Puchar Króla. Wołowski: Sposób na Real, sposób na Barcelonę

Ligowy mecz z Atletico wygrany 3:1 na Camp Nou był dla Barcelony ratunkiem i punktem zwrotnym. W środę Katalończycy chcą powtórzyć to samo w ćwierćfinale Pucharu Króla. Czy Diego Simeone im pozwoli? - zastanawia się na swoim blogu "W polu karnym" dziennikarz "Gazety Wyborczej" i Sport.pl Dariusz Wołowski. Relacja na żywo o 22 w Sport.pl.

Dariusz WołowskiDariusz Wołowski Fot. Sport.pl Dyskutuj z autorem na jego blogu

Gdyby nie Real Madryt, Atletico mogłoby nazwać miniony sezon czystą perfekcją. "Królewscy" wyrzucili lokalnego rywala z Copa del Rey, by w maju w Lizbonie wygrać najważniejsze derby w historii. Diego Simeone szybko sięgnął do swojej "apteczki" wyciągając z niej właściwe lekarstwo. W tym sezonie Atletico obija najbogatszy klub świata jak chce i kiedy chce: w Superpucharze, w lidze i w kolejnej edycji Pucharu Króla. Niespodziewanie kością w gardle zaczyna stawać mu jednak Barcelona - obolała od "kopniaków" i "sińców" sprzed roku.

To, co dzieje się między hiszpańską wielką trójką jest dowodem na wojskową tezę, że pokonany zawsze lepiej poznaje zwycięzcę niż na odwrót. Atletico nauczyło się grać z Realem, tak jak Barcelona znalazła w końcu metodę na Los Colchoneros. Oczywiście sposób, który w jednym starciu okazuje się wystarczający, w kolejnym już nie jest. Taką nadzieję ma Simeone wybierając się na Camp Nou.

8 stycznia stadion Barcelony witał gości z Vicente Calderon pogrążony w konwulsjach. Niewiele mówiło się o sposobach na Atletico, znacznie więcej o wojnie domowej z Luisem Enrique i Leo Messim w rolach głównych. Czy faktycznie trener straciłby posadę po porażce, już się nie dowiemy. Barca zagrała mądrze, z sercem, wygrała zdecydowanie, co w Katalonii uznano za początek nowego rozdziału drużyny. Tydzień później stało się coś szokującego - w ligowym starciu w La Corunii z Deportivo Luis Enrique po raz pierwszy w sezonie wystawił taką samą drużynę. Co prawda oba mecze dzieliło jeszcze pucharowe starcie z Elche, gdzie grały rezerwy, ale fani z Camp Nou uznali, że znów mają jedenastkę galową - czyli taką, jak w złotych czasach Franka Rijkaarda, czy Pepa Guardioli, gdy każdy z nich recytował nazwiska piłkarzy z pamięci.

A więc Alves, Pique, Mascherano, Alba - Busquets, Rakitić, Iniesta - Messi, Luis Suarez, Neymar. Do nich ma dołączyć niemiecki bramkarz Ter Stegen, zmiennik Claudio Bravo.

Ale sukces Barcy z 8 stycznia nie wziął się z dobrze dobranych nazwisk. Gospodarze rozciągnęli grę na całe boisko, tak, by grający szeroko na skrzydłach Messi i Neymar jak najczęściej mieli przeciw sobie tylko jednego przeciwnika. Z akcji oskrzydlających Barcelona czerpała swoją siłę pod bramką Atletico. Katalończycy są tą drużyną La Liga, która wciąż wykonuje najwięcej dryblingów. Wolność dla Messiego i Neymara musiała zakończyć się nieszczęściem Atletico, Simeone musi teraz wymyślić, jak sobie z tym poradzić w środę.

Ponoć Argentyńczyk puści do gry cały swój arsenał ofensywny: Mandżukica, Torresa, Griezmanna, Koke i Ardę Turana. Nie znaczy to, że połowa drużyny będzie non stop zwrócona plecami do własnej bramki. Torres i Griezmann mają wesprzeć bocznych obrońców, by Messi i Neymar nie pohasali sobie na skrzydłach. A więc ofensywne ustawienie ma wzmocnić tyły - ciekawa koncepcja, zwłaszcza że Koke z Turanem są mistrzami organizacji gry, co będą starali się wykorzystać szybkonodzy Torres z Griezmanem. Tak jak niedawno na Santiago Bernabeu, gdzie Atletico przerwało sen Realu o obronie trofeum.

Raz do roku może zdarzyć się cud - tak zapewne myślą fani Atletico ufni, że to, co stało się 8 stycznia, nie było żadnym przełomem, a tylko odstępstwem od normy. Jeśli sposób Simeone na Barcę zadziała, Katalończycy wrócą do punktu wyjścia. Ale nie będzie o to łatwo. Trener Atletico przyznaje, że bardziej obawia się wypraw na Camp Nou niż na Santiago Bernabeu, bo w grze kombinacyjnej, na małej przestrzeni wciąż nie ma większych mistrzów niż ci z Katalonii.

Tak czy siak rywalizacja zapowiada się pasjonująco. W środę o 22 fani z Camp Nou zapełnią stadion ufni, że zobaczą tę samą drużynę, co 13 dni temu. Jeśli jednak Simeone dobrze odrobił zadanie domowe po porażce (a z tego słynie), Barca napotka rywala, który drugi raz nie da się zdominować. Torres, po zdobyciu dwóch goli na Bernabeu, znów przypomina napastnika sprzed lat. Przynajmniej pod względem psychicznym. Czasem, z perspektywy 30-latka wznosi się ponad poziom murawy przypominając, że cudem jest już sam fakt, iż w Hiszpanii wyrosła drużyna zdolna straszyć Real i Barcelonę.

To prawda, że gra Atletico jest wartością dla całej ligi. Wielbiciele Simeone wciąż nie są pewni, ile czasu wytrwa w klubie zmagającym się z kłopotami finansowymi. Przykład Borussii Dortmund pokazuje, że zespoły drugiego planu płacą wysoką cenę za swoje wzloty. Jak długo na szczycie wytrwa Atletico? W tygodniu hiszpańskie media rozpisywały się o tym, że chiński magnat Wang Jianlin kupił 20 procent akcji klubu z Vicente Calderon, a Simeone powiedział: - Zostanę tu dopóki będę widział szansę rozwoju. To jest ten wieczór, kiedy Atletico może wykonać kolejny krok do przodu.

Czy to przez nią C. Ronaldo rozstał się z Iriną Shayk? [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.