Primera Division. Co gryzie Barcelonę

Kolos w konwulsjach przeciw rewelacji w stanie uniesienia - Barcelona i Atlético mierzą się w niedzielę na Camp Nou, by ścigać Real Madryt. Relacja Z Czuba i na żywo od 21 w Sport.pl.

Tak nerwowo, wręcz histerycznie, w katalońskim klubie nie było od lat. Od dekady się nie zdarzyło, by trener Barcelony stracił posadę w środku sezonu. Tymczasem jeśli wierzyć hiszpańskim mediom, Luis Enrique otrzymał od prezesa Josepa Marii Bartomeu ultimatum dotyczące meczu z Atlético. Oficjalnie i prezes, i trener dementują wiadomość, że aby przetrwać na ławce, Enrique musi poprowadzić drużynę do triumfu nad obrońcą tytułu.

Złość i nerwowość prezesa są zrozumiałe, tydzień temu drużyna miała szansę odrobić trzy punkty straty do liderującego Realu, który przegrał z Valencią, ale przegrała 0:1 w San Sebastian z Realem Sociedad. Enrique posadził wtedy na ławce Leo Messiego i Neymara, wpuszczając ich dopiero w drugiej połowie. Zaraz po meczu w mediach gruchnęła wiadomość, że trener i Leo Messi są totalnie skłóceni i w ogóle ze sobą nie rozmawiają. Informacja wydała się wiarygodna, wszędzie, gdzie dotąd pracował Enrique, zawsze popadał w konflikt z największą gwiazdą zespołu. W Romie wysłał na ławkę Francesco Tottiego, w Celcie Vigo Fabiana Orellanę. Czyżby tym razem podniósł rękę na najlepszego gracza świata? Następnego dnia po porażce w San Sebastian Barcelona miała trening otwarty dla kibiców. Messi się nie pojawił, tłumacząc, że ma kłopoty żołądkowe. Podobno trener chciał go za to zawiesić i ukarać grzywną, odwiedli go jednak od tego kapitanowie Xavi, Iniesta i Busquets. Introwertyczny Messi ma trudny charakter, poprzedni trenerzy klubu z Camp Nou się z nim borykali, przymykając jednak oko na fochy gwiazdy - także Pep Guardiola, pod którego wodzą Barcelona zaliczyła najlepszy okres w swojej historii. Argentyńczyk zapracował w klubie na status nietykalnego, stąd eskalowanie konfliktu z nim to dla szkoleniowca zawodowe samobójstwo.

To nie wszystkie ze zdarzeń wpływających na obraz zawieruchy w klubie. Po porażce z Sociedad prezes zwolnił dyrektora sportowego Andoniego Zubizarretę, a wraz z nim odszedł jego asystent, legendarny kapitan drużyny Carles Puyol, który na tym stanowisku pracował zaledwie kilka miesięcy. Gorąca atmosfera zmusiła Bartomeu do ogłoszenia, że po sezonie odbędą się wybory nowego prezesa. Barcelona to rodzaj piłkarskiego państwa, prezesa wybierają socios [członkowie klubu kibica]; gdy traci ich poparcie, mają prawo to zademonstrować, machając białymi chusteczkami podczas meczu.

To dlatego czwartkowy pojedynek w Pucharze Króla ze słabym Elche był tak frapujący. Dziennikarze, którzy przyszli na Camp Nou, relacjonowali każdy pomruk, każdy gwizd czy oklaski fanów, próbując zinterpretować, kto ma ich poparcie. Enrique, Bartomeu, a nawet Messi zebrali trochę oznak irytacji, trochę wsparcia. Najwięcej braw otrzymał oczywiście sławny piłkarz - zdobył gola, zaliczył asystę, prowadząc drużynę do gładkiego zwycięstwa 5:0. Na trybunach stutysięcznika zebrało się jednak zaledwie 27 tys. widzów, co jest najgorszą frekwencją na Camp Nou w tym sezonie.

Prawdziwy "plebiscyt" oczekiwany jest podczas meczu z Atlético, zwłaszcza że Barcelona nie może nawet marzyć, iż starcie będzie lekkie, łatwe i przyjemne. Goście z Vicente Calderón byli w poprzednim sezonie prześladowcami Katalończyków, odebrali im mistrzostwo Hiszpanii, wyeliminowali z Ligi Mistrzów. Barca nie wygrała z nimi ani jednego z sześciu meczów.

Diego Simeone stworzył zespół będący największą rewelacją w europejskiej piłce - prowadził go do mistrzostwa i finału Champions League przegranego z Realem po dogrywce. Nawet "Królewscy" nie mogą jednak powiedzieć, że z Atlético sobie radzą, z ostatnich czterech meczów przegrali trzy i raz zremisowali. Ostatnio w środę w pierwszym spotkaniu 1/8 finału Pucharu Króla było 2:0 dla Atlético, w dodatku Simeone, oszczędzając gwiazdy na Barcę, wystawił do gry przeciw Realowi wielu rezerwowych. Od początku posłał na boisko Fernando Torresa, wychowanka klubu, który po sześciu latach gry w Anglii i jesieni spędzonej w Milanie wrócił do klubu z Vicente Calderón. Jego powrót stał się okazją do radosnej manifestacji kibiców, na prezentację ściągnęło 45 tys. ludzi, a 2 tys. koszulek weterana sprzedano w jeden dzień. Torres zapewne nie zagra na Camp Nou w podstawowym składzie, ale jest piłkarzem, który zawsze miał "patent" na Barcę. W 11 meczach przeciw niej zdobył osiem goli, także w barwach Chelsea w półfinale Champions League 2012.

Latem, po wielkich sukcesach ubiegłego sezonu, Atlético zostało rozprzedane (odeszli bramkarz Courtois, napastnik Costa, obrońca Filipe Luis i David Villa). Nowi szybko ich jednak zastąpili, wydawało się, że grająca morderczym pressingiem i mająca wąską kadrę drużyna Simeone nie wytrzyma wyścigu z Realem i Barcą - krezusami, którzy mogą płacić za jednego piłkarza tyle, co Atletico za dziesięciu. A jednak. Po 17 kolejkach tego sezonu Atlético ma tyle samo punktów co Barca (38) i razem z nią depcze po piętach Realowi. "Królewscy" od połowy września do stycznia zanotowali fantastyczną passę 22 zwycięstw, z Atlético sobie jednak nie radzą. A Barcelona nie radzi sobie jeszcze bardziej, co pokazuje, jak wielkie wyzwanie czeka dziś na Camp Nou Luisa Enrique, Messiego i innych, ze sprowadzonym za 80 mln Luisem Suárezem. Jeśli barcelończycy nie zawieszą wojny domowej, Simeone zabierze na Vicente Calderón skalp kolejnego faworyta.

Najsłynniejsze śnieżne mecze w historii piłki [WIDEO]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.