Polska - Dania 3:2. Fatalna pierwsza połowa, zabójcze dwie minuty w drugiej

Reprezentacja zmarnowała pierwszą połowę sparingu w Gdańsku, ale w drugiej pokazała, że nie musi się bać i tylko czekać na to, co zrobi przeciwnik.

Rafał Stec na blogu: Lewandowski - piłkarz kontrowersyjny

Tak mocnego rywala jak zespół Mortena Olsena (27. miejsce w rankingu FIFA) reprezentacja trenera Waldemara Fornalika (72. FIFA) dotąd nie pokonała.

6 września Polska zagra w Warszawie z Czarnogórą w eliminacjach MŚ. Musi wygrać, jeśli zespół chce zachować szanse na awans do przyszłorocznego mundialu, a selekcjoner posadę.

Ostatni sparing przed meczem o wszystko polski zespół zaczął bardzo ostrożnie, jakby pamiętając, że ostatnia kluczowa gra na Stadionie Narodowym - w marcu z Ukrainą - zaczęła się od 2:0 dla gości po sześciu minutach.

Polacy grali z Duńczykami cofnięci, od razu oddali im piłkę, ale zachowali ostrożność i czujność. W czwartej minucie piłkę odebrał rywalowi na ich połowie Mateusz Klich. Pomocnik holenderskiego Zwolle popisał się kapitalną sztuczką techniczną, ograł rywali i podał do Jakuba Błaszczykowskiego. Kapitan kadry wbiegł w pole karne, wycofał i Klich strzelił kapitalnego gola. W kadrze debiutował w 2011 roku u Franciszka Smudy - wszedł w doliczonym czasie sparingu z Argentyną i nie dotknął piłki. W Gdańsku drugi kontakt skończył się golem - pięknym, ale trochę szczęśliwym, bo jeden z duńskich obrońców poślizgnął się.

Chwilę później drugą bramkę mógł zdobyć Błaszczykowski, ale jego strzał był za słaby. I niecałym kwadransie Polacy przestali grać.

Wyglądało, że trener Fornalik zabronił im wymienić więcej niż pięć podań - wszystkie akcje szybko kończyły się stratą. Pomysł na dobrą obronę i grę z kontry runął, bo polska defensywa nie umie i nie rozumie, jak ze sobą grać. Debiutujący w kadrze Łukasz Szukała ze Steauy zaczął od dwóch niepotrzebnych błędów - drugi skończył się wyrównaniem po pięknym strzale Eriksena z wolnego. Piłka przeleciała tuż nad murem, z którego wyskoczył tylko jeden zawodnik, Jakub Wawrzyniak. Reszta stała, jakby przymurowana do bramki. Później Szukała musiał wiele razy interweniować wślizgami, ale już nie mylił się jak na początku.

Po 30 minutach ponad 30 tysięcy ludzi na PGE Arena zaczęło gwizdać. Bo Duńczycy robili na boisku, co chcieli. Nikt w białej koszulce im nie przeszkadzał, kiedy któryś z zawodników miał piłkę tylko bezradnie się rozglądał, bo nie miał komu podać. Wszyscy stali, nie było chętnego, by wziął odpowiedzialność. Drugi gol dla gości padł dopiero w ostatniej minucie pierwszej połowy.

Wcześniej to jednak Polacy mieli idealną okazję, w 34. min po kilku podaniach na połowie rywali sfrustrowany brakiem podań, cofający się pod własne pole karne Robert Lewandowski kopnął w poprzeczkę, a skrzydłowy Śląska Waldemar Sobota z trzech metrów nie umiał wbić piłki do opuszczonej już bramki. To była kwintesencja gry Polaków przed przerwą - po uderzeniu Soboty połowa stadionu wybuchnęła śmiechem, a druga połowa gwizdała. Schodzących na przerwę Polaków pożegnały przeraźliwe i aż dudniące w uszach, ale zasłużone gwizdy.

Druga połowa była zupełnie inna, jakby z szatni wyszedł nowy zespół. Polacy już na nic ani na nikogo nie czekali. Wszystko zależało od indywidualnych zrywów Błaszczykowskiego. Prawa strona reprezentacji znowu była kołem zamachowym akcji ofensywnych, choć kontuzjowanego Łukasza Piszczka zastępował Artur Jędrzejczyk. Obrońca FK Krasnodar brał udział w większości akcji ofensywnych, odważnie wbiegał w pole karne, w jednej z sytuacji był nawet środkowym napastnikiem. Zagrożenie z lewej strony było mniejsze, Wawrzyniak koncentrował się na poprawnej grze defensywnej.

Polacy odmienili mecz w dwie minuty, asysty przy efektownych golach Soboty i 19-letniego Piotra Zielińskiego zaliczyli Błaszczykowski z Klichem. Obrona z Borucem w bramce grała ciut pewniej, a w każdym razie nie pozwolili Duńczykom nacierać na swoją bramkę tak jak przed przerwą. Także dzięki bardzo dobrej grze w pomocy - środkowi pomocnicy i skrzydłowi nie bali się trzymać piłkę, rozgrywać ją. Podania były mniej niechlujne, Duńczycy nie mieli już takiej swobody, zespołu Fornalika nie paraliżował już niepotrzebny strach. Dlatego, z najlepszym na boisku kapitanem Błaszczykowskim, zasłużenie wygrał.

Tak jak po pierwszej połowie wydawało się, że czas przed wrześniowymi meczami z Czarnogórą i San Marino będzie oczekiwaniem na egzekucję, tak druga wlała nadzieję. Tak konsekwentnie i skutecznie przez 45 minut zespół Fornalika jeszcze w tym roku nie grał.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Agora SA