Szost. Człowiek z żelaza

Bije rekord kraju i przez miesiąc leży do góry brzuchem; jest najlepszym białym na igrzyskach i odpoczywa siedem tygodni; biegnąc na luzie, wskakuje na podium prestiżowego maratonu. Wszystko z trenerem przez internet, prowadząc się jak przeciętny Polak.

Biegasz? Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!

ROZMOWA Z HENRYKIEM SZOSTEM, NAJLEPSZYM POLSKIM MARATOŃCZYKIEM

Przemysław Iwańczyk: W 2012 r. w polskim sporcie można było spodziewać się wszystkiego, ale nie tego, że Polak będzie jednym z najlepszych maratończyków na świecie.

Henryk Szost: Ja też się tego nie spodziewałem. Tłumaczę to tym, że mój organizm dojrzał, by biegać na takim poziomie. Startowałem w trzech maratonach - w Biwako, gdzie pobiłem rekord Polski [2:07:39 - red.], na igrzyskach w Londynie, gdzie byłem dziewiąty, oraz jesienią w Fukuoce, gdzie dobiegłem na trzecim miejscu. Ktoś powie, że to tylko trzy maratony, ale dla wyczynowca oznaczają one szczelnie wypełniony kalendarz przygotowań, długą i ciężką pracę. Na poziomie amatorskim można i dziesięć maratonów zaliczyć. Ale zaliczyć, a nie biegać w nich na jak najlepszy wynik.

W światowej czołówce jesteś fenomenem, bo po startach odpuszczasz sobie bieganie zupełnie, a później prędko wracasz na wysoki poziom.

- Przez cały grudzień nie robię absolutnie nic. Po pierwszym starcie w Biwako odpuściłem sobie cztery tygodnie, po igrzyskach miałem wolne przez siedem tygodni, ale wtedy przyplątał się uraz. Widocznie taka forma regeneracji w moim przypadku jest najlepsza. Zresztą sprawdza się od lat.

Biegając zawodowo w maratonach, planując trening i odpoczynek w najdrobniejszych szczegółach, o swoim ciele i psychice wiesz chyba wszystko?

- Nie, i chyba nie ma sportowca, człowieka w ogóle, który nie kryje żadnej tajemnicy. Jak tłumaczyć, że według wszelkich założeń masz pobiec maraton w dwie godziny i 10 minut, a wychodzi o dwie minuty lepiej?

Prawdą jest natomiast, że sport pozwala organizmowi łamać kolejne bariery. Nasza głowa nawet nie przypuszcza, czego ciało może dokonać. Nastawienie psychiczne przed startem odgrywa najważniejszą rolę. U mnie najlepiej jest, kiedy podchodzę do wyzwania spokojnie, bez chęci wykręcenia superwyniku.

Jak dochodzi się do mistrzostwa z trenerem przez internet?

- Mnie taka forma współpracy z Rosjaninem Leonidem Szwecowem bardzo odpowiada. Bo z jednej strony lubię trenować sam, z drugiej nie potrafiłbym sam zaplanować cyklu przygotowawczego. Nie mam zmysłu szkoleniowego i już. Ale też nie lubię, kiedy stoi ktoś nad głową, wyciąga kartkę i narzuca, że jeśli czegoś nie zrobisz, sukcesu nie będzie.

Trener musi współgrać z zawodnikiem. Dostaję plany, ale nie muszę wykazywać się kompletną realizacją. Jeśli coś mi nie wychodzi, odpuszczam, bez powtarzania następnego dnia, realizuję plan dalej. Nadrabiając kalendarz, można wiele stracić. Zagęszczając akcenty treningowe narażamy się na przetrenowanie. A przecież lepiej być niedotrenowanym niż odwrotnie.

To dobra nauka dla zbyt ambitnych amatorów.

- Im mogę podpowiedzieć, by podeszli do wszystkiego z większym luzem. Znam wielu biegaczy, którzy mieli cztero, pięciodniową przerwę, a na zawodach wystrzelili z dobrym wynikiem. Maraton to ciężki, ale i delikatny do treningu dystans. Dalej można zajechać niedotrenowanym.

Ale do tego trzeba mieć nieprzeciętny talent.

- Niestety, szczególnie w Polsce wiele talentów biegowych przepada bezpowrotnie. W zgubnej filozofii, przywiązuje się u nas wielką wagę do wyników w wieku młodzika czy juniora. Organizmy są tak eksploatowane, że brakuje im zapasów na przyszłość. Wielu zawodników błysnęło i przepadło bez wieści.

Przede wszystkim trzeba być pod należytą opieką. Planów treningowych z gazet i internetu nie polecam. Największym błędem, jaki popełniają młodzi biegacze, to wzorowanie się na poziomie amatorskim na planach wielkich mistrzów. Np. Amerykanie bardzo chętnie je udostępniają, ale to nie są plany dla tych, którzy dopiero zaczynają. Bezmyślne ich powielanie kończy się dość szybko, a nawet tragicznie poprzez trudne do odwrócenia przetrenowanie czy zniechęcenie.

Jeśli młody człowiek chce się rozwijać, niech znajdzie klub sportowy, a tam trenera, który na pewno stwierdzi, czy jeden z drugim ma potencjał i do jakiego dystansu. Wzorowanie się na planach wielkich

Jak ciebie znaleźli, gdzieś na końcu Polski?

- Mieszkam w linii prostej trzy kilometry od granicy ze Słowacją. Obijałem się o różne kluby i różnych trenerów. Zmieniałem ich bez skrupułów, kiedy tylko czułem, że już mi nie pomagają, a ja nie wchodzę na wyższy poziom. Senior biegający kilka lat doskonale wie, czy trener jest mu jeszcze w stanie pomóc. Poza tym to trener jest dla zawodnika, nie odwrotnie. Wiem, że to kontrowersyjna teza, ale u mnie sprawdza.

Naprawdę jesteś w stanie łamać kolejne bariery? Już należysz do czołówki.

- Dla mnie ścisła czołówka to pierwsza dwudziestka świata, a mnie w niej jeszcze nie ma. Poziom maratonu wciąż idzie w górę, bo został skomercjalizowany przez zawodników z Afryki. Bez rasistowskich podtekstów - jako biały mam prawo być zadowolony, bo jestem najlepszym. Ale na świecie? Afrykańczycy biegają po kilka razy w roku, nie każdy może dostać się do reprezentacji, choć ma do tego potencjał. Na igrzyskach w Londynie Kenijczycy mieli taki urodzaj, że nie umieli wybrać. Skończyło się tym, że ich dwójkę pokonał Ugandyjczyk, który ma życiówkę na poziomie 2:08. Przytłaczają cały świat, ale nie byli w stanie zdobyć olimpijskiego złota. Mimo to, patrząc na tak wielką konkurencję, jestem zadowolony ze swojej pozycji. Mam 30 lat, jeszcze pięć lat dobrego biegania przede mną.

Trzeba harować.

- Obozowe dni są bardzo schematyczne - śniadanie, pierwszy trening około 20-22 km, obiad, drzemka, drugi trening 10-12 km, kolacja, spanie. Dopiero w domu, w Muszynie moje życie wygląda inaczej. Dużo czasu spędzam w lesie, na polowaniach. Uwielbiam las, góry, zimą karmię zwierzynę, bo pokrywa śniegowa dość duża, a faza żerowa uboższa niż na równinach, trzeba wspomóc przyrodę. Tak naprawdę obijam się między lasem a znajomymi.

Więc nie jesteś sportowcem spod igły, który o niczym innym niż o maratonach nie myśli. Ale chyba odżywiać jak przeciętny Polak się nie możesz?

- Niewiele jem. Często, ale nie dużo. Lubię słodycze, bo cukier to energia. Stawiam na trzy regularne posiłki. Na śniadanie dwie kanapki z wędliną, herbata, kawa, obiad typowy dla mięsożerców, a po surówki rzadko sięgam, bo nie przepadam. Do tego makarony, które pozwalają mi wyjść na trening bez rewolucji żołądkowych. Ale kolacja dość mocna, najlepiej ciepła, np. jajecznica. Musi to być coś, co mnie nabije na noc po wyczerpującym dniu.

Jestem dość wysoki jak na maratończyka, mam 185 cm wzrostu. Mimo to jestem szczupły, ważę między 68 a 70 kg. Nawet kiedy nie trenuję, nie przybieram na wadze.

Rozumiem, że alkoholu nie tykasz.

- Lubię wypić piwo przed snem. Ponoć wina są też dobre, ale ja raczej nie przepadam.

Polska oszalała na punkcie biegania?

- Jeszcze nie oszalała, bo wciąż na czele najbardziej popularnych są inne sporty. Ale w biegach masowych już po frekwencji widać, że coś się ruszyło. To prosty sport, nie wymaga specjalnej techniki, drogiego sprzętu. Mnóstwo sklepów oferuje za dobrą cenę buty całkiem dobrej jakości, w której - jeśli się uprzeć - pobiega się i pół sezonu. Ważne, by wpisowe nie było zabójczo wysokie, ale na szczęście imprez jest coraz więcej. Sam wystartuję 21 kwietnia w Warszawie, bo oprócz biegu masowego będą oficjalne mistrzostwa Polski.

Trzy rady mistrza dla początkujących.

- Trenuj spokojnie, uwzględniając swoje możliwości. Nie patrz na innych, tylko na sobie. Nigdy się nie poddawaj, zawsze przychodzą ciężkie chwilę, ale przecież każdy cierpi.

Ja też jestem treningowym leniem. Ale co mam napisane, wyjdę i zrobię. Nawet w deszcz czy śnieg, choć wtedy z wielkim oporem. Nikt nie lubi mieć ciężko pod nogą, ja jestem normalnym człowiekiem.

Jak trenuje legenda biegania Scott Jurek?

Copyright © Agora SA