Liga Mistrzów. Milan przeżył w Barcelonie dziewięć minut

Kiedy mistrzowie Włoch strzelili gola, byli w półfinale. Ale potem nie potrafili powtórzyć świetnego występu w defensywie z pierwszego meczu i przegrali 1:3. Katalończycy o finał Ligi Mistrzów zagrają piąty raz z rzędu.

Zczuba.tv: Zobacz braki z wtorkowych meczów

Za czasów Pepa Guardioli, czyli od 2008 r., tylko dwa zespoły zmusiły Barcelonę do wysiłku w fazie pucharowej LM: Chelsea, która w debiutanckim sezonie trenera Katalończyków wywiozła z Camp Nou bezbramkowy remis, a w Londynie odpadła po ocalonym w ostatniej akcji remisie 1:1, oraz rok później Inter. Prowadzeni przez José Mourinho mediolańczycy jako jedyni zdołali wyeliminować Barcelonę. Rok temu próbowały Real Madryt i Manchester United, wcześniej Bayern, ale dopiero drużyna Massimiliano Allegriego sprawiła, że Camp Nou drżało o wynik. Po pół godziny w półfinale byli Włosi.

Nie rozgrywali meczu wybitnego, często ich możliwości przekraczało nawet wyściubienie nosów z pola karnego. Wnuki Johana Cruyffa - mistrza Guardioli - zachowywały się bowiem, jakby tuż przed meczem jeszcze raz przypomniano im słowa wielkiego Holendra: "Jeśli odbierzesz piłkę tuż po stracie, musisz przebiec 30 metrów. A nie 80.".

Obrońcy trofeum dopadali więc już do stoperów i często akcja, którą miał zacząć Milan, zamieniała się w kolejną próbę Barcelony.

Włosi przestraszyli jednak rywali. Wykorzystali jedyną okazję do bramki, którą stworzyli przed przerwą. Trafił Antonio Nocerino, który nawet o miejscu w głębokiej rezerwie gospodarzy mógłby pomarzyć.

Dzięki niemu cały Milan marzył o awansie. Przez dziewięć minut go miał.

Jednak by przetrwać, Milan potrzebował meczu perfekcyjnego. Perfekcyjnego jak tydzień temu na San Siro, gdzie świetną defensywą zatrzymał atak Barcelony i nie pozwolił jej na strzelenie gola pierwszy raz od 30 spotkań. Osłabiony przez urazy (van Bommel, Gattuso, Aquilani, Thiago Silva) nie był jednak w stanie zagrać drugiego takiego spotkania. Obrońcy pozwalali gospodarzom na coraz więcej, coraz częściej w bramce fruwał Christian Abbiati.

Wszystkich błędów defensywy naprawić nie mógł. Przy pierwszym golu pomylił się stoper Philippe Mexes, a w polu karnym Leo Messiego powalił lewy obrońca Luca Antonini.

O ile ta decyzja rozpamiętywana nie będzie, o tyle drugi gol zapewnił kibicom ligi hiszpańskiej i barcelońsko-madryckiej rywalizacji tematy do rozmowy na długie miesiące. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Alessandro Nesta trzymał za koszulkę Xaviego. Rozgrywający Barcy upadł, a arbiter podyktował drugą "jedenastkę". Trudno orzec, czy miał rację, bo gdyby nie zareagował, nie można by było z całą pewnością powiedzieć, że się pomylił.

Z karnego znów trafił Messi, dla którego był to 14. gol w tej edycji LM. Wyrównał rekord Pucharu Europy napastnika Milanu José Altafiniego sprzed 50 lat.

Drugi gol Argentyńczyka odebrał nadzieję Milanowi. Do końca napastnicy mistrzów Włoch w bramkę już nie trafili. Niecelnie próbowali ledwie dwa razy. Dla gospodarzy trafił jeszcze Andrés Iniesta.

W półfinale Barcelona zmierzy się z Chelsea albo Benficą, które grają dziś. Z Bayernem zmierzy się natomiast prawdopodobnie Real Madryt. Każdy inny finał niż kolejne El Clásico trzeba będzie uznać za niespodziankę.

Barcelona zasłużyła na awans? Podyskutuj na forum Sport.pl ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA