Droga na mundial. Wszyscy niszczyciele Portugalii

Na każdego geniusza, który ciągnie grę reprezentacji w ataku, przypada zawodnik od destrukcji, często niewidoczny, nielubiany i pomijany przy wszelkiego rodzaju rankingach. Nie w Portugalii. Tam, gdzie podziwiano wielkiego Eusebio i już obrastającego w legendę Cristiano Ronaldo, potrafiono docenić tych, którzy za te indywidualności wykonywali ?brudną robotę?. Jeden z nich jest teraz ich selekcjonerem.

Materiał powstał w ramach Tygodnia Portugalskiego projektu "Continental - Droga na Mundial"

Zresztą sam Bento może trochę na swoim obecnym stanowisku rehabilitować się za własną karierę reprezentacyjną - kompletną klapę na mistrzostwach świata w 2002 roku i zachowanie po półfinale z Francją na wcześniejszym Euro. Jednak nie umniejsza to jego umiejętności czy talentu, bo w Portugalii o nim jako piłkarzu mówi się albo dobrze, albo z ogromnym szacunkiem. Złym słowem nikt się nie podzieli, bo sposób, w jaki odbierał rywalom futbolówkę, budził zarówno podziw, jak i przerażenie.

Bento jednak nie był ani pierwszym, ani ostatnim defensywnym pomocnikiem, których Portugalia po prostu potrzebowała. Co więcej, na mistrzostwach świata w 2006 roku Luiz Felipe Scolari powołał i wystawiał ich aż czterech, by zabezpieczyć linię ataku składającą się z Luisa Figo, Deco, Cristiano Ronaldo i Pedro Paulety. Costinha, Petit, Tiago i Maniche - trzech z nich zagrało w meczu z Anglią, który Portugalia wygrała dopiero po karnych.

Spełnił prośbę matki

Chociaż większość dyskusji odnośnie reprezentacji Portugalii krąży wokół Cristiano Ronaldo, w jego kraju wciąż są ludzie twierdzący, że Eusebio był większym piłkarzem. I on jednak potrzebował swojego opiekuna i ratownika, kogoś, kto zabezpieczał jego indywidualne rajdy z piłką, obierał ją rywalom i pozwalał na rozpoczęcie kolejnego ataku. Jednak dla Eusebio Mario Coluna był kimś więcej.

Ten defensywny pomocnik, "Święty Potwór" - jak wołano na niego w kraju, był jednocześnie świetnie zbudowany, ale potrafił łączyć swoją siłę z elegancją w grze. Był kapitanem Benfiki, gdy do jej składu trafił siedemnastoletni Eusebio. Od matki piłkarza dostał list, w którym ta prosiła go, by zaopiekował się jej synem w wielkim mieście. Coluna spełnił swoją obietnicę, a wielki napastnik pomógł jemu i klubowi w sięgnięciu po dwa Puchary Europy w 1961 i 1962 roku. W tym drugim finale z Realem, przy stanie 3-3, oddał "jedenastkę" Eusebio. Na mistrzostwach świata to on był kapitanem w większości spotkań, a Portugalia w swoim pierwszym starcie na tej imprezie zajęła trzecie miejsce. Gdy w zeszłym roku Mario Coluna odbierał nagrodę za całokształt kariery od portugalskiej federacji, statuetkę na scenie wręczył mu Eusebio - cała sala oklaskiwała dwóch wielkich przyjaciół. Symboliczne, że siedem tygodni po śmierci wielkiego napastnika odszedł również jego boiskowy i życiowy opiekun

Następnym wybitnym defensywnym pomocnikiem był Antonio Andre, który w dziewięć sezonów spędzonych w Porto pomógł klubowi sięgnąć po 19 różnych tytułów. Na mistrzostwach świata w 1986 roku to nie on czy piłkarze z defensywy zawiedli. Po świetnym Euro 1984 liczono, że z trudnej grupy z Polską, Anglią czy Maroko uda się wyjść i zaskoczyć publikę w Meksyku. Jednak liderzy grupy - Manuel Bento, Jamie Pacheco, Diamantino - woleli negocjować wyższe premie niż trenować. Dla Portugalii tamten Mundial skończył się wyłącznie skandalem.

Stąd Andre realizował swoją karierę na arenie klubowej. Jednym z najwybitniejszych jego występów był finał Pucharu Europy z 1987 roku, który jest głównie pamiętany z gola zdobytego piętą Rabaha Madjera. Niewielu jednak pamięta, że przez kontuzję Inacio przez ostatnie pół godziny szaleńczych ataków Porto to Andre był jednym z trzech, czterech zawodników broniących dostępu do bramki Józefa Młynarczyka. Nic dziwnego, że znalazł się na wysokim miejscu na liście "Recordu" stu najlepszych piłkarzy w historii Portugalii.

Współcześni gladiatorzy

Pamiętni bohaterowie z mistrzostw świata w 2006 roku mieli sporo roboty. Pamiętna jest zwłaszcza "bitwa w Norymberdze", czyli mecz fazy pucharowej z Holandią, który skończył się rekordową liczbą pokazanych kartek, a czterech piłkarzy zostało wyrzuconych z boiska. Jednym z nich był Costinha, który dwa lata wcześniej wybitnie przyczynił się do sensacyjnego triumfu Porto w Lidze Mistrzów - wyniku, który ostatecznie potwierdził wejście na światowe salony piłkarskie niejakiego Jose Mourinho. Defensywny pomocnik zadecydował o wyniku dwumeczu z Manchesterem United, strzelając gola z rzutu wolnego na Old Trafford.

Jego partnerem w pomocy był Maniche - strzelec jedynego gola w tym meczu w Norymberdze. Dogadywali się i uzupełniali na boisku świetnie, a po zakończeniu kariery ten młodszy był asystentem Costinhy w Pacos de Ferreira, choć ich wspólna praca szkoleniowa trwała niecałe cztery miesiące.

Nie wolno zapominać o Peticie, który w meczu o trzecie miejsce na mistrzostwach w Niemczech strzelił dla gospodarzy gola, który podkreślił ich zwycięstwo w finale pocieszenia. O ile pozostali są związani z Porto, Benfiką lub Sportingiem, jego największy sukces przyszedł z Boavistą - pierwszym zespołem spoza wielkiej trójki, który wygrał mistrzostwo Portugalii. Oczywiście później "Pitbull" - kolejny wielce wymowny pseudonim! - grał w większych drużynach, słynąc nie tylko z ostrej gry w defensywie, ale też wspaniale wykonywanych stałych fragmentach gry. Jego uderzenia z woleja czy zewnętrznej części stopy nieraz zaskakiwały bramkarzy rywali. Warto podkreślić, że na koniec kariery wrócił on do swojej Boavisty - klubu, który obecnie jest w olbrzymich tarapatach finansowych i tuła się po portugalskich niższych ligach.

Pozostaje więc Tiago - pomocnik, który grał w Anglii, Francji, Hiszpanii, Portugalii i we Włoszech. W Juventusie nie poszło mu najlepiej, ale tak bardzo chciał pozostać w klubie, że w trakcie negocjacji na temat rozwiązania kontraktu lub transferu do Evertonu zamknął prezydenta klubu w toalecie. Po mistrzostwach świata w 2010 roku zrezygnował z kadry, ale wciąż jest obecny na wielkiej futbolowej scenie. Kilka dni temu z Atletico powstrzymywał na Camp Nou ataki Barcelony. Nie dziwi kompletnie, że Diego Simeone ceni jego wkład w drużynie, która najczęściej gra na pograniczu faulu.

Z kim do Brazylii?

Dobre pytanie - Paulo Bento z oldbojów nie skorzysta, ma za to do dyspozycji Miguela Veloso (Dynamo Kijów), któremu jednak brakuje instynktu w zadaniach defensywnych oraz takiej postury, z jakiej słynęli Andre czy Coluna. Co gorsza, forma Raula Meirelesa spadła od czasu transferu do Turcji i może również stracić miejsce w reprezentacji, a myśl o marnowaniu talentu Joao Moutinho na pozycji defensywnego pomocnika nie przejdzie selekcjonerowi przez głowę.

Kto wie, czy przebojem nie wedrze się do kadry na mistrzostwa William Carvalho, którego w Manchesterze United widzi David Moyes. Spokój w interwencjach tego 21-latka, sposób, w jaki wyprowadza piłkę z obrony, i siła, z jaką w młodym wieku potrafi górować nad rywalami, pokazują, że kandydat do nawiązania do największych destruktorów w historii portugalskiego futbolu może zabłysnąć już latem w Brazylii. Ktoś przecież na te wszystkie gesty zrezygnowania, rozłożone z bezradności ręce i niepotrzebne dryblingi kapitana Cristiano Ronaldo musi harować.

Kibicujesz Portugalii? Pokaż jak i wygraj piłkarskie nagrody

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.