Kamerun - Brazylia. Benoit Assou-Ekotto - opowieść o prawdziwym piłkarzu

Wśród zawodowych piłkarzy wyróżnia się nie tylko fenomenalnymi fryzurami, ale i rozbrajającą szczerością. Na mundialu szczerość pomyliła mu się z waleniem z byka - o Benoit Assou-Ekotto pisze Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny".

Dla piłkarzy Kamerunu mundialowe okropności rozpoczęły się jeszcze w ojczyźnie, od opóźnienia wylotu i kłótni z federacją o wysokość premii za udział w turnieju. Później, w trakcie spotkania z Chorwacją, które zdecydowało o ich odpadnięciu z mistrzostw, Benoit Assou-Ekotto niespodziewanie walnął z byka swojego kolegę z drużyny, Benjamina Moukandjo.

Wszystko tu było bez sensu: samo zachowanie bocznego obrońcy, moment, w którym do niego doszło (ostatnia minuta meczu, przegranego już 4:0), i próba tłumaczenia. - Zaczęło się już w trakcie pierwszego spotkania, z Meksykiem - powiedział Assou-Ekotto angielskiej telewizji SkySports. - Moukandjo grał na moim skrzydle, próbował przedryblować dwóch piłkarzy, ale stracił piłkę. Powiedziałem, że powinien mi podać. Sytuacja powtórzyła się w trakcie meczu z Chorwacją. Każdy może się pomylić, ale kiedy zwróciłem mu uwagę, powiedział "Zejdź ze mnie!".

Sędzia wprawdzie incydentu nie zauważył, ale federacja zawodnikowi nie daruje: na ostatnią grę (z Brazylią, przegraną jak wszystkie poprzednie) już nie wyszedł, zapewne czeka go wewnętrzna procedura dyscyplinarna i długa dyskwalifikacja, a znając charakter Assou-Ekotto - pewnie uprzedzająca ją decyzja o rezygnacji z gry w reprezentacji.

Gram dla forsy

To był jeden z najgłośniejszych i zarazem najbardziej przemilczanych wywiadów w historii angielskiej piłki. Najgłośniejszych, bo wielokrotnie przywoływanych przez dziennikarzy i kibiców; najbardziej przemilczanych, bo właściwie nieskomentowanych przez innych zawodowych piłkarzy. - Tak jest, gram dla forsy - powiedział Benoit Assou-Ekotto w maju 2010 Davidowi Hytnerowi z "Guardiana". - Wszyscy to robimy, a ci, którzy mówią, że jest inaczej, są hipokrytami. Lubię, owszem, grać w piłkę z przyjaciółmi we Francji, ale tutaj? - dodawał. - To tylko praca, 10-15 lat kariery. Owszem, dobra praca, nie powiedziałbym, że piłki nienawidzę, ale z pewnością nie jest moją pasją.

W londyńskim Tottenhamie, który reprezentował podczas udzielenia tego wywiadu (ostatni rok spędził na wypożyczeniu do Queens Park Rangers), był przez kibiców uwielbiany. Przychodził do pracy na wpół do jedenastej, w miarę solidnie wykonywał swoje obowiązki, wychodził o trzynastej, czasem musiał zostać najdłużej, a w weekendy i niekiedy w środku tygodnia wyjeżdżał w delegację. Poza tym - jak mówił - zachowywał się w Londynie jak turysta: miał kartę na metro, chodził do knajp, w dzielnicy Tottenham stał się ulubieńcem fryzjerów, którzy regularnie układali jego fenomenalne afro, poza tym skupował stare samochody i zamieszczał zabawne komentarze na Twitterze.

"Nie rozumiem - kontynuował w tamtym wywiadzie - dlaczego wszyscy kłamią. Prezydent mojego poprzedniego klubu, Gervais Martel z Lens, powiedział, że odszedłem do Anglii za większą kasą i że nie dbam o klubowe barwy. Pytam: czy jest jakikolwiek piłkarz na świecie, który zmienia klub ze względu na jego barwy? Bo podoba mu się czerwony na przykład? Przecież to jasne, że pierwsze, o czym mówimy, to pieniądze. Także do klubu Martela ludzie przychodzą dla pieniędzy, nie dlatego, że fajnie się wygląda w jego koszulkach. Więc nie rozumiem, dlaczego kiedy mówię, że gram, żeby zarabiać, ludzie są zszokowani. "Ojej, ale najemnik". Przecież wszyscy jesteśmy tacy". Kilka lat później, dopytywany o tamtą rozmowę, dodawał, że widział już niejednego piłkarza Tottenhamu całującego klubowe logo po strzeleniu gola, a potem bez skrupułów odchodzącego gdzie indziej - podczas gdy on zostawał.

Nie słyszałem o zębach Suareza

Ale kameruński obrońca wymieniał także inne powody, dla których starał się zachować dystans do tego świata. "Ludzie próbują się z tobą zaprzyjaźnić tylko dlatego, że jesteś gwiazdą i masz kasę. Tak samo kobiety. Poznałem swoją dziewczynę, kiedy miałem dziewiętnaście lat, i nie chcę jej stracić również dlatego, że jako zawodowy piłkarz nie znalazłbym już nikogo sensownego".

- Ben jest lojalny. I jest prawdziwy - opowiadał o piłkarzu jeden ze wspomnianych fryzjerów, skądinąd kibicujący Liverpoolowi. Mówił, że wielokrotnie próbował Assou-Ekotto zagadywać o sprawy czysto piłkarskie, odkrywając przy okazji, że ten nie ma zielonego pojęcia na temat wydarzeń, o których dyskutowano nie tylko na Wyspach i nie tylko w środowisku futbolowym. O tym, że Luis Suarez ugryzł Branislava Ivanovicia i późniejszej dziesięciomeczowej dyskwalifikacji napastnika Liverpoolu Kameruńczyk nie słyszał.

Zabawnie ocenia kibiców, których spotyka na londyńskich ulicach i których obserwuje też incognito, siadając pod kapturem wśród tłumu na stadionie. - Są tacy, którzy wiedzą wszystko najlepiej: z wysokości swoich krzesełek błyskawicznie oceniają, jak trzeba było zagrać w danej akcji, a ty czujesz się, jakbyś siedział z Messim, Ronaldo i Maradoną. Ale są i tacy, którzy rozumieją trochę więcej i są trochę bardziej cierpliwi. Nie ma ich wielu, ale są.

- Benoit Assou-Ekotto prowokuje i łamie stereotypy, zwłaszcza stereotyp współczesnego piłkarza - napisał kiedyś portretujący go dziennikarz. - Chodzi mocno po ziemi, jest konsekwentny, dowcipny i rozbrajająco szczery.

A zatem Benoit Assou-Ekotto prawdę ci powie. Tylko czy musi przy tym walić z byka?

MŚ 2014. Świetny mundial, beznadziejne fryzury [OBEJRZYJ]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.