Droga na mundial. Balotelli, ciało coraz bardziej obce

Rozegrał w życiu wielkie mecze. Cały jeden w klubie. I cały jeden w reprezentacji. A Włosi nie przestają się łudzić, że będzie światową supergwiazdą - pisze na swoim blogu Rafał Stec, dziennikarz Gazety Wyborczej i Sport.pl.

Tekst powstał w ramach projektu "Continental - Droga na Mundial", w którym prezentujemy finalistów mistrzostw świata 2014. Trwa Tydzień Włoski.

Dyskutuj z Rafałem Stecem na blogu ''A jednak się kręci''

Przed wtorkowym meczem w Madrycie znów oczekiwali, że Mario Balotelli natchnie pragnący przetrwać do ćwierćfinału Ligi Mistrzów Milan. A nazajutrz po nieuniknionej klęsce z Atlético (1:4) mścili się za zawiedzione nadzieje - i sąd nad uparcie promowanym na superbohatera napastnikiem w zasadzie nadal trwa, dziś rozprawiali się z nim (werbalnie) rozwścieczeni kibice z San Siro.

Italia codziennie sprawdza, czy Balotelli aby właśnie nie wydoroślał. Italia lubi jego wybryki usprawiedliwiać i mu współczuć - bo miał smutne dzieciństwo, bo rywale prowokują, bo ma potargane życie prywatne, bo w głębi duszy jest dobrym chłopcem, wystarczy tylko tego dobrego chłopca w nim odkryć . Italia nie chce pojąć, że nie będzie liderem ktoś, kto sam potrzebuje - permanentnie - wsparcia od otoczenia. Nie dostrzega, że SuperMario właściwie nigdy, nawet w lepszych okresach, nie wnosi na boisko zalet drużynotwórczych - wiecznie wyalienowany, grający z marsową miną, zniechęcający mową ciała. Nawet jego sławna obojętność po strzelonych golach sprawia wrażenie, jakby nie dzielił emocji z grupą - rozradowaną - i jeszcze to manifestował. Wy sobie róbcie, co chcecie, ja rozgrywam własny mecz.

Wielkie zdarzyły mu się dwa. Wielkie, czyli o stawkę, z prestiżowym rywalem, w których fundamentalnie zasłużył się dla wyniku. Kiedy tolerowali go jeszcze w City, w październiku 2011 roku dwoma ciosami rozpoczął wyjazdowe chłostanie United w derbach Manchesteru (1:6). A w półfinale Euro 2012, tym razem w koszulce reprezentacji, przyłożył faworyzowanym Niemcom.

I to by było na tyle. Owszem, strzela trochę goli (choć średnia jeden na trzy mecze nie oszałamia przy standardach czołowych współczesnych napastników), ale rywalom przeciętnym lub słabym, a ogromną ich część zawdzięcza niemal bezbłędnemu wykonywaniu rzutów karnych oraz uderzeniom z dystansu (z rzutu wolnego lub nie). Jak on gra "obok" drużyny, tak jego bramki padają w oderwaniu od poczynań drużyny - Balotelli jakości gry raczej nie podnosi, przeciwnie, swoją biernością bez piłki marnuje niekiedy wysiłek partnerów. Wybija się jako pojedynczy atleta - fenomenalny strzał, siła i sprawność to jego naczelne atuty - lecz przeciętnieje jako uczestnik gry zespołowej, którego nie ma sensu rozliczać z solowych sukcesików. I kiedy zderza się z poważniejszym przeciwnikiem - w domyśle: lepiej zorganizowanym - niknie.

Pięciokrotnie wystąpił w derbach Mediolanu (po obu stronach), gola nie wbił ani jednego. Czterokrotnie mierzył się w Lidze Mistrzów z Barceloną - też bez gola. Ze znaczniejszymi angielskimi firmami (MU, Chelsea, Arsenal, Liverpool) rozegrał w różnych barwach, wyjąwszy tamten udany popis na Old Trafford, 20 meczów - przepchnął piłkę do siatki raz... To piłkarz, który niebagatelnym wyzwaniom podołać zasadniczo nie umie, poddany dużej presji kolekcjonuje głównie kartki. Ciążący ku niepodległości jak Ibrahimović, jednak pozbawiony wirtuozerii, inteligencji i psychicznej stabilności Ibrahimovicia (wspieranego przez starszą od niego żonę, to ona nosi w domu spodnie). Zdolny sporadycznie zachwycać pomiędzy mnóstwem piłkarzy znakomitych, lecz nieefektywny pomiędzy średniakami, którzy zaludniają dziś szatnię Milanu. Ba, mogący stać się dla tej szatni balastem.

I zagrożony taką właśnie przyszłością będzie tym bardziej, w im głębszy kryzys stoczy się klub z San Siro. Włosi piszą już, że zaczyna irytować kolegów, zmęczonych jałowością prób wchodzenia z nim w jakąkolwiek interakcję, i wytykają niedoświadczonemu trenerowi Clarence'owi Seedorfowi, że traktuje niesfornego napastnika (już niespełna 24-letniego!) zbyt łagodnie. W Madrycie Balotelli miał ignorować chcących porozmawiać De Jonga i Muntariego, przy okazji dzisiejszego meczu z Parmą (przerżniętego 2:4) protestujący fani obrali go za główny obok Adriano Gallianiego cel wyzwisk, zarzucając mu, że uwagę skupia na "wrzucaniu idiotycznych zdjęć do internetu i zamawianiu stolika, by spędzić udany wieczór w dyskotece". A skoro Balotelli nie rozwija się i wygląda na boisku na ponuraka, gdy czuje wsparcie i życzliwość otoczenia, to jak zareaguje, gdy poczuje się oblężony i krzywdzony nawet przez swoich?

Były trener Interu José Mourinho wykrył w jego mózgu zaledwie jedną komórkę, włoski selekcjoner Cesare Prandelli stara się w nim widzieć tylko to, co dobre, i twierdzi, że rozumieją się bez słów. I rzeczywiście, napastnik Milanu w reprezentacji wydaje się odzyskiwać pogodę ducha. Tam jest zresztą jednym z wielu, wyżej w hierarchii znajdują się Buffon, Pirlo , De Rossi i inne osobowości, których brakuje na San Siro. A zarazem nikt nie podważa jego miejsca w ataku, tradycyjnie bogaci w wybitnych snajperów Włosi drastycznie bowiem w tej formacji zubożeli. Zsuwając się po snajperskim rankingu Serie A: Giuseppe Rossi znów się połamał, Ciro Immobile ledwie w kadrze zadebiutował, Luca Toni i Antonio di Natale skończą zaraz 37 lat, Domenico Berardi to szczeniak bez śladowej znajomości poważnego futbolu, Alberto Gilardino nigdy nie wyrwał się z przeciętności. Jest jeszcze Pablo Osvaldo, który po zmarnowaniu czasu (i wywoływaniu rozrób na treningach) w Southampton robi za rezerwowego w Juventusie, ale jaką on może stanowić konkurencję dla napastnika wciąż uważanego za zdolnego w pojedynkę rozprawić się z Atlético?

Paradoks włoskiego ataku polega na tym, że z Balotellim najładniej komponowałby się zapewne Antonio Cassano - też wyjątkowy trudny przypadek, dla jednych półgłówek, dla innych nade wszystko cham i prymityw. I on podpisywał kontrakty w dużych i wielkich firmach (Roma, Real Madryt, Milan, Inter), ale najlepiej grał w prowincjonalnym Bari na samiutkim początku kariery oraz u jej schyłku, w Parmie, gdy go oświeciło i sam przyznaje, że zabrakło mu rozumu, by nie roztrwonić talentu. Obaj zadymiarze reprezentowali kraj podczas Euro 2012, Italia wzięła wtedy srebro.

Temat ponownego zaproszenia do reprezentacji Cassano, który po mistrzostwach już w niej nie wystąpił, Włosi na pewno jeszcze podejmą. A czy ośmielą się podważać pozycję kadrowicza Balotellego? Od zawsze niezbyt popularnego wśród rywali z włoskich boisk, a teraz ponoć z coraz większym trudem tolerowanego - z wieloma piłkarzami wręcz skonfliktowanego - nawet w szatni własnego klubu? Prandelli przyznał niedawno, że martwi go brak zaangażowania w grę napastnika Milanu, i ostrzegł, że pewne miejsce na mundialu trzyma tylko dla Buffona.

Najpierw jednak poradzić sobie z coraz bardziej obcym ciałem Balotellego będą musieli na San Siro, gdzie i tak wali się wszystko. A nie interweniował na razie jego agent Mino Raiola, wytrawny specjalista od wywoływania zamętu wszędzie, gdzie jego klienci czują się źle.

Więcej o:
Copyright © Agora SA