MŚ 2014. Rozdwojenie jaźni Brazylijczyka

Czy Brazylia chce mundialu, czy go nie chce? Przybywając do Sao Paulo, można mieć wątpliwości. Być może w całej historii kraju pięciokrotnych mistrzów świata w piłce nożnej nic nie wywoływało w duszy jego mieszkańców głębszej rozterki - pisze Dariusz Wołowski, autor bloga "W polu karnym".

Stwórz swój zespół na mistrzostwa i walcz o nagrody! Dodatkowe emocje gwarantowane ?

"Fucking Cup" - napis na kominie jednego z budynków górujących nad stadionem Itaquerao w Sao Paulo oddaje rozdwojenie jaźni przeżywane dziś przez Brazylijczyków. Z jednej strony - zaczyna się mundial, na który czekano tu 64 lata, od traumatycznej porażki z Urugwajem wielu Brazylijczyków śniło o okazji do rewanżu. Siedem lat temu, gdy największy kraj Ameryki Płd. i najbardziej rozwinięty dostawał prawo do organizacji kolejnych mistrzostw, entuzjazm był powszechny. Wydawało się, że mieszkańcy Sao Paulo, Rio i innych miast na nic nie czekali tak bardzo jak na grę o mistrzostwo świata w swoim kraju.

aa Fot. a

"Fucking Cup" - napis na kominie jednego z budynków górujących nad stadionem Itaquerao w Sao Paulo. (Fot. Dariusz Wołowski/HTC ONE X)

Dziś sytuacja wygląda inaczej. Po mieście krążą co prawda samochody z wielką flagą Brazylii na przedniej masce i drzewcach, ale spora część mieszkańców kraju uważa, że wyrazem troski o jego teraźniejszość i przyszłość jest raczej bojkot mistrzostw. Dziennikarze zjeżdżający na mundial ze wszystkich stron świata zadają sobie pytanie, jaką skalę osiągną protesty. Czy zakłócą mistrzostwa, czy rządowi uda się je odepchnąć z dala od stadionów?

Dlaczego najbardziej rozkochana w futbolu nacja świata nie chce zmagań największych gwiazd piłki?

Pani prezydent Dilma Rousseff napisała list do europejskich mediów, w których ze swojego punktu widzenia tłumaczy sytuację. Pisze, że choć piłkę nożną wymyślili Anglicy, to Brazylijczycy wyobrażają sobie, że jej dom jest w Brazylii. Podkreśla, że w ostatniej dekadzie klasa średnia w kraju rozrosła się do 42 mln ludzi, a 36 mln udało się wyrwać z biedy. To prawda, że Brazylia dokonała cywilizacyjnego skoku, ale właśnie ta rosnąca klasa średnia i powszechniejszy dobrobyt sprawiły, że mieszkańcy kraju uzyskali też wyższy poziom świadomości.

Dyskutuj z autorem na blogu "W polu karnym".

Dziś nie akceptują korupcji związanej z inwestycjami mundialowymi, widzą bezsens wydania setek milionów na przykład na stadion w Manaus, który po mistrzostwach będzie stał pusty, bo w Amazonii nie ma klubu przyciągającego tłumy. Duża część Brazylijczyków uważa, że mundial stał się okazją, by FIFA i władza wzbogacili się ich kosztem. Dlatego w złym guście jest okazywanie entuzjazmu z powodu zaczynających się mistrzostw. "Gdyby było inaczej, ulice Sao Paulo już całe mieniłyby się od flag i barw narodowych" - tłumaczy jeden z taksówkarzy.

Dziś po Sao Paulo jeździło się tragicznie. Korki koszmarne, co zapewne było spowodowane strajkami w metrze. Za trzy dni na stadionie Itaquerao zostanie rozegrany mecz Brazylia - Chorwacja, który zainauguruje mundial. Itaquerao to obiekt, którego budowa była najbardziej opóźniona. Mieszkańcy Sao Paulo żartowali, że mieszkańcy Rzymu mają Koloseum, a oni mają Kolizeum, gdy na jedną z trybun przewrócił się dźwig. Dziś obiekt jest gotowy, choć prowizorka wyziera z wielu miejsc. I tak dokonano cudu. Kiedy byliśmy tu dwa miesiące temu, stadion wyglądał na plac budowy, która nie ma szans skończyć się za rok. W poniedziałek wciąż trwały pospieszne prace, gdy wchodziliśmy do biura prasowego nasze plecaki i rzeczy do prześwietlania wkładano w rozpadające się kartony. Plastikowe pojemniki jeszcze nie dojechały. Ale centrum prasowe jest imponujące, tak jeśli chodzi o przestronność, jak wyposażenie.

Kiedy idzie się wzdłuż Itaquerao, trybuny boczne, które zostaną po mundialu zdemontowane, wyglądają jak przystawka do obiektu. Wystają z niego, tworząc coś osobnego - stadion jest ładny, nowiusieńki, ale sprawia wrażenie, jakby składał się z kilku kawałków, które niekoniecznie tworzą spójną całość. To w jakimś stopniu efekt opóźnień w budowie, widać, że wiele rzeczy robiono pod presją czasu. To byłaby kompromitacja, gdyby w najbogatszym mieście Brazylii nie był gotowy stadion, na którym mają się zacząć mistrzostwa.

Piłkarze brazylijscy zaczną mundial za dwa dni pod niemiłosierną presją. Wielu z nich podkreśla, że popiera protestujących, bo ci walczą w słusznej sprawie. Brazylia potrzebuje lepszej służby zdrowia, lepszej edukacji, a poza tym przy okazji mundialu miały powstać nowe drogi, szybka kolej z Sao Paulo do Rio, nowe lotniska, na co już nie wystarczyło pieniędzy. A więc po mistrzostwach krajowi zostaną nowe, za duże jak na potrzeby miejscowych klubów stadiony, których utrzymanie pochłonie kolejne miliony. I praktycznie nic więcej.

Nawet jeśli te argumenty rzeczywiście trafiają do przekonania Neymarowi i innymi milionerom z drużyny Luiza Felipe Scolariego, mieszkającym na co dzień w Europie, to i tak marzą oni o wsparciu kibiców, które pomoże im w drodze po szósty tytuł mistrzostw świata. Tego pragną tu wszyscy. "Miłość do piłki stała się kiedyś cechą jednoczącą naród brazylijski" - przekonuje pani prezydent Dilma Rousseff. Wiele lat temu, w czasach dyktatury, jako młoda działaczka lewicowa sama protestowała, gdy generał Medici wykorzystywał futbol do propagandy.

Sytuacja jest delikatna. Jeszcze nigdy w historii powodzenie mistrzostw nie zależało w takim stopniu od 11 ludzi. Gdy drużyna Scolariego pokona Chorwację i ruszy w drogę po szósty tytuł, być może frustracja Brazylijczyków ustąpi miejsca entuzjazmowi. Jeśli nie, protesty z pewnością się nasilą. Można postawić tezę, że władza nad Brazylią jest dziś nie tyle w rękach Dilmy Rousseff, co w nogach graczy Scolariego.

Największe błędy sędziowskie w historii MŚ

Więcej o:
Copyright © Agora SA