Mistrzostwa świata w piłce nożnej 2014. Druga młodość Marqueza

- On jest wielki - powiedział o Rafaelu Marquezie Javier Hernandez. "Chicharito" uważa, że 35-latek jest kluczową postacią świętującego właśnie awans do 1/8 finału mundialu Meksyku. Wygląda na to, że były stoper Barcelony przeżywa właśnie drugą młodość.

Niby nie ma wiele wspólnego z kolumbijskim pisarzem Gabrielem Garcią Marquezem. Teoretycznie jedynie nazwisko. A jednak nie do końca. Kolumbijczyk napisał kiedyś: "Najlepsze rzeczy zdarzają nam się wtedy, gdy najmniej się ich spodziewamy". Przypadek piłkarza Club Leon każe wierzyć w autentyczność słów znakomitego pisarza. Niewielu już oczekiwało od 35-latka rzeczy wielkich. Tymczasem występy Marqueza na brazylijskim mundialu wprawiają w osłupienie tych, którzy postawili na nim krzyżyk. Marquez ciągle jest świetnym piłkarzem.

Wychowanek Atlasu Guadalajara został wybrany na zawodnika poniedziałkowego meczu Chorwacja - Meksyk (1:3). Marquez podawał z 76-procentową skutecznością, a przecież nie zawsze podawał do najbliżej ustawionego partnera (12 przerzutów). Zanotował też jedno kluczowe podanie, celny strzał, którym otworzył wynik meczu, i asystę przy golu Javiera Hernandeza. Wygrał aż siedem pojedynków w powietrzu, co w starciu z Mario Mandżukiciem jest wyczynem wręcz imponującym. Dla porównania jego partner ze środka obrony, Hector Moreno, wywalczył tylko jedną górną piłkę. W parterze 35-latek spisywał się równie dobrze, bo aż 5-krotnie powstrzymywał ataki rywali. - Był wspaniały. Doskonale wywiązał się z roli lidera - piał po meczu z zachwytu nad Marquezem Miguel Herrera. Gwiazdą "El Tri" na mundialu miał być Giovani dos Santos, może Hernandez, ale niewielu (nikt?) spodziewało się, że do fazy pucharowej turnieju Meksyk wprowadzi leciwy staruszek z Club Leon.

W Atlasie Marquez zadebiutował w wieku 17 lat. Po rozegraniu 77 meczów Monaco zapłaciło za niego niemal 7 mln euro. We Francji wygrał mistrzostwo i krajowy puchar. W 97 meczach strzelił 5 goli. Już wówczas był uważany za jednego z najlepszych defensorów świata. Na piłkarskie salony na poważnie wkroczył w Barcelonie, do której trafił w 2003 roku. Z miejsca stał się partnerem na środku obrony Carlesa Puyola.

Pierwszy Meksykanin z Pucharem Europy

W pierwszym sezonie na Camp Nou rozegrał 21 meczów. W drugim, w związku z kontuzjami Thiago Motty, Edmilsona i Gerarda Lopeza, Frank Rijkaard przesunął go na pozycję defensywnego pomocnika. Walnie przyczynił się do 17. w historii "Blaugrany" mistrzostwa Hiszpanii. W 2006 roku wygrał z Barcą Ligę Mistrzów, stając się pierwszym meksykańskim piłkarzem, który zdobył Puchar Europy.

Po mundialu z 2006 roku Barcelona zdecydowała się na przedłużenie jego kontraktu o kolejne 4 lata. Kontrakt opiewał na niemal 40 mln euro. - Rafa jest filarem naszej defensywy. Poza tym jest bardzo wszechstronny i przydatny przy stałych fragmentach gry - tłumaczył wówczas decyzję klubu Rijkaard. W pewnym momencie Meksykanina zaczęły trapić urazy i stracił miejsce w składzie. W 2008 roku na Camp Nou zawitał Pep Guardiola. I mimo że trener z Santpedor dokonał w szatni Barcy prawdziwej rewolucji, uznał, że Marquez będzie mu potrzebny.

Początkowo Rafa był pierwszym wyborem Guardioli na środek obrony. Meksykanin przegrał jednak z kontuzjami i Gerardem Pique. W grudniu 2008 roku rozegrał swój dwusetny mecz w barwach "Blaugrany". Kilka miesięcy później w półfinale Ligi Mistrzów z Chelsea Londyn doznał poważnej kontuzji kolana, która wyeliminowała go z gry w paryskim finale. Mecz obejrzał z trybun, ale w CV śmiało mógł wpisać sobie drugi Puchar Europy.

W pewnym momencie chciała go pozyskać Fiorentina, ale Marquez stwierdził, że chce zakończyć karierę na Camp Nou. Przedłużył kontrakt z Barcą do 2012 roku, ale dwa lata przed jego wygaśnięciem trafił do New York Red Bulls. W sumie w stolicy Katalonii rozegrał 242 mecze, w których zanotował 12 goli i 8 asyst. - Barcelona już na zawsze będzie moim domem - zadeklarował na pożegnanie. Wydawało się, że jego czas mija. W Nowym Jorku miał odcinać kupony i cieszyć się zasłużonym odpoczynkiem. Po trzech latach spędzonych w Stanach Zjednoczonych uznał, że tęskni za ojczyzną i po 13 latach zagranicznej tułaczki chce wrócić do domu.

Powrót w wielkim stylu

I wrócił. W wielkim stylu. Z Club Leon wygrał dwa mistrzostwa kraju. W międzyczasie Miguel Herrera ogłosił, że Marquez będzie liderem jego reprezentacji. Nie mogło być inaczej. Od debiutu z 1997 roku Marquez regularnie był powoływany do kadry "El Tri". W 1999 roku wygrał Puchar Konfederacji, rok później Złoty Puchar CONCACAF. Na mundialu z 2002 roku Javier Aguirre mianował go kapitanem Meksyku, choć wówczas Rafa miał raptem 23 lata. W marcu 2011 roku został ósmym zawodnikiem "El Tri", który zagrał w minimum 100 meczach reprezentacji. W Brazylii świętował kolejny jubileusz. Podczas meczu otwarcia z Kamerunem (1:0) został pierwszym w historii mistrzostw świata zawodnikiem, który był kapitanem swojej drużyny na czterech mundialach.

Miguel Herrera ustawił Marqueza na środku pięcioosobowej obrony. W trzech meczach fazy grupowej 35-latek odzyskał w sumie 22 piłki. Selekcjoner "El Tri" ceni jego doświadczenie i umiejętności przywódcze, a także doskonałe wprowadzenie futbolówki do gry. Kiedy Meksyk potrzebuje wsparcia w drugiej linii, w obronie zostają Javier Rodriguez i Hector Moreno, a Rafa wędruje na pozycję defensywnego pomocnika. Gol z Chorwacją sprawił, że stał się drugim meksykańskim piłkarzem (obok Cuauhtemoca Blanco), który strzelał gole na trzech mistrzostwach świata.

Brazylijskie występy Marqueza sprawiają, że łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której Holandia kończy swój triumfalny marsz na 1/8 finału. W pojedynkę Rafa nie zatrzyma drużyny Louisa van Gaala, choć czasem może się wydawać, że na boisku przebywa dwóch Marquezów. Ten, który doskonale broni i ten, który nęka rywali przy stałych fragmentach gry. 35-latek przeżywa właśnie drugą młodość.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.