Liga Mistrzów. Moyes kupił sobie czas

Chociaż z gry Manchesteru United można wyciągnąć kilka pozytywów, a decyzje Davida Moyesa również okazały się trafione, to niech w remisie z Bayernem Szkot znajdzie też przestrogę - by na jego przyszłość nie wpłynął najbardziej nie kto inny jak Marouane Fellaini.

Przez ponad godzinę gry wydawało się, że pomimo całej przewagi Bayernu to nie Guardiola nakreślił scenariusz tego meczu, a David Moyes. Nieoczekiwany bohater w czasie kryzysu wielkiego klubu? Spokojnie - chociaż warto zaznaczyć, że takimi niuansami jak wysokim ustawieniem Welbecka i celowym graniem na popełniającego błędy Boatenga Szkot pokazał, że United wcale nie chcieli wyłącznie okupować własnego pola karnego. Jeszcze dołączając pozytywną wymianę aktywnego i mobilnego Kagawy za nieco już zbyt statecznego Giggsa, kreśli się całkiem ciekawy obraz taktycznych rozwiązań krytykowanego szkoleniowca.

Chociaż David Moyes wespół z Ryanem Giggsem twierdzili, że - niejako w przeciwieństwie do słów menedżera przed ligowym meczem z Liverpoolem - Manchester United na Old Trafford nie będzie obsadzał się z góry na przegranej pozycji. Ostatecznie nie udało się zrównoważyć oczywistych braków jakościowych, ale sama próba i osiągnięty rezultat sygnalizuje, że może uda mu się zrealizować obietnicę stoczenia kolejnych trenerskich pojedynków z Guardiolą. Wszak wielu sądziło, że dla "Czerwonych Diabłów" starcie z Bayernem będzie pożegnaniem z Ligą Mistrzów na kilka lat...

Rozróżnienie kampanii United Moyesa w kraju i w Europie pozwala kibicom mistrzów Anglii na swego rodzaju pocieszenie. Debiutanckie rozgrywki Ligi Mistrzów wcale nie okazują się butami o kilka numerów za dużymi na Szkota, który przecież z Evertonem boleśnie od bram raju się odbijał. Można to przełożyć również na politykę transferową. Jego europejskie podróże po zawodników szerzej nieznanych, ale dopasowanych do budżetu poprzedniego klubu były szeroko cenione - zresztą niech podkreśleniem tego będzie rewolucja skautingu w Manchesterze United i skupienie się nie tylko na talentach lokalnych, ale też kontynentalnych.

Tym bardziej nieustannie dziwią takie decyzje Moyesa, jak Marouane Fellaini. Z Bayernem był on jednym z najbardziej aktywnych piłkarzy, ale też tym najczęściej popełniającym błędy (7 strat) - co więcej, momentami wydawało się, że jest on właśnie przeniesieniem wszystkich problemów Moyesa z ligi angielskiej. Belg grał chaotycznie, a gdy próbował gonić rywali za piłką raczej nikt z jego kolegów nie włączał się w ten pressing. To też on chciał "przekazać" odpowiedzialność za krycie Schweinsteigera jednemu ze stoperów, co skończyło się wyrównującym golem dla Bayernu. Przy wzroście Fellainiego rzadko dominował w powietrzu - wygrał ledwie jeden pojedynek i aż sześć przegrywając, m.in. ze znacznie niższym Alabą. Pytanie kwestionujące jego atuty i sens prób przeniesienia ich na zespół wydają się zasadne.

Może więc wyjazdami na mecze Bayernu Monachium jeszcze przed losowaniem ćwierćfinałów Ligi Mistrzów, gdy zainteresowanie Moyesa miał wzbudzać wyłącznie Toni Kroos, miało być też sposobem na pokazanie swojej chęci naprawienia letniego błędu? Wtedy to w panice przed przeciętnością i brakiem opcji rezerwowych rzucono na stół podyktowaną i wywindowaną cenę prawie trzydziestu milionów funtów za belgijskiego pomocnika. Aż niewyobrażalne, że z dwóch wyjściowych jedenastek na dzisiejszy mecz tylko Javi Martinez kosztował więcej niż Fellaini. Jednym z celniejszych komentarzy angielskich dziennikarzy była obserwacja, że Belg w taktyce Roberto Martineza, nowego szkoleniowca Evertonu, nie miałby wielkich szans na grę...

Dla Moyesa sporym problemem byłaby sytuacja w której to kupiony przez niego zawodnik staje się głównym winowajcą odpadnięcia z Ligi Mistrzów - kolejną niepotrzebną cenzurką wystawioną mu przez coraz bardziej negatywnie nastawionych kibiców. I chociaż Belg prawdopodobnie swoje miejsce w wyjściowej jedenastce na Monachium zachowa, już dziś był tym drugim obok Büttnera, który nie zasłużył na zbyt wiele pochwał. Latem przyjdzie mu naprawić ten kosztowny błąd.

Tu należy wrócić do Toniego Kroosa - on oczywiście pozostanie w Bayernie na następne sezony po odpowiedniej podwyżce. Jednak nawet w samej pierwszej połowie pokazał, że Moyes słusznie szuka piłkarza o tej charakterystyce, jakże odmiennej od Fellainiego. To Kroos prowadził grę Bayernu, długimi przerzutami zmieniając stronę akcji gości, zawsze pojawiając się w odpowiednim momencie do zmiany tempa lub kierunku ich ataków. Po przerwie stał się nieco bardziej anonimowy (choć i tak zaliczył najwięcej podań w meczu), ale przy coraz rzadziej dominującym spotkania Michaelu Carricku to taki własny Toni Kroos mógłby w przyszłości regulować grę Manchesteru United Davida Moyesa.

Dziś jednak Moyes dokonał ważniejszego zakupu w swojej karierze na Old Trafford - odważnymi i trafnymi decyzjami kupił czas i zaufanie kibiców, choć i tak jest to kredyt na warunkach niewiele korzystniejszych niż mógłby się on spodziewać po ostatnich tygodniach. Z rewanżu w Monachium Szkot wytłumaczy się znacznie sprawniej w razie porażki, niż gdyby spodziewana "rozbiórka" Manchesteru United faktycznie odbyła się dzisiejszego wieczoru. Przy korzystnym terminarzu na finiszu ligi i dobrych wynikach po grze bez presji Moyes może nawet ten kredyt zaufania zwiększyć - o ile oczywiście nie zdarzy mu się kolejny taki Fellaini lub to nie Belg zadepcze przyszłości szkockiego menedżera.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS, Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.