Mistrzostwa świata w piłce nożnej 2014. Dla każdego po Neymarze

- A jak Brazylia wygra, ile będzie karrrnawału?! - pyta reporterka chilijskiej telewizji. Grupka kobiet, które przed nią stoją, odkrzykuje, że z mieeesiąąąc!!!, i zaczyna tańczyć sambę. Kobiety stoją tu już od pół godziny i do tej pory samby nie tańczyły. Ale przecież miłej pani nie odmówią. Poza tym - można się zobaczyć w telewizji - piszą z Sao Paulo wysłannicy Sport.pl i "Wyborczej" na mundial Paweł Wilkowicz i Dariusz Wołowski. Relacja Z Czuba i na żywo z pierwszego meczu mundialu w czwartek od 22 w Sport.pl.

Pań jest pięć, jak się je dobrze przed kamerą ustawi, będą wyglądać jak tłum. One szczęśliwe, reporterka szczęśliwa. Widzowie też szczęśliwi, że jednak wszystko z Brazylijczykami w porządku. Już się nie gniewają na mundial, tańczą. Brazylijczyk to przecież taki miły, beztroski człowiek, któremu futbol i taniec urwały głowę. Musi kręcić biodrami nawet jak składa embraera albo robi odwierty na swoim szelfie. A co dopiero jak ma mundial za progiem.

Ta grupka kobiet przyszła tutaj, do Ibirapuery, pełnej zieleni i ładnych willi dzielnicy Sao Paulo, żeby zobaczyć, jak piłkarze Brazylii przechodzą kilkadziesiąt metrów ze swojego hotelu Pullman do autobusu i odjeżdżają na trening. One są wśród tej uprzywilejowanej grupy, która nie dość, że się przepchnęła na zamkniętą dla ruchu ulicę przy hotelu, to jeszcze ma miejsca na wprost autobusu. Lepiej się trafiło tylko paniom, które stoją na balkonie naprzeciw hotelu. Ale one są poza konkurencją, bo zdaje się, że to ich willa.

Najgorzej mają ci, którzy stoją po obu końcach zamkniętej ulicy. Ci od strony rondka wymalowanego w brazylijskie barwy nie zobaczą właściwie nic. Ci od strony wjazdu na drogę szybkiego ruchu przynajmniej popatrzą na piłkarzy z przodu, przez szyby. Ci, którzy się ustawili pod Areną Corinthians, żeby witać autobus Selecao wjeżdżający na stadion, też mogli liczyć tylko na taki widok. A przyszło ich dwa tysiące. Tylko tych w brazylijskich barwach, a przychodzą jeszcze na wieczorne spacery pod Arenę tłumy Kolumbijczyków, Ekwadorczyków, Meksykanów, Chorwatów. A potem wyśpiewują nam pod oknami hotelu przez całą noc.

W przeddzień meczu, pod stadionem, jeździł między nimi wszystkimi na rowerze kibic Corinthians, ten z grupy najzacieklejszych, słynnych Gavioes da Fiel. Ubrany w koszulkę z jastrzębiem (Gavioes to właśnie Jastrzębie) i napisem "Mistrzostwa świata zaczynają się na moim stadionie", wypytywał: - Skąd jesteście? Z Kolumbii? Witam was na naszej ziemi, na Arenie Corinthians. Skąd jesteście? Z Ekwadoru? Witam was na naszej ziemi... I tak dalej.

Dla Corinthians, drugiego po Flamengo najpopularniejszego klubu Brazylii, klubu klasy robotniczej, ale też klubu byłego prezydenta Luli, który z klasy robotniczej wyszedł do brazylijskiej elity rządzącej, mundial to ostateczne zdjęcie klątwy. Przez lata drwili z nich kibice innych drużyn, że Corinthians to klub bez paszportu, bo nie zdobywał żadnych międzynarodowych trofeów, i bez domu. Pies przybłęda tutejszej piłki. A ten przybłęda przez ostatnie cztery lata wygrał Copa Libertadores, potem zdobył klubowe mistrzostwo świata i z pomocą swoich możnych przyjaciół, od Luli po Ricardo Teixeirę, skompromitowanego, ale nadal wpływowego byłego szefa brazylijskiej piłki, doprowadził do tego, że powstał stadion. I że właśnie na nim będzie mecz otwarcia.

Stadion jest spóźniony, wykańczany w standardzie soczijskim, czyli w kurzu i plątaninie kabli do ostatniej chwili przed meczem, ale jest. W dzień - żadne cudo. Ale on został zaprojektowany dla wieczorów i nocy, gdy jest podświetlony, a na ścianie zamienionej w gigantyczny ekran pojawiają się flagi państw, które zagrają tu najbliższy mecz.

Zobacz wideo

Przeciętny kibic Corinthians mundial będzie oglądał z daleka. Panie, które krzyczą pod hotelem Brazylii: - Neymar, wyjdź wreszcie, ile można czekać! Neymar, jestem tutaj, zapomnij o swojej Brunie (to jego narzeczona, gwiazda telenoweli)! Neymaaar, widzę go, Neymaaar! - zapewne też. Mundial jest dla bogatszych albo - do czego innego aspirujących. Dla tych, którzy na ligowe stadiony zaglądają od święta, bo ten codzienny futbol jest dla nich nie dość atrakcyjny. A ten z wielkich turniejów to co innego. Tak jest przecież nie tylko w Brazylii, Euro 2012 nie było inne. Dla jednej Brazylii futbol codzienny, dla drugiej mundialowy. Dla jednej Neymar spod hotelu, dla drugiej ze stadionu. I ten futbol jest prawdziwy, i ten. I ta Brazylia, i ta. Pań spod hotelu to nie oburza, to może i nas nie powinno?

Tu zobaczysz najnowsze wyniki, tabele i terminarz mundialu

Komu powinieneś kibicować w Brazylii? [PSYCHOTEST]

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.