Eliminacje MŚ 2014. Furtok: Nie odwracajmy się od reprezentacji

- Nie mamy dobrych piłkarzy, w kadrze nie ma dobrej atmosfery, widać, że zawodnicy się nie lubią - mówi o reprezentacji Polski Jan Furtok. Mimo to były napastnik wierzy, że we wtorkowym meczu z San Marino żaden z kadrowiczów nie będzie musiał ratować sytuacji tak, jak on sam w spotkaniu z tym rywalem 20 lat temu, kiedy jedynego gola zdobył ręką. Mecz Polska - San Marino o godz. 20.45. Transmisja w TVP 1, relacja na żywo w Sport.pl

Łukasz Jachimiak: Boi się pan meczu Polska - San Marino po tym, co pokazali nasi piłkarze kilka dni temu, w przegranym 1:3 spotkaniu z Ukrainą?

Jan Furtok: Myślę, że tym razem mimo wszystko sobie poradzą. Z Ukrainą rzeczywiście zagrali bardzo słabo, dlatego teraz będą chcieli pokazać, że potrafią grać.

Mecz z amatorami, którzy zamykają ranking FIFA, chyba nie jest najlepszą okazją, bo oni przegrywają prawie zawsze, często nawet dwucyfrowo.

- O zwycięstwie dwucyfrowym nie ma co myśleć. Tu po prostu trzeba wygrać. Wiem, że najgorszą drużynę świata musimy pokonać, zwłaszcza u siebie, na Stadionie Narodowym. Brak zwycięstwa albo wygrana w kiepskim stylu to byłby wstyd. Ale to jest piłka, w niej wszystko jest możliwe.

Możemy przeżyć takie męki jak 20 lat temu, kiedy w Łodzi, w el. MŚ 1994, Polska pokonała San Marino 1:0 po golu, którego strzelił pan ręką?

- Czasem są takie mecze, że nie idzie, nawet kiedy się gra z bardzo słabym przeciwnikiem. My wtedy mieliśmy niezłą drużynę, a męczyliśmy się strasznie. Oby teraz było inaczej. Oby Robert Lewandowski strzelał w sposób przepisowy.

Stawia pan, że snajper Borussii Dortmund wreszcie przełamie swoją strzelecką niemoc trwającą w kadrze od meczu z Grecją na inaugurację Euro 2012?

- Tak, coś strzeli. Będzie dobrze. Wygramy 4:0, może 5:0.

I cokolwiek nam to da? Żeby marzyć o mundialu w Brazylii, trzeba było wygrać z Ukrainą. Dlaczego nie potrafiliśmy pokonać w gruncie rzeczy przeciętnego rywala?

- Po prostu zagraliśmy słabo, kryliśmy na radar, Ukraińcy wjeżdżali pod naszą bramkę, jak im się podobało, strzelali i wpadało. W obronie graliśmy jak amatorzy, a z przodu nie jesteśmy na tyle mocni, żeby naprawić aż tyle błędów.

Trener Fornalik popełnił błędy? Źle zestawił skład, nie zmobilizował zawodników, nie dobrał odpowiedniej taktyki?

- Pewnie w meczu z San Marino nasz skład będzie trochę inny, ale to nie ma znaczenia. Niestety, nie mamy dobrych piłkarzy. Paru coś potrafi, jak mają dobry dzień, to jakoś ta nasza gra wygląda, ale generalnie problemem jest brak zgrania i porozumienia między nimi. W kadrze nie ma dobrej atmosfery, widać, że zawodnicy się nie lubią. Powinni pójść razem na piwo, pogadać. Kiedyś tak robiliśmy. A teraz już na boisku patrzą na siebie krzywo jak Lewandowski i Obraniak, co było widać nawet w telewizyjnej transmisji meczu z Ukrainą. Po takim meczu pewnie każdy zamyka się w swoim pokoju i koniec. W takich warunkach nie ma drużyny. I niektórym na tej drużynie nie zależy.

Może w takim razie trzeba kogoś, kto tą grupą wstrząśnie, nowego trenera, ze znanym nazwiskiem, z autorytetem?

- Według mnie trzeba dać popracować Fornalikowi do końca eliminacji. Jeszcze wszystkiego nie przegraliśmy, dlatego trzeba zaczekać z ocenami.

Wierzy pan, że nagle zaczniemy wszystko wygrywać, że taka drużyna, jaką mamy, mogłaby pokonać Anglię na Wembley?

- Anglicy i Czarnogórcy nam uciekli, ale wierzyć trzeba do końca. My wcale nie mamy bardzo trudnej grupy. Tak słabej Anglii jak ta, z którą graliśmy w ubiegłym roku, nigdy nie widziałem. Szkoda, że z nią nie wygraliśmy, powinniśmy. Teraz z Ukrainą też zmarnowaliśmy szansę, może kolejne zaczniemy wykorzystywać.

Artur Boruc - choć może z przymrużeniem oka - zapowiedział, że San Marino złapiemy za gardło. Nie wydaje się panu, że naszą reprezentację stać dziś na zdominowanie tylko tak słabego rywala?

- Niepotrzebnie Artur to powiedział. Ale nie odwracajmy się od reprezentacji. To najgorsze, co teraz moglibyśmy zrobić.

Więcej o:
Copyright © Agora SA