Zmarł Luis Aragones. Czerwona furia na serio

W wieku 75 lat zmarł Luis Aragones, człowiek, który przełamał najgłębszy, hiszpański kompleks - pisze Dariusz Wołowski, dziennikarz ?Gazety Wyborczej? i Sport.pl.

Zapraszamy na blog Dariusza Wołowskiego "W polu karnym"

Ci, którzy sądzą, że to Pep Guardiola dokonał największej rewolucji w futbolu ostatnich lat, niech wsłuchają się w słowa Xaviego Hernandeza. Najbardziej utytułowany piłkarz w hiszpańskim futbolu podkreśla, że cały ten niewiarygodny wzlot "La Roja" rozpoczęty na Euro 2008, przez mundial 2010, aż po mistrzostwa kontynentu w Polsce i na Ukrainie, nigdy by się nie zdarzył bez Aragonesa. Latem 2008 roku Guardiola tworzył nową Barcelonę mając już pewność, że można wspiąć się na szczyt uznając Xaviego za punkt centralny drużyny. Parę tygodni wcześniej w Austrii i Szwajcarii udowodnił to Aragones, paradoks polegał jednak na tym, że na ten heroiczny krok odważył się człowiek związanym z Atletico Madryt.

Cudze chwalicie, swego nie znacie? Zapewne. Jadąc na mistrzostwa do Austrii i Szwajcarii wychowanek "La Masia" miał już skończone 28 lat. Przez całą karierę na Camp Nou słyszał jaki jest wspaniały i uzdolniony, po czym każdy kolejny trener obsadzał w roli lidera jakąś zagraniczną gwiazdę importowaną za ciężkie miliony. Barcelona tak dziś dumna ze swojej szkółki piłkarskiej, była w istocie jednym z tych klubów, które bałwochwalczo spoglądały za granicę. Obok Camp Nou stoi pomnik urodzonego w Budapeszcie Ladislao Kubali, jeśli stanie obok ktoś następny, będzie nim Holender Johan Cruyff.

Jeden z felietonistów barcelońskiego "Sportu" napisał tekst pod tytułem "Xavinho" dowodząc, że gdyby Xavi urodził się w Brazylii, miałby znacznie wyższy status na Camp Nou. Ale Xavi urodził się w Terrasie, w Katalonii, przez co zawsze był w klubie swój i nic poza tym. Trudno zostaje się przecież prorokiem na własnej ziemi.

Chyba, że na sprawę spojrzy ktoś z zewnątrz. Taki jak Aragones. Urodzony w Madrycie trener uparł się, że na Katalończyku oprze grę drużyny narodowej. Jak można budować "La Roja" wokół przedstawiciela regionu, który nienawiść do Hiszpanii wyssał z mlekiem matki? Sędziwy Luis uznał, że regionalizmy, niechęci i urazy, który tyle razy stawały na przeszkodzie reprezentacji Hiszpanii, nadają się do wyrzucenia do kosza.

Nie chodziło wyłącznie o Xaviego. Aragones miał całą grupę graczy wyszkolonych genialnie. Trzeba było tylko przełamać kompleksy narosłe przez dziesięciolecia, czyli mówiąc językiem zrozumiałym dla piłkarzy, wyleczyć siniaki po kopniakach na tyłku zbierane przez Hiszpanię na wszystkich, wielkich turniejach. Luis zebrał drużynę w Innsbrucku i powiedział: "Mam najlepszy zespół, z jakim pracowałem, jeśli nie zdobędę z wami złotego medalu, to znaczy, że nie jestem trenerem, tylko kupą gówna". Wypowiedź w jego stylu. W stylu, którzy przysporzył mu wielu wrogów.

Nie był człowiekiem miłym. Raczej opryskliwym, dziennikarzy nie lubił, z wzajemnością. Posądzali go o fobię wobec graczy Realu, kiedy usunął z kadry Raula Gonzaleza. To była może najtrudniejsza decyzja. Kiedyś, pod pretekstem prośby o autograf, podszedł do niego kibic i zaczął wypytywać o Raula. "Ile razy był Raul na mistrzostwach świata? Trzy razy. A na mistrzostwach Europy? Dwa razy. Czy którykolwiek z tych turniejów wygraliśmy?" - powiedział mu Aragones.

Wyjaśnienie było może aroganckie i niesprawiedliwe wobec legendy "Królewskich". Raul zawsze oddawał "La Roja" serce na boisku. Ale też Aragones dał mu dość szans. Na mundialu w Niemczech grał w podstawowym składzie i jak reszta drużyny i jej wielcy poprzednicy, płakał na koniec. W 1/8 finału Zinedine Zidane i Francja przerwali pasmo zwycięstw "La Roja". Grali jak zwykle, przegrali jak zawsze.

Kiedy w eliminacjach Euro 2008 "La Roja" przegrała z Irlandią Płn 2-3, szkoleniowiec pożegnał Raula ostatecznie. "Mnie na widok Raula spodnie z tyłka nie spadają" - powiedział do madryckich dziennikarzy. Ci z ulgą przyjęli zmianę na stanowisku, gdy po wygranym Euro 2008 aroganta zastąpił Vicente del Bosque. Raul i tak do kadry już jednak nie wrócił.

Aragones miał w sercu Atletico Madryt, ale w jego kadrze grali najlepsi. Z hiszpańską prasą stoczył bój o Andresa Iniestę, który, jej zdaniem, po kontuzji nie nadawał się na Euro 2008. Wielu krytyków uważa, że choć z Del Bosque Hiszpania zdobyła więcej, już nigdy nie grała tak pięknie, jak na starcie złotego okresu. Aragones wystawiał jednego defensywnego pomocnika, naturalizowanego Brazylijczyka Marcosa Sennę, jego następca ustawia tam dwójkę Xabi Alonso-Sergio Busquets.

Dol Bosque, człowiek z klasą nigdy Aragonesa zasług nie umniejszał, choć przed mundialem w 2010 roku, przewidując klęskę, hiszpańska telewizja zatrudniła Luisa do krytykowania następcy. Aragones nie szczędził cierpkich słów po porażce ze Szwajcarią, ale obecny selekcjoner uznał, że była to krytyka merytoryczna.

"Nie przeszkadza mi krytyka, nienawidzę oszczerstw i pomówień" - mówił kiedyś Luis i sam starał się być tym słowom wierny. "Niech mnie pan zabije, ale niech mnie pan nie okłamuje" - dodawał w sytuacjach konfliktowych.

Szukał identyfikacji dla drużyny narodowej. Chciał sprawić, by Hiszpanie czuli to samo, co Argentyńczycy lub Brazylijczycy zakładając barwy narodowe. Dziś zdaje się czują, więc Luis spędził ostatnie dni życia spokojny o swoje dzieło. Kiedy pytano go o furia espanola i sposoby motywowania graczy po latach porażek kadry Hiszpanii mawiał: "Tego nie wytłumaczyłby nawet Menotti".

Cesar Luis Menotti, szkoleniowiec mistrzów świata z Argentyny w 1978 roku uchodził zawsze za złotoustego wśród trenerów. Aragones złotousty nie był, ale z powiedzonek słynął. Tym, którzy nazywali go "mędrcem z Hortalezy" odpowiadał, że im więcej wie o piłce, tym bardziej czuje się głupi.

Jego najgłośniejszą wypowiedzią, była ta, którą uznano za rasistowską, skierowana do Jose Antonio Reyesa. Reyes grał wtedy w Arsenalu, a Luis powiedział mu: "Powiedz ode mnie temu czarnemu, że jesteś od niego lepszy". Czarnym był Thierry Henry. Aragones tłumaczył, że nie chciał nikogo obrazić, a tylko zmotywować swojego piłkarza. W sumie jednak pasowało to do wizerunku grubianina i gbura.

Bywał jednak także romantykiem. Mówił, że odurza go zapach skoszonej trawy, dlatego nie mógł odejść od piłki. Jako zawodnik grał w ośmiu hiszpańskich klubach, nawet w Realu, ale sukcesy osiągał przez dekadę w Atletico. Mistrzem kraju był trzy razy, zdobył gola w finale Pucharu Europy w 1974 w 114. minucie, ale w powtórzonym meczu trofeum zdobył Bayern Monachium. Jako trener pracował w Atletico (jedyne mistrzostwo w 1977), Barcelonie, Valencii i kilku innych. Aż w 2004 po klęsce na Euro dostał prawo pracy z "La Roja".

Po zwycięskim Euro 2008 miał nieudany epizod w Fenerbahce, a potem odrzucił ofertę Mallorki. "Jako trener jestem już przeszłością" - powiedział. Zmarł w szpitalu 1 lutego 2014 roku.

Więcej o:
Copyright © Agora SA