Wielka Hiszpania? Do 2010 r. mistrzostwa świata to dla nich pasmo nieszczęść, pecha i... sędziowskich błędów

Dziś Hiszpania jest mistrzem świata i Europy. Ale do 2010 r., mimo wielkich aspiracji, nie zdobyła ani jednego krążka w mundialu. Między 1934, debiutem w MŚ, a 2010 r., gdy zdobyli tytuł, najlepszym osiągnięciem hiszpańskich piłkarzy było czwarte miejsce z 1950 r. Mistrzostwa świata były dla Hiszpanów pasmem nieszczęść i pecha. Oto kilka z tych najbardziej bolesnych.

Tekst powstał w ramach projektu "Droga na Mundial", w którym prezentujemy finalistów mistrzostw świata 2014. Trwa Tydzień Hiszpański

1934 - sędzia gwizdał dla gospodarzy



W 1934 r. Hiszpania nie należała do faworytów turnieju. W losowaniu nie była rozstawiona i w pierwszym meczu trafiła na Brazylię. Niespodziewanie Hiszpanie wygrali 3:1. Jednym z bohaterów meczu był Ricardo Zamora, jeden z największych bramkarzy wszech czasów. W 1934 r. miał już 33 lata. W kadrze debiutował 14 lat wcześniej podczas igrzysk w Antwerpii. Tam reprezentacja Hiszpanii zdobyła niespodziewanie srebrne medale.

Po pokonaniu Brazylii, Hiszpanie mieli zmierzyć się z innym faworytem - Włochami. W walce z gospodarzami mistrzostw skazywani byli na porażkę. Tymczasem w pierwszej połowie meczu gola na 1:0 strzelił dla Hiszpanii Luis Regueiro. Wyrównał tuż przed przerwą Giovanni Ferrari. Sędzia z Belgii Louis Beart początkowo nie uznał bramki z uwagi na wcześniejszy faul Angelo Schiavo na Zamorze, ale pod naciskiem protestów włoskich piłkarzy zmienił zdanie.

W drugiej połowie 35 tys. widzów oglądało jatkę na boisku. Zawodnicy obu drużyn więcej kopali się po nogach niż grali w piłkę. Słynny Giuseppe Meazza uderzył Zamorę łokciem w twarz, a potem stanął mu na nodze. Hiszpanie też nie byli dłużni. Jeden z Włochów - Mario Pizziolo skończył mecz ze złamaną nogą i już nigdy nie zagrał w reprezentacji.

Mecz po dogrywce zakończył się remisem 1:1. Zgodnie z ówczesnym regulaminem, następnego dnia odbyła się powtórka. Z jedenastu Hiszpanów, którzy wystąpili w pierwszym meczu, w drugim spotkaniu zagrało czterech. Zabrakło m.in. poturbowanego Zamory, który doznał wstrząśnienia mózgu oraz urazów kostki, nadgarstka i żeber. Włosi ponieśli mniejsze straty. Siedmiu zawodników z pierwszego meczu zagrało w drugim.

W rewanżu Włosi wygrali 1:0 z dużym wsparciem sędziego Szwajcara Rene Merceta, który nie uznał dwóch goli dla Hiszpanii i pozwalał na bardzo ostrą grę piłkarzy gospodarzy. Bramka dla Włoch po strzale Meazzy też padła w kontrowersyjnych okolicznościach. Zanim bowiem włoski gwiazdor umieścił piłkę w siatce, jego koledzy uniemożliwili skuteczną interwencję Juanowi Noguesowi.

Mercet po meczu został zawieszony i już nigdy nie sędziował międzynarodowego meczu.

1954 - pechowy los w Rzymie



W mistrzostwach świata w 1954 r. w Szwajcarii. Hiszpania w ogóle nie zagrała. W eliminacjach spotkała się bowiem w dwumeczu z Turcją. Pierwsze spotkanie w Madrycie zakończyło się zwycięstwem gospodarzy 4:1, w rewanżu 1:0 górą byli Turcy. Według ówczesnych przepisów w grupie eliminacyjnej nie liczył się bilans bramkowy, a tylko punkty. Wobec tego trzeba było rozegrać dodatkowy mecz na neutralnym gruncie. Spotkanie zostało rozegrano 17 marca 1954 r. w Rzymie. Mecz zakończył się wynikiem remisowym 2:2 po dogrywce. O tym, kto zagra w mundialu zdecydowało losowanie. Odbyło się ono w niecodzienny sposób. Do małego pucharu wrzucono dwie karteczki z nazwami drużyn. O wylosowanie zwycięzcy poproszono zaś 14-letniego Luigiego Franco Gemmę, syna jednego z pracowników stadionu. To on z zawiązanymi oczami wyciągnął z pucharu karteczkę z napisem Turcja

1962 - o krok od sensacji



Od 1956 r. do 1960 r. Real Madryt zdobył pięć Pucharów Europy, ale reprezentacja Hiszpanii nie odnosiła w tym czasie sukcesów. W 1958 r. zbrakło jej w mistrzostwach świata, bo w grupie eliminacyjnej nie umiała wygrać u siebie ze Szwajcarią (2:2), a na wyjeździe uległa Szkocji (2:4). W 1962 r. wydawało się, że ekipa z Półwyspu Iberyjskiego może wreszcie coś osiągnąć w mistrzostwach świata w Chile. W składzie były takie gwiazdy jak Ferenc Puskas, Alfredo di Stefano, czy Luis Suarez - wtedy najdroższy piłkarz świata, laureat Złotej Piłki z 1960 r. Mistrzostwa zaczęły się jednak dla Hiszpanii od katastrofy - porażki z Czechosłowacją. Potem Hiszpanie pokonali Meksyk i w meczu o wszystko zmierzyli się z Brazylią, w której zabrakło kontuzjowanego Pelego. Hiszpanie zagrali bardzo dobry mecz, prowadzili i mogli wygrać, ale sędzia nie uznał prawidłowo zdobytej bramki Adelardo Rodrigueza. W końcówce meczu dwa gola dla Brazylii strzelił zastępujący Pelego, Amarildo i Hiszpania pożegnała się z turniejem.

Di Stefano nie zagrał na mundialu ani minuty. Doznał kontuzji przed pierwszym meczem.

1982 - pożałowania godni gospodarze



W 1982 r. Hiszpania była gospodarzem mistrzostw świata. I już w pierwszym meczu spotkało ją srogie rozczarowanie. Tylko remis z Hondurasem, uratowany dzięki golowi z rzutu karnego. Potem gospodarze przeżyli jeszcze gorsze chwilę. Na koniec rundy grupowej przegrali z Irlandią Północną i byli o krok od odpadnięcia z turnieju w pierwszej rundzie. W ten sposób byliby pierwszymi gospodarzami, którzy tak wcześnie pożegnaliby się z mundialem. Przed takim losem uratowało ich rozstrzygnięcie w meczu Jugosławia - Honduras. Zwycięstwo 1:0 tego pierwszego zespołu pozbawiło awansu obie drużyny. Jugosławia musiałby wygrać co najmniej dwoma bramkami, by wyprzedzić Hiszpanów.

W kolejnej rundzie gospodarzom nie dali szans Niemcy. Wygrali w Madrycie 2:1 i wyeliminowali z turnieju Hiszpanię.

1986 - Belgowie lepiej strzelają karne



W 1986 r. Hiszpania, wicemistrz Europy z 1984 r. jechała z dużymi nadziejami do Meksyku. Co prawda pierwszy mecz przegrała, ale jej rywalem była wielka Brazylia, główny faworyt turnieju. 0:1 po golu Socratesa nie przyniosło ujmy. Potem jednak dwa pewne zwycięstwa z Irlandią Północną i Algierią, dały ekipie Miguela Munoza awans do 1/8 finału. Mecz Hiszpania - Dania w drugiej rundzie przeszedł do historii przede wszystkim z powodu niesamowitego występu Emilio Butragueno, który strzelił cztery gole. Hiszpania wygrała 5:1 i jej kibice widzieli już ją w półfinale. W ćwierćfinale miała bowiem grać z Belgią, ekipą solidną, ale przecież nie znacznie niżej notowaną niż Hiszpania.

Tymczasem defensywna gra Belgów sprawiła piłkarzom Munoza wielkie problemy. W 35. minucie Jan Cuelemans zdobył prowadzenie dla Belgii, a Hiszpania całą drugą połowę męczyła się, by wyrównać. W końcu do siatki trafił Senor na 6 minut przed końcem meczu. Dogrywka nie przyniosła bramek, więc o wszystkich zdecydowały rzuty karne. Belgowie wykonywali je perfekcyjnie, a w Hiszpanii zawiódł Eloy.

1990 - tym razem nieszczęśliwa dogrywka





W 1990 r. Hiszpanie poczuli się oszukani jeszcze przed losowaniem. Prezydent FIFA Joao Havelange zapewniał, że to oni będą rozstawieni. W końcu jednak w gronie sześciu państw w pierwszym koszyku znalazła się Anglia. - Czujemy się oszukani - mówił trener Hiszpanów Luis Suarez. - Chceli rozstawić Anglię i umieścić ją w grupie w Cagliari więc wymyślili na to sposób.

FIFA argumentowała, że brała pod uwagę wyniki z dwóch wcześniejszych mistrzostw świata. Nie ulegało jednak wątpliwości, że federacja chciała, aby angielscy kibice znani z powodowania awantur nie mieli powodu przyjeżdżać do największych włoskich miast. Stąd Anglia rozegrała grupowe mecze na Sardynii i Sycylii.

Hiszpanie, mimo że nie rozstawieni, wygrali swoją grupę i z dużymi nadziejami przystępowali do fazy pucharowej. Tu jednak odpadli już w pierwszy meczu z Jugosławią. Ich katem okazał się Dragan Stojković. Strzelił dwa piękne gole dla Jugosławii w 1/8 finału. Ten drugi w dogrywce z rzutu wolnego.

1994 - złamany nos Luisa Enrique



W 1994 Hiszpania zatrzymała się na ćwierćfinale i znów były pretensje do arbitra. W końcówce meczu o półfinał Hiszpanie wściekle atakowali prowadzących Włochów. W doliczonym czasie gry na polu karnym rywali padł Luis Enrique. Potężny cios łokciem Mauro Tasottiego - jak okazało się po po badaniach - złamał Hiszpanowi nos. Sędzia Sandor Puhl nie dopatrzył się przewinienia Włocha.

Hiszpania odpadła, ale pretensje mogła mieć i do siebie. Siedem minut przed końcem meczu, gdy był jeszcze remis 1:1, idealnej sytuacji nie wykorzystał Julio Salinas. Po meczu powiedział: - Jestem mężczyzną i dlatego rzadko płaczę. Ale kiedy widziałem, jak nieszczęśliwi są trener Clemente i moi koledzy z drużyny, musiałem płakać.

Dodając zupełnie na marginesie Sandor Puhl nie dostał żadnej kary za błąd w meczu Włochy - Hiszpania, wręcz przeciwnie sędziował potem finał mundialu. Co ciekawe dla FIFA faul był ewidentny. Na podstawie zapisu wideo Tasotti został zdyskwalifikowany na osiem meczów!

1998 - Nigeria nie zagrała dla Hiszpanii



Mundial w 1998 r. wybitnie nie wyszedł Hiszpanii. Zaczęła od porażki z Nigerią, potem był jeszcze remis z murującymi bramkę Paragwajczykami. W ostatniej serii meczów Hiszpanie mieli jednak szansę na awans do 1/8 finału. Musieli tylko wygrać z Bułgarią i liczyć, że Paragwaj nie wygra z Nigerią. Problem jednak w tym, że drużyna z Afryki miała już zapewniony awans z pierwszego miejsca w grupie.

Swoje zadanie Hiszpanie wykonali perfekcyjnie. Wreszcie zagrali w tym mundialu na marę swoich umiejętności. Rozgromili Bułgarię 6:1. Wspaniałe zwycięstwo hiszpańscy kibice w Lens oglądali lejąc łzy. Nigeryjczycy potraktowali bowiem mecz z Paragwajem ulgowo. W pierwszym składzie - w porównaniu do zwycięskiego spotkania z Bułgarią, które dało im awans - dokonali siedmiu zmian. Paragwaj, któremu bardziej zależało na wygranej, zwyciężył 3;1.

- To, co się stało, jest załamujące. Zagraliśmy wspaniały mecz i cały wysiłek na nic - mówił po meczu trener Javier Clemente.

2002 - Sędzia nie daje wygrać z Koreą Południową



Przekleństwo gry z gospodarzem dotknęło Hiszpanię również w mundialu w 2002 r. Drużyna Jose Camacho w walce o półfinał zagrała Koreą Południową. Hiszpanie mieli strzelili dwa gole, oba prawidłowe i obu nie uznał egipski sędzia Gamal Al-Ghandour.

Pierwszego strzelił Ivan Helguera. Arbiter gwizdnął, choć w telewizyjnych powtórkach widać było wyraźnie, że gol jest prawidłowy. Pomocnik Realu Madryt na pozycji spalonej nie był, ani nie faulował, a Fernando Morientes, który stał za obrońcami, w ogóle w akcji nie wziął udziału. - Nie rozumiem tej decyzji. To czysty absurd - mówił potem Helguera.

Na początku dogrywki Joaquin ograł koreańskich obrońców, dośrodkował, a Morientes z pięciu metrów nieatakowany zdobył bramkę głową. Ale bramkarz Lee Woon Jae już nie interweniował, bo arbiter liniowy podniósł chorągiewkę, sygnalizując, że piłka przed zagraniem Joaquina opuściła boisko. I znów telewizyjna powtórka udowodniła, że arbiter popełnił błąd.

- Widzieliśmy, co się dzieje, byliśmy świadomi, że arbitrzy robią, co mogą, żeby Korea wygrywała. Naszą nadzieją było tylko to, że na ćwierćfinał patrzy cały świat i że to nam pomoże. Ale, niestety, nie pomogło - mówił po meczu Camacho.

Trener Korei, Guus Hiddink odparł: - Trzeba było wykorzystać nasze błędy, zdobyć gole i wygrać, a nie zwalać winę na arbitra. Ja, kiedy przegram, staję przed lustrem, patrzę sobie w twarz i robię rachunek sumienia ze swoich błędów - mówił Guus Hiddink.

- Trzeba było strzelić gole? No to zdobyliśmy dwa! Ile trzeba było strzelić, żeby wreszcie arbiter któryś uznał? Sześć? - odpowiadał obrońca Carles Puyol.

O wyniku meczu zdecydowały rzuty karne. Koreańczycy wykonywali je bezbłędnie, a w drużynie Hiszpanii zawiódł Joaquin, najlepszy piłkarze tego meczu. Jego strzał obronił Lee Woon Jae.

2006 - Zizou wysłał Hiszpanię do piekła



W 2006 r. Hiszpania zdemolowała grupowych rywali i znów z dużymi nadziejami rozpoczynała rundę pucharową. Tymczasem już pierwszy rywal okazał się nie do przejścia.

- Hiszpanie mieli wysłać Zizou na emeryturę, wielki Francuz wysłał ich do piekła - pisał wtedy Dariusz Wołowski w Gazecie Wyborczej i dalej: A przecież wszystko miało być inaczej. Tym razem zespół hiszpański był młody, zwarty, nieprzeżarty podziałami, niezdemoralizowany gwiazdorskimi fochami, ale głodny sukcesu. W grupie wygrał trzy mecze i w walce o ćwierćfinał miał dokonać rzeczy historycznych. Tymczasem po raz kolejny zamiast łez radości były łzy goryczy. I wycisnął je zespół Domenecha, który miał być stary, zgrany, niezdolny już do rzeczy wielkich. Tymczasem Francja jest może stara, ale jara. I, o dziwo, wygrała nie dzięki sztuczkom weteranów czy szczęściu, ale dlatego że była lepsza od początku do końca. Nawet wtedy, gdy przegrywała.

- Zakończymy karierę Zidane'a - obiecywał Fernando Torres przed meczem, bo gwiazda francuskiej piłki zapowiedziała koniec kariery po mundialu. A tymczasem to właśnie Zizou zdecydował o zwycięstwie Francji. W 83. minucie po jego dośrodkowaniu z rzut wolnego bramkę strzelił Patric Vieira, a w doliczonym czasie sam Zidane strzelił gola na 3:1.

Więcej o:
Copyright © Agora SA