MŚ 2014. Argentyna - Szwajcaria. Pojedynek lewych obrońców, Rojo i Rodrigueza

Przed meczem Argentyny ze Szwajcarią (0-0, 1-0) mówiło się głównie o gwiazdach "Albicelestes" oraz Xherdanie Shaqirim. Ale do czołowych postaci w swoich ekipach należeli dwaj lewi obrońcy - Marcos Rojo oraz Ricardo Rodriguez.

Większy rozgłos towarzyszy Szwajcarowi, choć Rodriguez wcale nie musiał grać dla Helwetów. Jego ojciec jest Hiszpanem, a matka Chilijką - i to koszulkę tej drugiej reprezentacji chciał zakładać, ale tamtejsi działacze go zignorowali.

Dziś często narzeka się na deficyt dobrych lewych obrońców. Ale Rodriguez swoją grą w VFL Wolfsburg - a wcześniej w Zurychu - pokazuje, że jest jednym z najlepszych zawodników młodego pokolenia na tej pozycji.

W Bundeslidze zasłynął z niezwykle ofensywnego nastawienia. Zdobył pięć goli i zaliczył aż dziewięć asyst, najwięcej spośród wszystkich obrońców. Czasem krytykowano go za zapominanie o defensywie. Ale z Argentyną pod tym względem spisał się wyśmienicie, choć było to jego jedynie zadanie - bo do ataku się nie zapędzał, gdyż Szwajcarzy postawili na szczelne zamurowanie własnej bramki.

W początkowych minutach musiał mierzyć się z Ezequielem Lavezzim, ale zawodnik PSG nie sprawił mu żadnego problemu. Rodriguez był bardzo zdyscyplinowany. Tylko w jednej sytuacji wyszedł nieco wyżej, zostawiając kolegów samych, ale szybko swój błąd naprawił. I więcej go już nie popełniał.

Nawet gdy dał się w dość prosty sposób ograć Leo Messiemu w 20. minucie, zrehabilitował się jeszcze w tej samej akcji, dość ofiarnie wyłuskując piłkę spod nóg Argentyńczyka.

Po jego grze widać, jak pewny jest swych umiejętności. Nawet będąc pod presją rywala nie stara się pozbywać piłki jak najszybciej. Woli minąć ich dryblingiem - cztery na pięć udanych - lub spokojnie rozegrać piłkę z kolegami.

Ominięcie go było niezwykle trudne. Aż sześciokrotnie zabierał rywalom piłkę, choć dwa razy mu się to nie udało. Ale ustawiał się bardzo dobrze, dzięki czemu zaliczył cztery przechwyty i siedem razy wybił piłkę. W 114. minucie zaliczył niezwykle istotny przechwyt. Gdyby nie on, Argentyna miałaby znakomitą okazję na objęcie prowadzenia. Ale zrobiła to 180 sekund później - i wtedy Rodriguez nie zdołał już przeciąć piłki podążającej do nogi Angela Di Marii.

W takim spotkaniu ciężko było mu się wykazać ofensywnie - a to gra "do przodu" jest jego największą zaletą. Raz, ale nieudanie, starał się zaskoczyć Sergio Romero z dystansu. W ofensywnej tercji boiska, tej najbliższej pola karnego Argentyny, podawał zaledwie trzy razy; z czego dwukrotnie niecelnie. Czterokrotnie starał się wrzucać, ale tylko jedno dośrodkowanie - i to z rzutu rożnego - dotarło celu.

W ataku mógł poszaleć w meczach fazy grupowej. W kluczowym spotkaniu z Ekwadorem najpierw asystował po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, a następnie podawał przy bramce zdobytej w ostatniej akcji meczu. Jak się okazało, dała ona Szwajcarom awans do 1/8 finału. Jednak z Francją często znajdował się zbyt wysoko jak na lewego obrońcę - to samo tyczy się Lichtsteinera z prawej flnaki - co "Trójkolorowi" bezlitośnie wykorzystali, strzelając Szwajcarom aż pięć bramek. Może właśnie dlatego przeciwko Argentyńczykom grali aż tak bardzo defensywnie.

Zdaniem menedżera Rodrigueza już dwa lata temu zainteresowane nim były największe kluby na świecie. Od tego czasu poczynił niesamowity postęp - a ma dopiero 21 lat. Przyszłość będzie należała do niego.

Najsłabszy punkt? Nieprawda

Marcosowi Rojo nie wróży się aż tak wielkiej kariery. Przede wszystkim jest o trzy lata starszy od Rodrigueza. Przed mundialem najsłabszego punktu Argentyny upatrywano w niepewnej defensywie, a co za tym idzie - właśnie w Rojo. Na lewej obronie gra niejako z konieczności, gdyż w swoim macierzystym klubie - lizbońskim Sportingu - gra na środku defensywy. "Albicelestes" brakuje alternatyw na tej pozycji.

Jego występ z Bośnią i Hercegowiną był bardzo słaby. Ale szybko się po nim otrząsnął i z Iranem, Nigerią oraz Szwajcarią dość niespodziewanie był jednym z najlepszych Argentyńczyków. Zdołał zdobyć nawet gola... kolanem (z Nigerią) po dośrodkowaniu z rzutu rożnego.

Przyczyn jego słabego meczu z Bośniakami można upatrywać w formacji wybranej przez Alejandro Sabellę. Został zmuszony do gry w systemie 5-3-2 do którego zupełnie nie jest przyzwyczajony; tak jak i pozostali piłkarze Argentyny. Również w tym spotkaniu poniosła go fantazja, gdy zdecydował się na wybicie piłki krzyżakiem ("rabona") z... własnego pola karnego.

W pierwszej połowie meczu ze Szwajcarami rzadko udzielał się w ofensywie. Jego wypady pod ich pole karne były naprawdę rzadkie. Wolał oddawać piłkę Di Marii, to on miał zastanawiać się, co można z nią zrobić użytecznego. A w defensywie nie miał zbyt wiele pracy (jeden odbiór i przechwyt piłki), wobec czego nie rzucał się zbytnio w oczy.

Sytuacja uległa diametralnej zmianie w drugiej części gry. Zaczął chętniej podłączać się do ataków, wspomagając bezradnych kolegów. Wrzucał jedenaście razy, ale tylko jedno dośrodkowanie było celne - to z 61. minuty, gdy Gonzalo Higuain mógł, a nawet powinien otworzyć wynik meczu.

Kilka minut później popisał się bodaj najlepszą defensywną interwencją w tym meczu. Zatrzymał pędzącego na bramkę Argentyńczyków Josipa Drmicia. Zrobił to niezwykle elegancko, tak, że nie było mowy o faulu.

W 90. minucie (jeszcze przed dogrywką) Szwajcarzy mieli okazję do kontrataku. Szarżującego Admira Mehmediego powstrzymał na nie swojej prawej stronie właśnie Rojo. Dostał żółtą kartkę. Eliminuje go z gry w ćwierćfinale. Zastąpi go prawdopodobnie José Basanta; zmienił go również w spotkaniu ze Szwajcarami na sekundy przed końcem pierwszej części dogrywki.

Kto przed paroma tygodniami mógłby się spodziewać, że jego brak będzie dla Argentyny aż takim osłabieniem?

Korzystasz z Gmaila? Zobacz, co dla Ciebie przygotowaliśmy

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.