowy. On wyszedł prawie bez szwanku, ale zginął jego bliski przyjaciel Guy Beaudot. Dodatkowo problemem był jego kolor skóry. Francuskie kluby czarnoskórych piłkarzy zatrudniały w ostateczności.

To go nie złamało. Wkrótce dla tego 19-latka miał nastąpić przełom, którym było powołanie do wojska. Dostał się do drużyny wojskowej i grał na tyle dobrze, że zainteresowało się nim Nimes. Do transferu jednak nie doszło, Adams nadal grał w lidze amatorskiej w barwach Racing club de Fontainebleau. Przeszedł podobną drogę jak wiele lat później Lilian Thuram. Trzy lata w lidze amatorskiej, pełne sukcesów i dobrej gry, przekonały w końcu trenera Nimes Kadera Firouda, aby zaprosić na test-mecz czarnoskórego piłkarza. Na spotkanie z Rouen zawiozła go żona Bernadette (matka małżonki była od początku przeciwna, aby jej córka poślubiła czarnoskórego mężczyznę). 22-letni Adams zagrał na tyle dobrze, że podpisał w końcu swój pierwszy profesjonalny kontrakt.

Pierwsze lata w Ligue 1

Firoud miał olbrzymi wpływ na karierę Adamsa. Był świetnym motywatorem, a jego niekonwencjonalne metody idealnie odpowiadały nowemu piłkarzowi Nimes. Ale nie tylko jemu. Firoud jest, po Guy Roux, drugim szkoleniowcem z największą liczbą spotkań w Ligue 1. Zaliczył ich 782. W 1971 roku został wybrany na najlepszego francuskiego trenera.

Adams w drużynie zadebiutował we wrześniu 1970 roku w meczu z Reims. Od tamtej pory stał się niezastąpionym elementem pierwszego składu. Nimes w owym czasie był jedną z najlepszych drużyn w historii klubu. Już w pierwszym sezonie z Adamsem udało im się awansować do europejskich pucharów. W kolejnym sezonie zdobyli wicemistrzostwo, słaba wiosna (jedna wygrana w siedmiu kluczowych meczach) sprawiła, że mistrzem została Olympique Marsylia. Ostatni, trzeci sezon Adamsa w klubie był rozczarowujący. "Krokodyle" skończyły go na siódmym miejscu.

Sam zawodnik nadal był jednak w świetnej formie. "W środku obrony Nimes był jeden filar, kolos z niesamowitą siłą fizyczną: Jean-Pierre Adams. Zawsze bałem się dwóch meczów sezonie. Właśnie przeciwko niemu" - wspomina były kapitan reprezentacji Argentyny, a wtedy gracz Nantes, Angel Marcos.

W 1973 roku Adams przeniósł się do Nice, a Marcos nadal miał się czego obawiać. 25-letni wtedy piłkarz osiągnął szczyt swoich możliwości. Zaczęło się pięknie. W Pucharze UEFA udało się wyeliminować m.in. Barcelonę, Nice odpadło dopiero w dwumeczu z Koeln. Dwumeczu, w którym on nie mógł zagrać z powodu czerwonej kartki z pojedynków z Fenerbahce w poprzedniej rundzie. W lidze drużyna Adamsa zajęła dopiero piąte miejsce. On sam został wybrany do najlepszej drużyny sezonu według France Football.

Kolejny sezon (1976 rok) to początek końca gry na najwyższym poziomie dla Adamsa. Nice co prawda zajęło 2. miejsce w lidze, ale sam zawodnik więcej czasu spędzał na leczeniu kontuzji. Na zawsze wypadł z reprezentacji

Kariera reprezentacyjna

A trafił do niej pięć lat wcześniej podczas turnieju w Brazylii z okazji 150. rocznicy niepodległości tego kraju. Zadebiutował w meczu z reprezentacją Afryki, zmieniając Mariusa Tresora, z którym w przyszłości stworzył parę obrońców nazwaną "Czarną Strażą". Świetnie się uzupełniali. Tresor był lepszy technicznie, częściej wyprowadzał piłkę, a Adams był tym od ciężkiej pracy fizycznej - zaporą nie do przejścia. "Adams i Tresor stworzyli jedną z najlepszych par środkowych obrońców w historii" - mówił Franz Beckenbauer.

W reprezentacji Francji już wcześniej występowali zawodnicy urodzeni poza granicami kraju, ale Adams był jednym z pierwszych pochodzących z zachodniej Afryki. To on przetarł szlak takim gwiazdom jak Marcel Desailly czy Patrick Vieira.

Jak już wcześniej było wspominane, kontuzje zakończyły reprezentacyjną karierę Adamsa. Klubowej jeszcze nie. W 1976 roku z Nicei przeniósł się do PSG, gdzie prezydent Daniel Hechter zainwestował wiele pieniędzy, aby zbudować mocną drużynę. Nie spełniała jednak ona oczekiwań. Dwa sezony z rzędu z miejscem w środku tabeli. Adamsa kontuzje nie opuszczały, więc po dwóch latach rozwiązano z nim kontrakt. I to był koniec jego gry na najwyższym poziomie.

Zaczął być grającym trenerem w Mulhouse i Chalon. Kolano przeszkadzało mu nie tylko w grze, ale również w codziennym funkcjonowaniu. Zdecydował się więc na kolejną operację.

Tragiczna operacja

Gdy 17 marca wychodził z domu, powiedział żonie Bernadette: "Będzie dobrze, jestem w świetnej formie". Po kilku godzinach otrzymała ona telefon, aby jak najszybciej przybyć do szpitala. Na miejscu dowiedziała się, że jej mąż zapadł w śpiączkę. Czuwała przy jego łóżku przez pięć dni i nocy, a ich synowie Laurent i Frederic zostali w domu pod opieką dziadków.

Problem wyniknął ze zbyt dużej dawki leku od anestezjologa, który w tym czasie zajmował się ośmioma operacjami naraz i po prostu się pomylił. Pomyłka kosztowała wiele. Adams nie obudził się do tej pory. Na dodatek leżał na złym łóżku, przez co w jego odleżyny wdała się infekcja, która dotarła do kości. To tylko pogorszyło sytuację.

Po kilku miesiącach szpital stwierdził, że Adams nie może już dłużej się u nich leczyć. Bernadette zabrała go więc do domu i otoczyła opieką. Śpi z nim w jednym pokoju i co kilka godzin wstaje, aby zmienić mu pozycję. Dom jest specjalnie dostosowany pod chorobę męża, ma nawet swoją nazwę: "Dom Pięknie Śpiącego Sportowca". Leczenie jest kosztowne i Bernadette wpadła w ostatnim czasie w kłopoty finansowe. Z pomocą przyszły jednak byłe kluby Adamsa (Nimes i PSG podarowały po 15 tysięcy franków), a Francuska Federacja Piłkarska wypłaca od jakiegoś czasu 6 tysięcy euro miesięcznie. Organizowane są również mecze charytatywne, w których udział brali m.in. Michel Platini, Zinedine Zidane czy Jean-Pierre Papin.

Służba zdrowia nie zapewnia jednak zbyt wiele pomocy. Nie przeznaczają żadnej opieki medycznej, więc żona Adamsa nie może sobie pozwolić nawet na dzień wakacji. Codziennie myje i ubiera swojego męża.

Czasem przychodzą momenty nadziei. - Jean-Pierre czuje dotyk, czuje zapach, słyszy, podskakuje, gdy szczeka pies. Niestety, nie może widzieć - mówiła Bernadette w 2007 roku. Mimo upływu tylu lat jej miłość do męża się nie zmieniła: - Czuję to samo co 17 marca 1982 roku. A z jego zdrowiem nie ma żadnych zmian. Ani na lepsze, ani na gorsze.

- W zeszłym roku mieliśmy spotkanie z neurologiem specjalizującym się w urazach mózgu. Po testach niestety potwierdziło się, że uszkodzenia są znaczące. Jednak on prawie się nie starzeje. Nie wygląda na swój wiek. Pojawiło się tylko kilka siwych włosów.

Pomimo olbrzymich trudności, chwil zwątpienia i codziennej rutyny, mówi, że eutanazja absolutnie nie wchodzi w grę. - To nie do pomyślenia! On nie może się wypowiedzieć, a ja nie mam prawa decydować za niego.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.