Mundial 2014. Jest plan na Czarnogórę

Strategię gry o mundial trener reprezentacji Waldemar Fornalik przez całe eliminacje starannie ukrywa. Ukrywa skutecznie, więc niełatwo odgadnąć, jak piłkarze zamierzają pokonać Czarnogórę w meczu o przetrwanie. Ale spróbować można. Relacja na żywo od 20.45 w Sport.pl

Szczególnie efektownym ruchem jest wyłączenie z gry Roberta Lewandowskiego. Nasz najlepszy piłkarz od ćwierćwiecza wygląda na boisku jak dzielnica ciążąca ku niepodległości, nie ma tylko pewności, czy to bardziej ona chce oderwać się od reszty kraju, czy to reszta kraju zerwała współpracę. W każdym razie nasi przeciwnicy mogli zbaranieć, jeśli wyśledzili, że snajper Borussii, który w Dortmundzie służy do masowego strzelania goli, w polskiej kadrze służy do niestrzelania. I że naszą jedyną gwiazdę europejskiego formatu fani podczas sparingu z Danią - zwycięskiego, powinni być w humorze! - żegnali przeraźliwymi gwizdami.

Funkcja Lewandowskiego zaskakuje tym bardziej, że jest on nie tyle napastnikiem najlepszym, ile jedynym dostępnym. Jako jego zmiennika selekcjoner powołał Pawła Brożka, czyli napastnika byłego, który co prawda właśnie próbuje wrócić do wyuczonego zawodu - przygarnęła go Wisła Kraków - ale pracy przed nim wiele. Na razie to snajper, który w minionych trzech sezonach wydłubywał średnio półtora gola. I to niekoniecznie pierwszoligowego, bo wegetował również w drugoligowym Recreativo Huelva.

Gdyby natomiast Czarnogórcy wysłali swoich ludzi na przeszpiegi do Kiszyniowa, na poprzedni mecz eliminacyjny reprezentacji Fornalika - zremisowany w mizernym stylu z Mołdawią - ani oni, ani nikt z wziętych ewentualnie na języki Polaków nie wpadliby na pomysł, że już w meczu następnym, dzisiejszym, na środku obrony stanie Łukasz Szukała, za Lewandowskim - Mateusz Klich, a na lewym skrzydle - Waldemar Sobota.

Ba, nikt nie wymyśliłby, że kogokolwiek z tego tercetu selekcjoner powoła. Wtedy nie powołał nikogo.

Niewielu kibiców wiedziało wówczas, jak wychowany w Niemczech i mający również niemiecki paszport Szukała wygląda. Niewielu pamiętało, że Klich w ogóle istnieje - odkąd przed dwoma laty wyjechał z Cracovii, przepadł bez śladu w mrokach rezerw Wolfsburga. Niewielu przypuszczało, że Sobota z szeregowego ligowca, błąkającego się co najwyżej po reprezentacyjnych obrzeżach, rozbłyśnie latem na bohatera kwalifikacji do Ligi Europejskiej i zasłuży na kontrakt w Club Brugge.

Wszyscy jednak zjawili się niespodziewanie w podstawowym składzie na zwycięską towarzyską gierkę z Danią, która była dość klasycznym dla reprezentacji pomieszaniem z poplątaniem. Do przerwy jedynym powtarzającym się odruchem w szamotaninie całej drużyny były podania do Kuby Błaszczykowskiego. Polacy nie naciskali na przeciwnika, nie asekurowali się, nie współdziałali, więc pojedyncze zrywy traciły sens.

Po przerwie nie sposób było jednak nie dostrzec, że sfrustrowanego Lewandowskiego otaczają trzej gracze o charakterystyce dawno niespotykanej w tym stężeniu w naszej kadrze. W Błaszczykowskim, Sobocie oraz 19-letnim Piotrze Zielińskim ujrzeliśmy atakujących ruchliwych, uporczywie szukających wolnych przestrzeni, śmiało dążących do dryblingu. Duńczycy, którzy wcześniej panowali nad sytuacją, zetknęli się nagle z zagrożeniem nadciągającym zewsząd, gra Polaków zyskała znienacka nieprzewidywalność. Zwłaszcza że także przed obroną jedną z pozycji przeznaczonych u nas tradycyjnie dla dwójki ograniczonych defensywnych pomocników zajął wykazujący inicjatywę Klich.

Wspomina się niektóre migawki z tamtego wieczoru z przyjemnością, ale to był zaledwie sparing, i to sparing wyrwany z kontekstu całej kadencji Fornalika. Gdyby wyskubać ze wszystkich meczów pod jego przywództwem niezłe momenty, być może od biedy usypalibyśmy - z Danii, może też zeszłorocznych meczów w Czarnogórze i z Anglią - jedno niezłe 90 minut. Generalnie trener wystawia niepoukładaną zbieraninę, której nie sposób przypisać ani zdefiniowanego stylu gry, ani nielicznych choćby schematów gry. Organizującą akcje wedle zasady, że intensywnie porusza się tylko ten, kto prowadzi piłkę. Zasady na wysokim poziomie nie do przyjęcia.

Kiedy pytania o atuty drużyny słyszy selekcjoner, odpowiada, że "największym atutem są perspektywy rozwoju" (a perspektywami rozwoju, jak wiadomo, nikt jeszcze z nikim nie wygrał), unika natomiast jakichkolwiek kwestii taktycznych. Na piłkarzy narzeka, że mu ich brakuje, choć jego poprzednicy osiągali okazalsze wyniki - czasami znacznie okazalsze - z grupami ludzi uboższymi w talent. Z ujawnionego przezeń w wywiadzie dla "Gazety" przesłania na Czarnogórę - "dać z siebie wszystko" - możemy wyinterpretować, że zaproponuje na piątek plan klasyczny, przećwiczony w naszej historii nie tylko na polach piłkarskich, a mianowicie zaproponuje zryw, który być może, o ile mecz się ułoży, przyniesie zwycięstwo.

I nie wolno nam wykluczyć, że zryw, znaczy plan, zwycięstwo istotnie przyniesie (remis zredukuje szanse na awans do iluzorycznych). Czarnogórcy przywiozą trenera zręcznie reagującego taktycznie na przebieg meczu, ale nie przywiozą graczy znakomitszych od polskich, a tym bardziej nie przywiozą zimnej krwi, niezbędnej w sytuacji krytycznej, wywołanej niekiedy przez przypadek.

Tak, przypadek to może być, jak wynika z najbliższej przeszłości reprezentacji Polski, jej wielki sprzymierzeniec. Musi się nam kiedyś trafić świetny mecz na Stadionie Narodowym. Przynajmniej jeden. Jeśli trafi się w piątek, będziemy mieć nadzieję - łudzić się? - na awans do MŚ do ostatniej serii gier - wyjazdów na Ukrainę i do Anglii. Jeśli się nie trafi, rozpoczniemy inne emocjonujące losowanie - wybory następnego selekcjonera.

Polska - Czarnogóra o 20.45, transmisja w TVP 1 i Polsacie Sport, relacja na żywo w Sport.pl.

Grupa H: Ukraina - San Marino; Anglia - Mołdawia

Więcej o:
Copyright © Agora SA